Ciekawostki technologiczne

Elon Musk zadziwia: sprzedaje... miotacze ognia. Sprzęt można zamówić do Polski

Maciej Sikorski
Elon Musk zadziwia: sprzedaje... miotacze ognia. Sprzęt można zamówić do Polski
23

Miotacz ognia promowany w Sieci przez jednego z najgłośniejszych miliarderów ostatnich lat? Takie atrakcje przyniósł nam weekend. Elon Musk w ramach Boring Company, przedsiębiorstwa, które ma wiercić tunele pod miastami, by rozładowywać w nich korki, oferuje ludziom kolejne produkty. Najpierw była czapka, teraz broń. A raczej zabawka, która będzie udawać broń. Internauci obserwują i wciąż zadają sobie jedno pytanie: Amerykanin robi sobie żarty czy to wszystko dzieje się naprawdę?

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Elon Musk chyba źle się czuje, gdy głośno nie jest o nim lub o którejś z jego firm. To mistrz mediów społecznościowych, więc szybko potrafi zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio zrobił to pomocą miotacza ognia. Gdyby po prostu wrzucił zdjęcie lub film, na którym trzyma taki sprzęt, media pewnie i tak szybko podgrzałyby temat, miliony ludzi na całym świecie zobaczyłyby miliardera z nowym gadżetem. Ale Amerykanin poszedł krok dalej: chce sprzedać 20 tysięcy miotaczy.

Początki tej historii znajdziemy w grudniu ubiegłego roku, gdy Elon Musk chwalił się w mediach społecznościowych dobrą sprzedażą czapek z logo Boring Company. Napisał wówczas, że gdy uda się osiągnąć liczbę 50 tys. sprzedanych czapek, firma zaoferuje ludziom miotacz płomieni. Zakładam, że większość osób uznała, że to żart. Ale doniesienia z ostatnich dni pokazują, że u Muska nawet żarty muszą być robione z przytupem. Na stronie Boring Company pojawiła się zakładka, na której można kupić miotacz. Ba, da się go nawet zamówić do Polski. Cena? Sam miotacz kosztuje 500 dolarów, dodatkowe kilkaset to koszt dostawy. A pewnie pojawią się inne opłaty i... nie jest pewne, że służby pozwolą nam odebrać taką przesyłkę. Jeśli jednak ktoś chce spróbować...

Dostawy mają się ponoć zacząć wiosną. Chętni mogą dodatkowo kupić gaśnicę za 30 dolarów. Na stronie przeczytamy, że gaśnicę można kupić taniej w innych miejscach, ale ta ma fajną naklejkę - ponownie żart, który nawet da się zmonetyzować. Jak patrzeć na to wszystko? Z jednej strony Elon Musk pisze, że miotacza nie należy kupować. Wspomina o apokalipsie zombie, drwi z kryptowalut, blockchaina, ewidentnie świetnie się bawi przy tej akcji. Jednocześnie jednak informuje, że wyniki przedsprzedaży rosną: sprzedał się tysiąc, potem drugi, nie trzeba było długo czekać, by na liczniku pojawiły się 4 tysiące, a potem 7 tysięcy. A przy takim rezultacie mowa już o kilku milionach dolarów przychodu.

Przyznam, że ciągle nie wiem, czy miliarder robi sobie żarty i buduje wielką ściemę czy też jego firma rzeczywiście zacznie dostarczać ludziom miotacze. Z jednej strony nie wyglądają one groźnie, większy płomień można pewnie uzyskać dzięki zapalniczce i dezodorantowi, ale... Najzabawniejsze jest to, że w przypadku Boring Company od samego początku powtarzano, że to musi być jakiś żart. I z każdym tygodniem okazywało się, że Elon Musk podchodzi do tego bardzo poważnie. Im więcej było w tym absurdu, tym mocniej biznesowo się robiło. Aż korci, by zapytać: co potem? Jakie gadżety firma będzie oferować, gdy sprzeda 20 tysięcy miotaczy?

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Jednocześnie nie można zapominać, że to nie na sprzedaży zabawek ma się skupić ów interes...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu