Felietony

Nienawidziłem Messengera, a teraz jest dla mnie jedną z najważniejszych aplikacji w smartfonie

Paweł Winiarski
Nienawidziłem Messengera, a teraz jest dla mnie jedną z najważniejszych aplikacji w smartfonie
32

800 milionów. Tyle osób korzysta aktualnie z Messengera, który stał się jakiś czas temu zależnym, choć odłączonym od Facebooka bytem. Jestem jednym z nich i już nie wyobrażam sobie sieci bez komunikatora od Zuckerberga. Gdybym miał wybrać jedną, najważniejszą dla mnie, funkcję amerykańskiego serw...

800 milionów. Tyle osób korzysta aktualnie z Messengera, który stał się jakiś czas temu zależnym, choć odłączonym od Facebooka bytem. Jestem jednym z nich i już nie wyobrażam sobie sieci bez komunikatora od Zuckerberga.

Gdybym miał wybrać jedną, najważniejszą dla mnie, funkcję amerykańskiego serwisu - byłby to bez wątpienia chat. Jakkolwiek dobra nie byłaby aplikacja do prowadzenia sieciowych rozmów, jej istnieniu sens nadaje baza użytkowników. I w tym wypadku Facebook nie ma najmniejszych problemów, w końcu są tu „prawie wszyscy”. Tak się składa, że większość osób, z którymi utrzymuję regularny kontakt, ma konto na Facebooku - więc zarówno prywatnie, jak i zawodowo to dla mnie jeden z najszybszych i najwygodniejszych sposobów komunikowania się przy użyciu komputera i smartfona.

W przypadku samego Messengera nie było jednak w moim przypadku tak kolorowo. Początki korzystania z aplikacji wspominam bardzo kiepsko - ciągle coś się zawieszało, zamulało telefon, wiadomości potrafiły nie dochodzić, a powiadomienia nie wyświetlać się. Oczywiście wciąż nie jest idealnie, ale widzę, że pewne problemy zostały zażegnane. Kiedy Messenger rozpychał się po świecie, Facebook najpierw sugerował jego instalację na smartfonie, później wręcz do niej zmuszał. Niefajna sprawa, szczególnie, że w tamtym okresie klasyczny czat z aplikacji mobilnej działał zdecydowanie lepiej. Nie ukrywam też, że do pewnych wad Messengera już się przyzwyczaiłem, choć taki na przykład brak wyszukiwarki w rozmowie to jakieś nieporozumienie.

Z uśmiechem przywitałem również wideoorozmowy, z których czasem korzystam zarówno w aplikacji mobilnej, jak i przeglądarkowej wersji serwisu. Jakoś jest gorsza niż na Skype, ale przewaga Messengera jest identyczna, jak w przypadku samego chata. Mam tu wszystkich, nie musze szukać ich w innych aplikacjach, namawiać do instalacji i zakładania konta. Chcę widzieć rozmówcę, po prostu klikam lub naciskam palcem ikonę kamerki. Wprowadzenie wideorozmów to bez wątpienia jeden z największych ubiegłorocznych sukcesów Messengera. Tego samego nie mogę powiedzieć o dodatkach, w postaci pseudonimów, emoji czy możliwości wklejania gifów po zainstalowaniu zewnętrznej aplikacji sugerowanej przez appkę. Ale najwidoczniej mnie takie drobiazgi po prostu nie kręcą.

Nie przywiązuję się do komunikatora, o czym pisałem już przy okazji wspomnień związanych z Gadu-Gadu. Jeśli któregoś dnia wszyscy przeniosą się w inne miejsce, nie będę za Messengerem tęsknił - ale serwis Zuckerberga jest doskonałym przykładem, jak można opleść siecią cały świat. Niezależnie od tego, w jakim miejscu się znajduję, zawsze mam kontakt ze znajomymi - a dodanie się na Facebooku zastąpiło wymienianie się numerami telefonów. Któregoś dnia przejrzałem swój rachunek telefoniczny sprawdzając, ile wysłałem przez ostatni miesiąc SMS-ów. Równo dwa i to do osób starszych, które nie korzystają z sieci. W takim układzie darmowe SMS-y w abonamencie okazują się jedną z moich najgłupszych decyzji ostatnich lat.

grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu