Gry

Farming Simulator – recenzja

Arkadiusz Ogończyk
Farming Simulator – recenzja
0

To miała być zabawna przygoda, traktor jadący pod prąd, pług wjeżdżający w stodołę, kombajn walczący z drzewem – chciałem podejść do tego symulatora jak do prawdziwego życia. Szybko okazało się jednak to co jest jasne dla wszystkich: praca na roli to nie jest bułka z bananem. Farming Simulator...

To miała być zabawna przygoda, traktor jadący pod prąd, pług wjeżdżający w stodołę, kombajn walczący z drzewem – chciałem podejść do tego symulatora jak do prawdziwego życia. Szybko okazało się jednak to co jest jasne dla wszystkich: praca na roli to nie jest bułka z bananem.

Farming Simulator jest dokładnie taką grą jaką sugeruje tytuł. Wtórną, ciężką i powtarzalną, ale też w miarę realistyczną i dającą unikalne poczucie spełnienia, gdy plony wyrastają, a słońce razi fragmenty naszych bladych ciał, nie zasłoniętych przez ogrodniczki.

Szkoła życia jaką otrzymamy od dzieła Giants Software jest oczyszczająca. Po patetycznym mordowaniu orków, uciekaniu przed zombie, jeżdżeniu Lancerem Evo 8 i zabijaniu wrogich żołnierzy z innych gier otrzymujemy bowiem całkowicie niepatetyczny cios wyrzucający nas z butów pełnych słomy. Wprost na ciągnik.

Na początku wybieramy między dwoma farmami: europejską i amerykańską, po czym możemy skorzystać z samouczka (polecam) lub skoczyć na głęboką wodę. Rzeczywistość nie jest kolorowa i tekstury niskiej jakości, brak dynamicznego oświetlenia, powtarzalny krajobraz oraz brak dynamiki „doskonale” przenoszą nas w codzienność rodzimych rolników. Jak to mówią za granicą, prawdziwe slice of life. To co dzieje się na ekranie nie powinno nikogo zaskoczyć, otóż jeździmy traktorem, siejąc, pieląc, ścinając i przewożąc swe plony do skupu. Bez fantazyjnego, naciąganego (ale za to zabawnego i wciągającego) czaru serii Harvest Moon – zwyczajnie od rana zasuwamy, by spłacić swój kredyt, rozwinąć gospodarstwo i móc sobie pozwolić na taki pług, że sąsiad ze złości pójdzie na pole i dla uspokojenia napije się bimbru ze strachem na wróble.

Podszedłem do tego tematu z entuzjazmem i ciekawością, wierząc w napotkanie wielu atrakcji (choć sam nie wiedziałem konkretnie jakich, liczyłem na zaskoczenie) szybko jednak okazało się, że na próżno szukać takich rzeczy w Farming Symulatorze, który jest po prostu budżetową produkcją skierowaną do własnej niszy. Samo sterowanie każdym sprzętem zostało mocno skomplikowane i wymaga ciągłego korzystania z ikon pomocniczych i kombinacji przycisków, a jedyną rzeczą jaka jest w stanie dorzucić nieco dynamiki do naszych zmagań jest możliwość zlecania innym wykonywania wszystkich robót i przyspieszenia w menu wzrostu rośli, oraz częstotliwości misji… choć misje w tej grze oznaczają przeważnie zakup wózka widłowego, by poradzić sobie z załadowaniem i transportem skrzynek. Zawsze to jakieś urozmaicenie…

Nie ma tu ani postaci które warto poznać, ani życia towarzyskiego, ani nawet muzyki. Mamy za to odgłosy przeróżnych maszyn, kilka pól do wykupienia i zasiania oraz możliwość obserwowania rosnącej na naszych oczach rolniczej potęgi. Problem w tym, że dla większości graczy nie jest to zbyt atrakcyjny widok, tym bardziej że okupuje go sporo wysiłku, nauki i żmudnego powtarzania pewnych zadań. Nagroda w postaci pieniędzy na zakup nowej, wypasionej bardziej niż holenderska krowa, maszyny jest co prawda miła, szkoda jednak, że ekscytacja nią trwa tak krótko.

Archaiczność grafiki kontrastuje tu z rozbudowaniem i przywiązaniem uwagi do szczegółów. „Simulator” w tytule dokładnie przedstawia nam z jaką grą będziemy mieć do czynienia. Czuję, że nawet gdyby wydano na nią tyle samo pieniędzy co na produkcję nowego Call of Duty, to nie zmieniłoby to zbyt wiele w wymiarze jej grywalności i przystępności. Otrzymaliśmy grę dla ciekawskich, dla cierpliwych, dla mających czas na to, by w momencie gdy nowa generacja jest już za rogiem, a na rynek trafiają największe produkcje AAA, usiąść z padem w ręku i zbierać plony. Nie jest to łatwe, wymaga przyswojenia sobie systemu zabawy i przeznaczenia kilku godzin na wmówienie sobie, że to co robimy może być fajne. Na dobrą sprawę, w obliczu frustracji, nie możemy nawet podpalić stodoły sąsiada, ani poczekać na sobotę i jechać na dyskotekę do sąsiedniej wioski, do klubu Nokaut. Pozostaje tylko samotność i pole do przeorania.

Nie jest jednak tak, że rozgrywka jest zupełnie jednowymiarowa. Mamy do wyboru kilka punktów skupu, wybieramy które siać rośliny, możemy zabrać się za hodowlę zwierząt… musimy tylko odkryć w sobie głęboką chęć by to robić. Z początku nawet to idzie: sprawdzenie jak działają kolejne maszyny i zwiedzanie okolicy wydaje się mieć swój urok, ale rzeczywistość rolnika nie jest usłana różami i atrakcje szybko się kończą. Wykup kolejnych hektarów ziemi to właściwie nasz główny cel – gdy już je zagospodarujemy i zaczną się zwracać, czujemy przyjemną ulgę oraz poczucie dobrze wykonanej pracy. A po chwili odpoczynku nie pozostaje nam nic innego jak tylko znów ruszyć do swych zajęć.

Mimo iż można dopatrzyć się kilku dobrych cech w Farming Simulatorze to nie mógłbym go polecić nikomu. Oczywiście poza osobami, które naprawdę-naprawdę szukają dokładnie takiej zabawy i będą w stanie przełknąć jej toporność i powtarzalność. Jako ciekawostka robiona po kosztach nawet się sprawdza jednak tylko pod tym względem, bo gdy przychodzi do właściwej gry to uczucie nudy pojawia się błyskawicznie. Nieśmiało zainteresowani niech poczekają do dużej przeceny, a najlepiej do gry w której przerzucanie siana będzie zabawne i przeplatane macaniem kur oraz wyczynowym jeżdżeniem na prosiaku.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu