Syty głodnego nie zrozumie. Tym znanym porzekadłem można podsumować eksperyment, jaki zamierza przeprowadzić Facebook. Korporacja chce zaserwować swoi...
Syty głodnego nie zrozumie. Tym znanym porzekadłem można podsumować eksperyment, jaki zamierza przeprowadzić Facebook. Korporacja chce zaserwować swoim pracownikom "wtorki 2G" - będą pracować korzystając z niezwykle wolnego Internetu, cofną się do czasów, gdy Sieć wymagała od użytkownika cierpliwości. W jakim celu? Bo ów wolny Internet to nadal rzeczywistość dla milionów ludzi na całym świecie. Aby przygotować dla nich dobry produkt, trzeba przynajmniej przez chwilę zderzyć się z technologicznymi warunkami, w których funkcjonują.
Facebook liczy na rynki wschodzące
Niejednokrotnie pisałem o planach i działaniach korporacji Zuckerberga dotyczących rynków wschodzących. Internet.org, czyli proteza Internetu, jak nazywają to krytycy, ma dać ludziom namiastkę Sieci i jednocześnie zakorzenić Facebooka w ubogich społeczeństwach Afryki, Azji czy Ameryki Południowej. Korporacji trudno będzie dynamicznie rosnąć w Europie Zachodniej czy USA, bo ma tam już bardzo silną pozycję, jeśli mają się pojawiać nowi użytkownicy, trzeba ich zdobyć w Nigerii, Indiach czy w Brazylii. Podbicie tych rynków w dłuższej perspektywie może przynieść wielkie zyski.
Trzeba dostosować produkt do rynku
Sporym wyzwaniem w tych poczynaniach jest specyfika rynków, na których swoją obecność chce zwiększać Facebook. Różnią się od siebie, a już z pewnością odbiegają od realiów zachodnich. Firma ponoć dba o to, by jej pracownicy odpowiedzialni za rynki wschodzące z bliska poznawali państwa i społeczeństwa, dla których tworzą produkty, ale na tym nie koniec - narodziła się idea "2G Tuesdays". W każdy wtorek pracownik po zalogowaniu się w serwisie, będzie pytany, czy chce pracować w warunkach wolniejszego Internetu. Jeśli się zdecyduje, to przez godzinę czeka go Facebook w warunkach 2G. Czyli takich, z jakich korzystają ludzie np. w Indiach. Po co to wszystko?
To proste: dla zdobycia wiedzy i doświadczenia. Jak już napisałem: syty głodnego nie zrozumie. Pracownicy korzystający z szybkiego łącza w USA mogą sobie nie zdawać sprawy z tego, jak ich serwis działa w Indiach w warunkach 2G, że strona ładuje się powoli. Nawet jeśli wiedzą o tych ograniczeniach, nie jest powiedziane, że rozumieją różnice, że znają problem od strony praktycznej. Bo dla wielu z nas jest to już tylko wspomnienie - myślimy o Internecie 5G, stare czasy wymazujemy z pamięci albo kwitujemy je słowami: jak człowiek to znosił?
Godzina z wolnym netem nie obniży poważnie produktywności pracowników, a może przynieść ciekawe efekty - powinny pojawić się pomysły na to, jak zmieniać serwis, jak tworzyć nowe produkty, by przystosować je do wspomnianych warunków. Korporacyjna burza mózgów, która nie ogranicza się do wąskiej grupy ludzi odpowiedzialnych za rynki wschodzące. Nie twierdzę, że nagle wszyscy będą sobie urządzać "wtorki z 2G" i szybko pojawi się mnóstwo sensownych pomysłów, ale nawet małe uwagi, drobne wskazówki od nielicznej grupy pracowników powinny pomóc Facebookowi rozwinąć skrzydła w biedniejszych krajach.
Nic tylko brać przykład
Muszę przyznać, że to dobry pomysł - wierzę, że słowa menedżerów o zdziwieniu i teście cierpliwości, jakie pojawiają się w amerykańskich źródłach, nie są wyssane z palca, pracownicy FB naprawdę mogą być w szoku. I inaczej spojrzą na klientów, którzy zmagają się ze stronami ładującymi się kilka minut, pewnie będą to mieli w pamięci, gdy zabiorą się za tworzenie nowego produktu. W ten sposób powinny do tematu podchodzić także inne firmy, byłoby dobrze, gdyby ludzie wykonywali swoją pracę w oparciu o doświadczenia, które nie są obce ich klientom. Bez względu na to, gdzie znajduje się ten klient. Niby oczywista oczywistość, ale część graczy do dzisiaj tego nie rozumie i przegrywa jakiś lokalny rynek z powodu słabego zrozumienia jego specyfiki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu