Kite kojarzy się przede wszystkim ze sportem i rozrywką, kitesurfing nawet w Polsce nie jest już nowością, ma tu grono fanów. Podczas gdy jedni ludzie wykonują akrobacje z użyciem latawca, inni zastanawiają się, jak wykorzystać go w gospodarce. I nie chodzi tu o handel akcesoriami sportowymi - sprawa dotyczy działki energetycznej. Czy duże latawce mogą stanowić alternatywę dla farm wiatraków? Firma Kite Power Systems przekonuje, że warto zbadać ten trop.
Energia z odnawialnych źródeł na dobre weszła do tzw. mainstreamu, przestała być ciekawostką, zagadnieniem marginalizowanym przez polityków, biznes i opinie publiczną. Mówimy o sektorze gospodarki, który daje już pracę milionom ludzi na całym świecie i ciągle się rozwija. Paliwa kopalne będą wiodły prym w tym sektorze jeszcze przez kilka dekad, ale można już mówić o milowych krokach wykonanych przez sektor OZE. Możliwe, że jednym z nich będzie stworzenie alternatywy dla wiatraków, których przybywa w naszej przestrzeni. Zastąpią je mniej widoczne latawce.
Kite Power Systems to firma powstała w Wielkiej Brytanii na początku tej dekady. Jej twórcy postanowili sprawdzić pomysł, który młody nie jest, ale do tej pory nie był wdrażany. W ich wizji energia wiatru nie napędza turbin wiatraków, lecz wywołuje ruch latawców. Te ostatnie odznaczają się sporymi rozmiarami, unoszą się kilkaset metrów nad ziemią - operują znacznie wyżej niż wiatraki, dzięki czemu działa na nie silniejszy wiatr. Jednocześnie są mniej widoczne, nie zakłócają widoku. I stanowią mniejsze zagrożenie dla ptaków.
Latawce umieszczone są na linach i działają w parach. Przemieszczają się po okręgu z prędkością do 160 km/h i wywołują ruch naziemnej instalacji. Ta sprzężona jest z generatorem. Z powodzeniem testowano już wersje o mocy kilkudziesięciu kilowatów, w planach jest budowa instalacji o mocy 500 kilowatów (mowa o jednej parze latawców). Docelowo chodzi jednak o tworzenie sprzętu o mocy kilku MW. A to byłaby już konkurencja dla wiatraków także pod względem możliwości. Kite Power Systems przekonuje, że ich rozwiązanie będzie nie tylko tańsze w produkcji (mniej zużytych materiałów), ale też w budowie: coraz większe wiatraki dają coraz więcej energii, lecz jednocześnie potrzebne są coraz mocniejsze/głębsze fundamenty. Latawce nie wymagają aż tak potężnych konstrukcji.
Przedsiębiorstwo przekonuje, że w najbliższych latach nie będzie miało problemu z platformami, na których może instalować swoje rozwiązanie: Wielka Brytania będzie wycofywać z użytku stare wiatraki, w ich miejsce nie można zainstalować nowych wież z turbinami, ponieważ są zbyt duże. Pojawia się zatem szansa dla KPS. Firmę wsparły władze, pieniądze popłynęły też od dużych firm (Shell, Schlumberger, EON). Latem mają wystartować prace zmierzające do utworzenia farmy składającej się z 20 latawców. Powstanie w Szkocji i docelowo ma zapewnić energię elektryczną ponad 5 tysiącom gospodarstw domowych.
Czy to ma sens? Przekonamy się. Łatwo nie będzie, pisałem niedawno, że wiatraki rosną, stają się coraz bardziej wydajne i zapewniają więcej energii elektrycznej. O ich sile przekonują się kolejne kraje, potrzeby energetyczne Danii są zaspokajane w znacznej mierze prze takie farmy, pojawiają się też projekty uruchamiania pływających wiatraków. Gdyby jednak okazało się, że latawce są jeszcze lepszym rozwiązaniem, to finansowanie prac nad nimi oraz zainteresowanie mogą wzrosnąć. Niech się dzieje.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu