Każdy z potentatów rynku technologicznego znalazł swój pomysł na ułatwienie wykonywania codziennych czynności. Google ze swoją usługą Now przewiduje i odpowiada na pytania. Podobnie zachowuje się Cortana. Siri głównie wykonuje nasze polecenia. Facebook M to najmłodsza tego typu usługa, mająca przed sobą ogromne możliwości, ale stojąca także przed równie wielkimi wyzwaniami.
Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że asystenci zintegrowani z systemami Android, iOS i Windows napotkali przeszkodę, z którą nie potrafią się uporać. Próżno szukać zapowiedzi solidnych zmian czy nowości, od czasu do czasu pojawią się za to drobne usprawnienia, lecz nic poza tym. Facebook dosyć późno dołączył do tej “imprezy” - Siri udostępniono po raz pierwszy w 2011 roku, Google Now w 2012, zaś Cortanę oficjalnie poznaliśmy w 2014.
O Facebook M po raz pierwszy usłyszeliśmy w okolicach tegorocznych wakacji, a oficjalnie przedstawiono go niedługo później. Facebook M niedostępny jest także dla znakomitej większości użytkowników - do programu testowego mogą dostać się tylko użytkownicy zamieszkujący Kalifornię i tylko po otrzymaniu stosownego zaproszenia. Najmłodszy i najmniej popularny - tak można więc w skrócie powiedzieć o “facebookowym” asystencie. Dlaczego więc uznaje się go za najciekawszą propozycję wsród wszystkich.
Nie będę ukrywał, że sporą rolę odgrywa w tym wszystkim przyzwyczajenie. Przywykliśmy do obecności i dostępności konkurencyjnych usług, podczas gdy Facebook M jest czymś świeżym, nieosiągalnym wręcz. Google Now codziennie pomaga mi w wielu sprawach, lecz wyraźnie istnieje granica, której usługa Googlersów nie potrafi na razie przekroczyć. Podobnie jak Siri czy Cortana. Z pierwszych testów wynika, że Facebook M już na początku potrafi nieco więcej - choć odbywa się to dość wysokim kosztem.
Sztandardowym przykładem tego, jak pomocny może okazać się Facebook M, jest anegdota przytaczana przez pracownika The Verge, u którego pojawił się problem ze zwrotami kosztów przez Amazon. Transakcja prawdopodobnie nie doszła do skutku, lecz pieniądze z konta zniknęły. Nick zarzeka się, że telefonicznie kontaktował się z Amazonem i otrzymał zapewnienie przyznania zwrotu - przez pewien czas nic się jednak nie działo. Gdy sprawę powierzył asystentowi od Facebooka problem został rozwiązany w ciągu kilkudziesięciu minut, a na przestrzeni następnych 2-3 na koncie miały z powrotem pojawić się pieniądze. Jedyne co było potrzebne to adres e-mail, na którym zostało złożone zamówienie. W jaki sposób maszyna poradziła sobie z takim problemem? W tym sęk - to nie była maszyna.
Gdy zapytany, Facebook M odpowiada jasno - jestem maszyną, ale szkoloną przez ludzi. To znaczy, że gdzieś, prawdopodobnie w Menlo Park, znajduje się pomieszczenie pełne pracowników Facebooka, których zadaniem jest wypełnianie próśb nadesłanych przez użytkowników. Tymi najprostszymi zajmą się algorytmy - sprawdzą godzinę seansu, cenę biletu i dystans do najbliższego kina. Lecz dokonanie rezerwacji czy zakup biletu w naszym imieniu to najprawdopodobniej “sprawka” jednego z pracowników. “Witamy w przyszłości” pisze Nick. Ja bym dodał do tego: “To nieco dziwne”.
Mogłoby więc się wydawać, że dla Facebook nie ma zadań niemożliwych. Gdy w systemie pojawi się pytanie, na które nie odpowie maszyna, do akcji wkraczają żywi ludzie i szukają rozwiązania. Przykładów na “maszynowość” Facebook M nie brakuje - rekomendacje gier, książek i restauracji to jedynie linki prowadzące do odpowiednich witryn, ale nie wiemy jaka dokładnie część z nadesłanych spraw jest w ten sposób finalizowana, ale można podejrzewać, że na nudę pracownicy narzekać nie mogą. I w tym właśnie leży największy problem Facebook M.
Wraz ze wzrostem liczby użytkowników z dostępem do Facebook M musi rosnąć liczba zatrudnionych pracowników. Kilka stanów będzie niemałym wyzwaniem, ale całe Stany Zjednoczone, a później inne anglojęzyczne państwa, to próba sił, której Facebok może nie sprostać. Przynajmniej dopóki nie znajdzie sposobu na uczynienie Facebook M źródłem przychodów i nie nauczy odpowiednich M zachowań przy większości, a docelowo przy wszystkich, zapytaniach wysyłanych przez użytkowników.
Zamknięty w ramach Messengera asystent to w mojej ocenie najciekawszy obecnie taki produkt na rynku. Na świecie znajduje się około 700 milionów użytkowników komunikatora Messengera i niezwykle trudno jest wyobrazić sobie, by choć 1/10 z nich otrzymało w najbliższym czasie dostęp do M. Nie oznacza jednak, że nie jest to niewykonalne. Google rozpoczęło swoją działalność z ambicjami skatalogowania wszystkich informacji świata, a Facebook chce być jedynym facebookiem na świecie. Droga do osiągnięcia tych celów daleka, ale czy to kogokolwiek przeraża(ło)?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu