Nauka

Europa Clipper ma problem. Oto dlaczego misja może się nie udać

Jakub Szczęsny
Europa Clipper ma problem. Oto dlaczego misja może się nie udać
Reklama

Europa Clipper ma zbadać jeden z najbardziej intrygujących księżyców Jowisza. Całość kosztować ma ponad 4 mld dolarów i praktycznie wszyscy przyglądają się tej misji. Niestety, start zaplanowany na październik stanął pod znakiem zapytania z powodu problemów technicznych. Śmiertelnym wrogiem Clippera może być promieniowanie.

Europa Clipper ma wystartować na rakiecie Falcon Heavy z Kennedy Space Center na Florydzie. NASA wskazuje jednak, że tranzystory na pokładzie statku mogą nie być dostatecznie odporne na promieniowanie. Problem wykryto w maju, gdy zespół misji został poinformowany, że podobne części zawodziły przy niższych dawkach promieniowania, niż przewidywano. W czerwcu 2024 roku NASA wysłała ostrzeżenie, aby powiadomić użytkowników podobnych części o tym problemie. Obecnie trwają testy i analizy, które mają na celu ocenę docelowego ryzyka związanego z używaniem owych części w sondzie.

Reklama

Księżyce Jowisza (niestety, Europa również) znajdują się w jednym z najbardziej wymagających środowisk radiacyjnych w Układzie Słonecznym. Wstępne testy wykazały, że niektóre tranzystory, które regulują przepływ energii w sondzie, mogą zawieść w takim środowisku. NASA obecnie ocenia możliwości maksymalizacji żywotności tranzystorów i prawdopodobnie skończy początkową fazę badań pod koniec lipca.

W obliczu tego wszystkiego nie wiadomo, czy misja będzie mogła wystartować w planowanym terminie. Opinie ekspertów w tej kwestii są podzielone. Szanse na realizację startu tej jesieni wynoszą od 40 do 60 procent. Jeśli inżynierowie NASA nie będą w stanie uzyskać pewności co do obecnej konfiguracji, konieczna będzie wymiana tranzystorów — a to na sto procent opóźni start Clippera.

Jeżeli Clipper nie wystartuje w tym roku, może to zrobić także i w 2025 oraz 2026 roku. Każde opóźnienie wiąże się z dodatkowymi komplikacjami — badacze muszą obliczyć "wsparcie grawitacyjne" - sondy dzięki grawitacji różnych ciał niebieskich mogą całkiem sprawnie i precyzyjnie docierać w pożądane miejsca. Start w 2024 roku zakłada przelot w okolicach Marsa w 2025 roku oraz przez Ziemię pod koniec 2026 roku. W przypadku opóźnienia o rok, konieczny będzie drugi przelot nad Ziemią. Opóźnienie do 2026 roku oznaczałoby powrót do pierwotnej trajektorii.

Opóźnienia nie tylko komplikują planowanie misji, ale także generują dodatkowe koszty. Takie opóźnienie może kosztować nawet kilkaset milionów dolarów, co stanowiłoby poważne obciążenie dla budżetu agencji przeznaczonego na badania planetarne. A z tym budżetem niestety jest... cóż — słabo. NASA ma problem z finansami, to już nie jest agencja, która ma praktycznie nieograniczony budżet na badania i rozwój projektów.

Problemy z tranzystorami MOSFET nie są nowością dla NASA. Wielokrotnie wskazywano je jako największe zmartwienie przed startem. Media branżowe donosiły o tym, że istnieją klienci spoza NASA, którzy przeprowadzili testy tych komponentów i odkryli, że specyfikacja odporności na promieniowanie nijak ma się do realnej odporności.

I tak oto, niedługo później otrzymujemy potwierdzenie, że problem jest nadal istotny. Testy z niską dawką promieniowania w krótkim czasie są trudne do przeprowadzenia, dlatego agencja zbiera jak najwięcej danych, w tym z misji Juno, aby lepiej ocenić możliwe ryzyko. Stawka jest wysoka – gdyby po wejściu na orbitę Jowisza Clipper zwyczajnie się popsuł, równie dobrze moglibyśmy, zamiast sondy wystrzelić w kierunku tej planety kontener z ponad 4 mld dolarów. Bo kto bogatemu zabroni?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama