Gry

Terraria (X360) – recenzja

Paweł Bujanowicz
Terraria (X360) – recenzja
0

Terrarię albo się uwielbia, albo uruchamia się ją raz i o niej zapomina. Tak przynajmniej wnioskuję po tym, jak poleciłem ją swojemu znajomemu i choć mamy podobny gust w temacie gier wideo, to on w przeciwieństwie do mnie ani trochę nie zachwycił się tym tytułem i odinstalował go szybko po pierwszym...

Terrarię albo się uwielbia, albo uruchamia się ją raz i o niej zapomina. Tak przynajmniej wnioskuję po tym, jak poleciłem ją swojemu znajomemu i choć mamy podobny gust w temacie gier wideo, to on w przeciwieństwie do mnie ani trochę nie zachwycił się tym tytułem i odinstalował go szybko po pierwszym kontakcie. Tak było z wersją na PC. Jak wypada edycja na x360, która po roku od premiery w wersji Xbox Live Arcade trafiła na półki sklepowe w Polsce?

Zacznę nietypowo – od wad. Terraria nie jest dla każdego i według mnie determinantą decydującą o jej zakupie powinno być to, czy macie kolegę, z którym będziecie mogli zagrać przez Xbox Live, czy nie. Uruchomiłem edycję na Xboksa 360 po kilkudziesięciu godzinach przygody ze steamową wersją. Przygody wieloosobowej, co jest jak najbardziej istotne. Z padem w ręku, na kanapie, nie mając się do kogo odezwać, czułem się po prostu samotnie. Wielki świat gry był pusty, a mi brakowało mojego przyjaciela, z którym razem eksplorowaliśmy nieskończone jaskinie Terrarii za pomocą myszki, klawiatury i wirtualnego kilofa, z użyciem mikrofonów i słuchawek do komunikacji głosowej. Także to zupełnie ta sama gra co wtedy, ale jednak przeżywana w zupełnie odmienny sposób straciła dla mnie swój urok.

Nie wiem dlaczego polska edycja pudełkowa pojawiła się u nas dopiero po roku od premiery w dystrybucji cyfrowej Xbox Live. Gra nie jest zlokalizowana i z miejsca dostała się do edycji Xbox Classics (brzydki grzbiet pudełka!), ale to jeszcze mogę przeboleć. Najgorsze jest to, że gry nie da się zainstalować z krążka na dysk twardy konsoli, przez co napęd cały czas hałasuje podczas gry, a to nawet w Xboksie Slim jest uciążliwe, jeśli gramy bez słuchawek na uszach. O ile rozumiem ograniczenia sprzętowe, które pozwalały na lepsze działanie GTA V bez instalacji, co i tak było opcją, to już Terraria powinna śmigać bez żadnych problemów. A tu niestety jestem skazany na hałaśliwą pracę napędu.

Przed pierwszym odpaleniem Terrarii na mojej czarnej skrzynce obawiałem się, że twórcom nie uda się sprawne przeniesienie sterowania z układu myszka+klawiatura na pada od Xboksa. O ile poruszanie się powinno być wygodniejsze, bo Terraria to w końcu wariacja na temat platformówki, to już precyzyjnego budowania nie mogłem sobie wyobrazić. Na szczęście w tej kwestii poradzono sobie bardzo dobrze i myszkę zastępuje prawy joystick. Po jego naciśnięciu obok naszego avatara pojawia się kursor odpowiadający najmniejszej jednostce miary – dwuwymiarowemu kwadracikowi – którym możemy poruszać tylko w obrębie zasięgu naszej postaci i w wybranym miejscu umieszczać przedmioty czy klocki różnych budulców. Z początku nie szło mi to sprawnie, ale po kilku godzinach gry doszedłem do sprawności budowniczego, jaka miałem w wersji pecetowej.

O co w tym wszystkim chodzi? Terraria wbrew pozorom nie jest dwuwymiarowym Minecraftem. Owszem, wiele łączy te tytuły. Nie ma tu żadnej fabuły, zaczynamy praktycznie z niczym, a naszym celem jest przetrwanie i rozgrywka w głównej mierze opiera się na kopaniu, wydobywaniu, budowaniu i walce z potworami. W przeciwieństwie do gry studia MoJang, Terraria urzeka dwuwymiarowym światem, którego design przypomina stare platformówki. Gdy tylko ścieramy się z pierwszymi przeciwnikami, na myśl przychodzą starsze odsłony serii Metroid i Castlevania. To rzuca się w oczy szczególnie podczas walk z bossami, których, jeśli dobrze się orientuję, w Minecrafcie nie ma w ogóle. Bossów zresztą będziemy przyzywać spełniając konkretne warunki, co w grze wieloosobowej przypomina nieco mechanikę raidów z gier MMORPG.

Do dyspozycji mamy szereg różnego rodzaju oręża, fantazyjnej broni palnej, a nawet czarów. Broń zdobywamy wykonując ją samemu ze zdobytych surowców, czasami możemy też kupić od wędrownych handlarzy lub znaleźć w skrzyniach, które poukrywane są w lochach i jaskiniach rozsianych po całym świecie gry. Sam świat możemy za każdym podejściem wygenerować od nowa, istnieje więc możliwość niemal nieskończonego lootingu przez naszą postać, którą swobodnie możemy przenosić między wygenerowanymi światami. Cały poziom będzie zresztą ewoluował z biegiem czasu, bo z jednej strony mamy do czynienia z rozprzestrzeniającą się zarazą, która powoduje skażenie terenu, na jaki się rozwinie, a z drugiej konkretne wydarzenia w grze powodują pojawienie się nowych i środowisk i minerałów. Świat Terrarii nie jest do końca statyczny, a jeśli będzie się Wam taki wydawał, to sprawdźcie w jednym z poradników co zrobić, aby pchnąć wydarzenia do przodu. W dodatku twórcy co jakiś czas wypuszczają update’y, które dodają do gry nowe elementy – przedmioty, środowiska, przeciwników.

Samo kopanie się w głąb planszy jest w Terrarii bardzo przyjemne. Odkrywanie sieci powiązanych ze sobą jaskiń daje pewien dreszczyk emocji i powoduje trochę niepokoju, zwłaszcza gdy do gry podchodzimy pierwszy raz. Wtedy szczerze nie wiadomo czego się spodziewać, a rozmiary planszy robią wrażenie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kopać idealnie prosto w dół. Gdy zdarzy nam się zemrzeć, odrodzimy się zawsze w tym samym miejscu – potem wystarczy zadbać o miękkie lądowanie i można do wykopanej wcześniej dziury wskoczyć i lecieć, lecieć i lecieć, przecinając po drodze jamy i jaskinie. Najlepszy efekt jest wtedy, gdy damy postaci do ręki jakieś źródło światła – wtedy widać choć trochę wszystkie pomieszczenia, przez jakie przelatuje. Jeśli dysponujemy na przykład hakiem, który działa jak pajęczyna Spidermana, to z takiego szybu łatwo wyskoczyć w dowolnym momencie wybierając odnogę, którą chcemy eksplorować. Im głębiej, tym rzadsze i trwalsze materiały znajdujemy (srebro, złoto, kamienie szlachetne), a także napotykamy trudniejszych przeciwników.

Ważnym elementem Terrarii jest crafting, dzięki któremu „z niczego” jesteśmy w stanie stworzyć ekwipunek ułatwiający eksplorację. Żeby zrobić pochodnię, potrzebujemy żelu z zabitych slime’ów i drewna ze ściętych drzew. Drewno przyda się również do stworzenia stołu roboczego, który poszerzy nasze możliwości rzemieślnicze. Z nim jesteśmy w stanie tworzyć proste narzędzia i meble, z których najważniejsze jest łózko. Tam gdzie je postawimy, o ile zadbamy o odpowiednie warunki dla legowiska, będzie nasz nowy punkt odradzania. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby siedzibę ustawić gdzieś głęboko w jaskiniach. Tam już łatwo o inny surowiec, kamień, z którego można zbudować piec potrzebny do wytapiania sztabek z surowców i tworzenia lepszych narzędzi i broni. Wszystkich materiałów jest ponad dziesięć i to one będą określać jak bardzo jest zaawansowana nasza postać.

Jeśli odrzuca Was surowa oprawa Minecrafta i wolicie oldschoolową, dwuwymiarową grafikę, to możecie dać drugą szansę temu modelowi rozgrywki i spróbować Terarrii na Xboksa 360. Jest tylko jeden warunek – naprawdę jakość gry szybuje w górę, kiedy macie kolegę albo dwóch, z którymi razem możecie kopać i ścierać się z bossami. Granie w samotności szybko się nudzi. Dlatego ocena jest taka, a nie inna, ale jeśli macie z kim grać on-line lub w lokalnym co-opie w trybie split-screen, to śmiało zaopatrzcie się w Terrarię.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

recgry