Wielu z Was czytając ten tekst, pomyśli zapewne, to żeś Grzesiu amerykę odkrył, ale szczerze powiedziawszy, do tej pory dość frywolnie traktowałem kwestie prywatności, czy tego, jakie dane gromadzi o mnie Facebook i co z nimi robi, wmawiałem sobie, że nie mam nic do ukrycia itp. Jednak otrzeźwienie przychodzi dopiero, gdy namacalnie dotyka nas to i widzimy czarno na białym, że to nie jest już zabawa, zwykłe podsuwanie reklam, ale też wpływanie na nasze życie i decyzje, jakie podejmujemy w tym życiu. Coś takiego mnie spotkało wczoraj.
Facebook to dzisiejsza czwarta władza, potężniejsza niż media
Ci z Was, którzy śledzili moje dotychczasowe wpisy...
Moje początki z aktywnym korzystaniem z sieci wiążą się nierozerwalnie z Google, ich wyszukiwarką i reklamami kontekstowymi. To była niewinna zabawa w porównaniu z tym, czym dysponuje już teraz Facebook. Wpisywało się szukaną frazę, wyświetlało wyniki, a po prawej kolumna z podobnymi stronami i opłaconymi reklamami. Targetowane mogły być na miejsce zamieszkania, może wiek czy według historii wyszukiwania czy dokładnej lokalizacji. Czas mijał, algorytmy się rozwijały, pojawiły się sieci neuronowe, uczenie maszynowe, a Google jedyne, co mogło z tym zrobić, to lepsze dopasowanie wyników czy lepsze rozumienie kontekstu wpisywanych fraz. Podobnie wykorzystali to w Google Tłumaczu, to wszystko.
Pod moim ostatnim wpisem, gdzie przekonywałem Was, że Google usilnie próbuje stworzyć swoją sieć społecznościową, porównywalną z Facebookiem, pojawił się komentarz, że może nie jest to głównym celem Google.
Otóż jest, wyobraźcie sobie, jaki to ma potencjał, prawie półtora miliarda ludzi korzysta z Facebooka każdego dnia, dzieląc się na nim swoim życiem, decyzjami, nastrojami i uczuciami. To nie jest materiał jedynie do sprzedaży reklam. Wczoraj na swoim prywatnym profilu zamieściłem post, w którym padły słowa: "Ależ ten czas leci:) 2 lata bez żadnych problemów (...)". Odruchowo, tak już mam, że zanim wyjdę ze swojego profilu klikam jeszcze na stronę główną FB, a tam pojawiła się zajawka od FB, coś w stylu" Sprawdź, co robiłeś dwa lata temu, przejrzyj swoje zdjęcia". W pierwszej chwili zignorowałem to, ale później zacząłem się zastanawiać, czemu dwa lata, a nie rok czy trzy. I powiązałem to z tym moim postem. Powiecie, nic nowego, pierdoła, ale pomyślcie, co z taką wiedzą może zrobić Facebook i komu ją sprzedać. Zwróćcie też uwagę, jak błyskawicznie i skutecznie zareagował Facebook, to było kilka sekund od publikacji posta. Codziennie publikowanych jest ich niezliczona ilość na FB, a oni są w stanie na każdy z nich tak szybko zareagować. Algorytmy FB rozumieją kontekst wypowiedzi, potrafią z niego wyczuć intencje, co mamy na myśli i co byśmy chcieli w danym momencie zrobić i podsuwa to. Za każdym razem, nawet jak tego nie zauważamy. W dłuższej perspektywie czasu daje to ogromne możliwości i skuteczność wpływania na swoich użytkowników.
Teraz pomyślcie komu może na takiej wiedzy zależeć i ile jest w stanie za nią zapłacić? Reklamodawcy? Tak, ale więcej zapłaci władza, a jeszcze więcej ci, którzy do tej władzy chcą się dorwać. To żaden problem dla FB zebrać dane o sympatykach jednej czy drugiej opcji politycznej i podsuwać im określone wpisy. I to nie muszą być wcale linki do jakiś artykułów, tych z modnej ostatnio kategorii fake newsów. Ktoś dajmy na to, wrzuca na swój profil posta, że jest zawiedziony tą czy inną partią, że już na nią nie zagłosuje w następnych wyborach. Po czym przejdzie na stronę główną, a tam zupełnie przypadkiem pojawia się post, zwykłego (ale fikcyjnego) użytkownika: "A mnie dziś przed pasami przepuściła limuzyna Kaczyńskiego i jeszcze pomachał mi przez szybę. To jednak równy gość z niego". Większość zignoruje i przewinie dalej, ale na podświadomość zadziała. A już na pewno seria takich "przypadkowych" wrzutek.
Facebook ma dziś ogromną wiedzę, nie tylko o naszych zwyczajach zakupowych, ale i naszych nastrojach, upodobaniach i jest w stanie błyskawicznie reagować na ich zmianę. Ma tym samym większą władzę niż dzisiejsze media. Media mają swoich czytelników i zwolenników lewej czy prawej strony. Może na nich wpływać, ale jedynie w kontekście tej jednej wybranej przez nich opcji politycznej. Przeciwników ciężko im zwerbować (chyba, że jest jakaś większa afera, ja ta z sową w tle), bo większość z nich czyta inne media. Więc mogą jedynie mobilizować i konsolidować jedną opcję polityczną. Facebook ma ich wszystkich, wie o nich więcej i ma władzę i możliwości, by dowolnie nimi manipulować. Mówi się, że ostatnie wybory w USA czy referendum na temat Brexitu, podobno odbyły się i prawdopodobnie wygrane zostały w internecie. To raczej pewne, jak i to, że w większości własnie na Facebooku.
Photo: 2nix/Depositphotos.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu