Google

Fajnie, że jesteś Google, ale my czekamy na coś więcej

Konrad Kozłowski
Fajnie, że jesteś Google, ale my czekamy na coś więcej
14

Przed kilkoma dniami Polska doczekała się otwarcia kolejnego sklepu i wypożyczalni cyfrowej z filmami. Tym razem odpowiedzialne za całe to zamieszanie jest Google - firma, która stoi za jednym z największych ekosystemów usług i produktów na świecie, więc emocje towrzyszące wydarzeniu były całkiem sp...

Przed kilkoma dniami Polska doczekała się otwarcia kolejnego sklepu i wypożyczalni cyfrowej z filmami. Tym razem odpowiedzialne za całe to zamieszanie jest Google - firma, która stoi za jednym z największych ekosystemów usług i produktów na świecie, więc emocje towrzyszące wydarzeniu były całkiem spore. Przejrzałem ofertę, dokonałem zakupu, obejrzałem film i wiem jedno - polski rynek nadal pozostaje nienasycony.

Przeklikiwanie się przez asortyment Google zajęło mi dobre kilkadziesiąt minut. Sprawdzałem które z ulubionych filmów są dostępne, które opłaca się zakupić, a które warto wypożyczyć w celu uprzyjemnienia sobie trwającego wtedy długiego weekendu. Oczywiście ocena zasobów sklepu może być jedynie oceną subiektywną i muszę szczerze napisać, że to co znalazłem w sklepie Google Play nie okazało się dla mnie rozczarowaniem, lecz nie czułem się też w żaden sposób pozytywnie zaskoczony. I tak z trylogii Nolana dostępny jest jedynie Mroczny Rycerz (czyli część 2), co nijak ma się do tego co znajdziemy w iTunes Store. Z drugiej zaś strony filmy animowane opowiadające o przygodach Batmana to zdecydowany atut Google Play. Chciałoby się powiedzieć “jak zwykle” - żaden ze sklepów nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań klienta na tyle, by nie był zmuszony zaopatrywać się w niektóre tytuły u konkurencji.

Tanio! Ale przez 24 godziny

Przeglądając sklep Google Play moją uwagę przykuł pozornie niewielki, lecz niesamowicie istotny szczegół. Jest nim cena prezentowana zaraz obok tytułu produkcji (mówię tu o sytuacji, gdy oglądamy stronę główną sklepu czy wyniki wyszukiwania). Dolny zakres tych cen sięga nawet kilku złotych, więc nawet automatycznie, bez dłuższego zastanowienia, po prostu klika się w jedną z pozycji. Wtedy dopiero okazuje się, że cena 9, 13 czy 17 złotych dotyczy jedynie wypożyczenia filmu i to w SD. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby we wszystkich przypadkach obok tytuł znajdowała się właśnie ten typ ceny - wypożycznie w jakości SD. Zdarza się jednak, że cena ta może dotyczyć równie dobrze zakupu w jednej z dwóch dostępnych jakości. Zorientowałem się, że wynika to z prostego faktu - nie wszystkie filmy możemy wypożyczyć, dlatego w takiej sytuacji domyślnie wyświetlana jest cena zakupu. Musicie jednak przyznać, że bywa to mylące i nieco irytujące, jeżeli znajdująca się pod filmem cena może dotyczyć jednej z 4 dostępnych opcji transakcji i dopiero po kliknięciu na konkretną pozycję (a często po raz kolejny na przycisk “Kup” lub “Wypożycz”) pozwoli nam poznać tę cenę, która nas naprawdę interesuje.

Kwestie techniczne są dla wielu osób mało istotne, lecz domyślam się, że podobnie jak ja, część widzów woli wiedzieć w jakiej jakości oferowany jest film, iloma kanałami dźwięku będziemy dysponować i na jakich urządzeniach możemy oglądać zakupiony, bądź wypożyczony film. Podobnie jak Apple, również i Google w pierwszej kolejności stawia na urządzenia i systemy należące do ekosystemu tejże firmy. Kupując film w jakości HD możemy obejrzeć go w wysokiej rozdzielczości korzystając z dedykowanej aplikacji dla przeglądarki Chrome (OS X i Windows), na telewizorze przy użyciu Chromecast oraz w aplikacjach mobilnych na Androida i iOS-a. Co istotne, Chromecast obsługiwać można z poziomu komputera jak i urządzeń mobilnych. W oknie jakiejkolwiek innej przeglądarki do naszej dyspozycji oddano co najwyżej film w jakości 480p.

Offline? Mamy problem

Sprawa rozbija się jednak o tryb offline. Ten bowiem dostępny jest tylko i wyłącznie na urządzeniach z systemem Android oraz Chrome OS. To calkiem spore ograniczenie, choć gdy porównamy je z tym co oferuje Apple, wcale nie będziemy tak zaskoczeni. W końcu filmy zakupione w iTunes Store pobrać można tylko raz i tylko na urządzenia z iOS, bądź przy użyciu aplikacji iTunes na Windows i OS X. Wtedy czeka nas żmudny proces synchronizacji, a o możliwości strumieniowania filmów możemy w ogóle zapomnieć. Nie muszę też chyba wspominać o tym, że użytkownicy Androida nie maja czego szukać w iTunes Store…? Z drugiej zaś strony iTunes zainstalujemy na komputerze z Windowsem i pobierzemy zakupiony film w HD.

Dźwięk stereo przy produkcjach dostępnych w jakości SD mógłby nikogo nie zdziwić, lecz przy pozycjach w wysokiej rozdzielczości oferowanie dźwięku stereo nie jest dla mnie zrozumiałe, nawet pomimo faktu, że w większości przypadków film oglądać będziemy po prostu na komputerze czy tablecie/smartfonie.

Chromecast - czas na Polskę

Dla mojej skromnej osoby pojawienie się filmów w Google Play Polska to bardzo dobra wiadomość z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to pierwszy, naprawdę liczący się, serwis VOD dla Polaków dostępny w przeglądarce. Ceny wypożyczeń filmów (czy to SD czy HD) są dość atrakcyjne, dlatego można wygodnie rozsiąść się z rodziną czy znajomymi przed ekranem i za niewielkie pieniądze obejrzeć dobry film. Po drugie, jako posiadacz Chromecast, mogę sprowadzić smartfona czy tablet do roli pilota i cieszyć się filmem w HD na dużym ekranie. Wydaje mi się, ze przy takich okolicznościach wprowadzenie Chromecast do Polski staje się coraz bardziej prawdopodobne - nareszcie istnieją przyziemne i przemawiające do zwykłych użytkowników argumenty stojące za zakupem tego akcesorium i podłaczeniem go do telewizora. Wierzę, że to pociągnęłoby za sobą premierę aplikacji HBO Go wspierającej Chromecast.

Serialami Polska żyje

To czego nie znajdziemy w ofercie filmowej Google Play to polskie ścieżki dźwiękowe i… seriale. Ta “przestrzeń” rynku pozostaje więc cały czas do zagospodarowania, lecz obawiam się, że tego, kto zdecyduje się na wprowadzenie seriali do otworzenia VOD z taką ofertą, może spotkać gorzki zawód. Przekonanie do płacenia milionów widzów, oglądających dziś za darmo najlepsze seriale, jest nie lada wyzwaniem. Sukces Spotify pokazał, że najprawdopodobniej jedynym mającym jakiekolwiek szanse powodzenia rozwiązaniem jest tak naprawdę model subskrypcji i niewielkich kwot. Dokładnie to co robią Hulu czy Netflix. Znając polskie realia nie spodziewałbym się jednak przytłaczającej widza oferty w jednej usłudze, bo to nie udało się nawet w Stanach Zjednoczonych, czyli kraju gdzie większość tych produkcji powstaje. Abonament na poziomie około 30 złotych nie otworzyłby Polakom bram do wszystkich ulubionych seriali - w takiej sytuacji kto zdecydowałby się na uiszczanie comiesięcznej płatności rezygnując jednocześnie z (legalnego i łatwego) dostępu do wybranych produkcji?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu