Zapowiedziane zmiany w komunikatorze FaceTime nasuwają wiele pytań. Czy Apple robi to, aby... zareklamować swój komunikator? Jeśli tak - to musi zadbać, by działał idealnie.
Na poniedziałkowej konferencji otwierającej hucznie WWDC 2021 Apple opowiedziało co nieco o całym pakiecie nadchodzących nowości — zarówno związanych z iOS 15 i iPadOS 15, macOS Monterey jak i watchOS 8. Przy wielu z zapowiedzi, według Apple całkowicie rewolucyjnych, nowości można było tylko westchnąć i powiedzieć, że konkurencja ma to już od dawna. No bo umówmy się - międzyplatformowe rozmowy - czy to audio, czy wideo, w grupie? Można wybierać i przebierać. Rozmywanie tła za rozmówcą? Łatwiej jest chyba obecnie wskazać kto takiej opcji NIE oferuje. A nawet kwestia podziału powiadomień i dostosowanie smartfona do czasu pracy i stylu życia nie jest tak rewolucyjna w świecie technologii, jak Apple chciałoby w to wierzyć. I od kilku dni nie daje mi spokoju kwestia tego, że Apple — zwłaszcza w kwestii komunikatorów i wspólnej konsumpcji multimediów z przyjaciółmi — znacznie spóźniło się na imprezę. Jedynym sensownym wytłumaczeniem i usprawiedliwieniem będzie to, jeśli wszystko nad czym pracują - zrobią perfekcyjnie.
FaceTime jest w porządku, ale czy faktycznie będzie na tyle dobry, by wykosić konkurencję?
Obecnie na rynku komunikatorów możemy wybierać i przebierać. Początek pandemii to wzmożony wzrost rozwiązań u... właściwie, to u wszystkich. Teamsy pokazały że drzemie w nich ogromny potencjał, potrzebowały tylko odpowiedniej motywacji. Zoom zawsze radził sobie w porządku, ale to co stało się po tym gdy cały świat zamknięto w domach to prawdziwy szok. Nawet Google zakasał rękawy i jego Meet nie tylko został znacznie usprawniony, ale przede wszystkim dla wszystkich stał się komunikatorem darmowym. Na to wszystko, półtora roku spóźnione (bo przypominam że poniedziałkowa konferencja to jedynie zapowiedzi tego, co nadejdzie jesienią) wpada Apple informując, że FaceTime będzie potrafił rozmywać tła, zaoferuje łatwą konsumpcję multimediów za pośrednictwem aplikacji na smartfonie (i nie tylko, bo można je także "rzucać" na sprzęty z AirPlayem), a dodatkowo — generować linki do planowanych spotkań.
Niby banał, ale jednak nie. Bo pamiętajmy, że dotychczas FaceTime pozostawał komunikatorem zamkniętym w ekosystemie Apple — dopiero w tym roku się to zmieni. Bowiem ze wspomnianych, wygenerowanych, linków korzystać będzie można na każdej platformie. Android czy Windows nie dostaną dedykowanej aplikacji, ale będą mogli włączyć się do rozmowy za pośrednictwem swojej przeglądarki internetowej. Brzmi mało wygodnie — i myślę, że może to być taka próba rozpoznawania terenu. Chociaż kto wie, może Apple myśli że ma na tyle dużo argumentów i ich usługa będzie działała na wzorowo i bezproblemowo, że rozmówcy którzy spróbują FT zechcą korzystać z niego na co dzień. Tym samym pobiegną do sklepu po własnego iPada, iPhone'a, Maca czy co tam jeszcze im przyjdzie do głowy.
Nie do końca rozumiem ten krok Apple — tym bardziej, że przecież w tym roku dowiedzieliśmy się o planowanym porcie iMessage na Androida. Przy okazji też dowiedzieliśmy się dlaczego takowy nigdy nie powstał:
iMessage na Androida przysłużyłoby się po prostu do usunięcia przeszkody dla rodzin korzystających z iPhone’ów, by dać dzieciom smartfony z Androidem
Apple nie chciało nikogo wypuszczać ze szponów swojego ekosystemu, a przy okazji robiło co w jego mocy, by przyciągnąć jak najwięcej nowych użytkowników. I choć na polskim rynku tego nie odczuliśmy, w Stanach Zjednoczonych gdzie każdy ma iPhone'a, bardzo trudno było się wyrwać z tego kręgu. Tym razem Apple robi podchody — ale żeby to wszystko miało sens, FaceTime musi działać nieskazitelnie. Bez przerw, bez niespodzianek, bez irytujących błędów — to jedyna nadzieja firmy na to, że coś z tego wyjdzie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu