Facebook jako potężna machina pokazał nam już wielokrotnie, jak bardzo potrafi włazić z buciorami w to, co widzimy chociażby w newsfeedzie. Zuckerberg...
Facebook jako potężna machina pokazał nam już wielokrotnie, jak bardzo potrafi włazić z buciorami w to, co widzimy chociażby w newsfeedzie. Zuckerberg "wie lepiej", co chciałbym zobaczyć w tym miejscu i oferuje mi z reguły to, czego widzieć bym nie chciał. Ok, dobra. Ustawienie "Najnowszych" jako głównego kanału jest niemożliwe, bo zaraz zobaczę te "najciekawsze", czy ciekawe najmniej. A co z wideo? Tam Facebook mówi, że radzi sobie dobrze. Jak jest? Dziwnie.
A dlaczego nie?
Sytuacja z Facebookiem przypomina mi niedawną uczelnianą debatę nad pewnym zagadnieniem. Temat trudny, nie zero-jedynkowy, tam pogląd zależy w sumie od punktu siedzenia, jednak każdą tezę warto czymś poprzeć. Gdy drugiej stronie dyskursu brakło argumentu, na pytanie "Dlaczego..." odpowiedziano "A dlaczego nie?" Aż się prosiło, żeby rzucić tutaj brzydką kalką z języka angielskiego i skomentować wypowiedź nieśmiertelnym "handluj z tym" (deal with it - tak, to brzydka kalka).
To samo można powiedzieć o Facebooku. Z jego sposobem podbijania sobie ruchu wideo można również "handlować" i na pytanie: "Dlaczego serwis tak poczyna sobie z wideo?", również można powiedzieć: "A dlaczego nie?". Jeszcze lepszą odpowiedzią byłoby: "Bo może!". Istotnie, Facebook ma mnóstwo narzędzi do tego, by promować własne rozwiązania wideo przy okazji mocno ograniczając konkurentów.
Newsfeed należy do Facebooka
Smutne, ale prawdziwe. Newsfeed, który oglądam codziennie (czasami mam ochotę się stamtąd urwać) należy do Facebooka. To on ustala, co chcę oglądać, czego nie powinienem widzieć - czasami wychodzi koślawo. W głębi ducha cieszę się, że Facebook sobie ogarnął to, że interesują mnie wieści na temat Arsenalu, transferów piłkarskich, technologii i startupów. Jednak w wielu przypadkach przewijanie głównego kanału wywołuje u mnie głównie efekt "meh", po czym idę sobie szukać czegoś ciekawszego w RSS-ach, albo na stronach, gdzie bywam kilka razy dziennie. Messenger jedynie mnie trzyma przy Facebooku i fanpage Antyweba. Tyle.
A skoro Facebook może sobie ustalać, co zobaczysz w swoim newsfeedzie, to równie dobrze może kombinować z rozwiązaniami konkurencji. I tak oto, Hank Green z Medium potwierdził to, o czym myślałem już jakiś czas temu. Facebook sztucznie podbija ruch z własnym wideo przy okazji obniżając ruch z innych platform. W skrócie - Green wykazał, że wrzucając film z YouTube, trafi on do mniejszej ilości osób. Ten wrzucony bezpośrednio na Facebooka ma większe szanse na dotarcie do szerszej grupy widzów.
Facebook równie ciekawie zlicza oglądalność
Każdy liczy tak, jak mu się podoba - w kontekście Facebooka jasno widać, że nie chodzi tutaj o prezentowanie rzeczywistego zaangażowania, lecz typowego parcia na cyferki. Bez głębszej refleksji można by było stwierdzić, że rzeczywiście Facebook osiągnął ogromny sukces na polu wideo i już niedługo YouTube stanie przed poważnymi problemami. Nie, nie stanie, a Facebook kłamie. O tym pisałem już wcześniej przy okazji tego tekstu, gdzie poddawałem w wątpliwość to, jak są zliczane wyświetlenia.
Ważne w kontekście wideo jest zaangażowanie oglądającego. Owszem - można kliknąć na wideo, ale tym wartościowszy jest nasz widz, im więcej obejrzy. A dla nas to wskaźnik, czy wideo jest ok, czy podoba się nasza koncepcja i czy platforma na której się pojawił jest przyjazna. W przypadku Facebooka, ludzie nie widzą na razie żadnych zalet z korzystania z niego jako platformy wideo. "Kombajnowe" zapędy giganta kończą się tam, gdzie zaczyna się zaangażowanie.
Green potwierdził to prostym eksperymentem. Odpływ użytkowników podczas oglądania wideo był dużo szybszy w przypadku Facebooka, niż jak to ma miejsce w serwisie YouTube. Facebook, aby sobie dać radę z niskim zaangażowaniem, zlicza "wyświetlenie" już od trzeciej sekundy. YouTube jest tak mocno okopany na rynku, że może sobie pozwolić na postawienie na mocne zaangażowanie i tam wyświetlenie liczy się już od około 30 sekund oglądania filmu.
Kłamca, kombinator
Mocne oskarżenia pod adresem Facebooka, ale trzeba brać takie rzeczy na klatę, jeżeli chce się porównywać do dużo starszego i potężniejszego giganta. Morał z tej historii jest taki, że wszystko można policzyć na różne sposoby, a statystyki mogą być nie tylko ważnym materiałem poglądowym, ale i nośnikiem kłamstwa. Facebook nawet nie bardzo krył się z tym, że kłamie, dlatego jak tylko znowu będzie chciał porównywać się do YouTube, ponownie gorzko się zaśmieję i przypomnę sobie mój artykuł oraz eksperymenty Greena. Dlaczego YouTuberzy nie przerzucają się na Facebooka? Wbrew pozorom mają nieco oleju w głowie, ich partnerzy również i dobrze wiedzą, że statystyki jakie prezentuje Facebook to jedno. Rzeczywiste korzyści to drugie. Wyciągając z tego wypadkową można dojść do wniosku, którego skróconą treść zamieściłem w śródtytule powyżej. Powtórzę raz jeszcze:
Kłamca, kombinator.
Grafika: 1, 2, 3, 4
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu