Czytam sobie w Wall Street Journal o tym, że reklamodawcy niekoniecznie są zadowoleni z tego, że Facebook podbijał sobie statystyki oglądalności filmów na własnej platformie społecznościowej. I pytam się teraz, gdzie byli, gdy pojawiały się pierwsze tego typu doniesienia? Oczywiście, zajęci byli testowaniem potencjału reklamowego serwisu na nowym polu. I jakoś wtedy nikt nie przejmował się tym, że estymacje dotyczące czasu oglądania poszczególnych filmów, a także reklam były mocno zawyżone.
Facebook oszukiwał z oglądalnością filmów w serwisie - reklamodawcy dopiero teraz się obudzili?
Facebook zauważył w materiałach wideo ogromną szansę dla siebie i zamiast budować zaangażowanie w naturalny sposób, postanowił podbić średnie wyliczenia co do oglądalności. Po co? Aby zachęcić reklamodawców, którzy stanowią dla Facebooka najwyższą wartość, jeżeli chodzi o spływ pieniędzy do skarbnicy firmy. Jako, że reklamodawcy od dawna bardzo interesują się formatami wideo, a prym w tym wszystkim i tak wiedzie YouTube (za pomocą typowych treści wideo, jak i "contentowej" reklamie natywnej), Facebook również chciał mieć swój udział w tym biznesie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby serwis był zwyczajnie w porządku z reklamodawcami, którzy chcą mieć precyzyjne dane - co im taka reklama może dać. Facebook natomiast zrobił to po swojemu i... nagle zaczęły się żale.
Podstawowym zarzutem w stronę Facebooka był fakt, iż zliczał on w bardzo kontrowersyjny sposób wyświetlenia danego filmu. W YouTube działa to nieco inaczej - dopiero po tym, jak jest wiadomo, że użytkownik zaangażował się w reklamę, doliczano "klika" i wiadomo było na czym reklamodawca stoi. Natomiast w przypadku Facebooka, odsłony zliczano od razu - bez żadnego warunku wytrwania przy treści wideo. Nowy system zliczania tychże danych zakłada, że wideo musi być włączone przez co najmniej trzy sekundy, żeby "klik" został zaliczony. I co teraz? Nagle zaczęły się płacze, że Facebook nabijał sobie statystyki.
Ważne w kontekście wideo jest zaangażowanie oglądającego. Owszem – można kliknąć na wideo, ale tym wartościowszy jest nasz widz, im więcej obejrzy. A dla nas to wskaźnik, czy wideo jest ok, czy podoba się nasza koncepcja i czy platforma na której się pojawił jest przyjazna. W przypadku Facebooka, ludzie nie widzą na razie żadnych zalet z korzystania z niego jako platformy wideo. „Kombajnowe” zapędy giganta kończą się tam, gdzie zaczyna się zaangażowanie.
Green potwierdził to prostym eksperymentem. Odpływ użytkowników podczas oglądania wideo był dużo szybszy w przypadku Facebooka, niż jak to ma miejsce w serwisie YouTube. Facebook, aby sobie dać radę z niskim zaangażowaniem, zlicza „wyświetlenie” już od trzeciej sekundy. YouTube jest tak mocno okopany na rynku, że może sobie pozwolić na postawienie na mocne zaangażowanie i tam wyświetlenie liczy się już od około 30 sekund oglądania filmu.
Czytaj dalej poniżej
ANTYWEB: Facebook kłamie
Ale to przecież nic dziwnego. Dobra reklama ma nie tylko zbierać kliki, ale i powodować zwiększone zaangażowanie. A tego nie można powiedzieć o reklamie, która zaraz jest wyłączana. Reklamodawcy zatem, mając już wcześniej wiedzę na temat kontrowersyjnych praktyk serwisu społecznościowego, mogli wcześniej zacząć tupać nóżkami na znak protestu. Dziwi mnie to, że dzieje się to dopiero teraz. Propaganda sukcesu treści wideo Facebooka jest o tyle daleko posunięta, że wiele osób zauważyło, że mocno ucina on zasięgu treściom powiązanym z YouTube. Między innymi Michał Sadowski zaczął je świadomie "ukrywać" przed Facebookiem za skracaczami linków po to, aby nie tracić zasięgu swoich postów.
Gdyby to była tylko chwilowa pomyłka Facebooka - może wszystko wyglądałoby zupełnie normalnie. Takie rzeczy się zdarzają. Jednak, w sytuacji, gdy mówiło się o tym już wcześniej, a cała sytuacja trwa już dwa lata - trudno mówić o przypadku. Takie działanie miało na celu rychłe przekonanie reklamodawców do Facebooka i po części to się udało. Jednak, w przypadku poważniejszych podmiotów, które liczyły na przedstawiane przez firmę korzyści - niesmak pozostanie. Tak w biznesie się nie robi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu