Earth Defense Force zawsze było dla mnie serią, która za sam pomysł powinna zbierać dobre oceny. Świadoma prezentowanego przez siebie campu, zabawna, ...
Earth Defense Force zawsze było dla mnie serią, która za sam pomysł powinna zbierać dobre oceny. Świadoma prezentowanego przez siebie campu, zabawna, skupiona na rozgrywce pokazała, że nie trzeba dużego budżetu na naprawdę dużą strzelaninę.
A potem dostała zamerykanizowaną kontynuację.
Earth Defense Force opowiada o starciach ludzkości z ogromnymi owadami, robotami, najeźdźcami z kosmosu i wszystkim co powoduje, że trzeba wysadzać całe metropolie i ewakuować ludność cywilną. Zasady wywodzące się z jednej strony z filmów o ogromnych potworach, a z drugiej kontynuujące dziedzictwo podobnych produkcji z automatów spowodowały, że seria po prostu się spodobała. Nic dziwnego. Pomimo budżetowego charakteru syci, ponieważ strzelania jest dużo i jest nad wyraz przyjemne.
Jest jeszcze coś arcyważnego – to jedna z gier, które są spadkobiercami starych tytułów akcji, tytułów takich jak Mega Man X. Poza produkcjami od Platinum Games oraz From Software jest ich niewiele – przynajmniej tych na poziomie – i każdą z nich witam z otwartymi rękoma.
Czasami w pancerzu, oczekując armii mrówek.
Godzilla 2025
Po małej obniżce formy jaką zanotowano przy oddaniu poprzednika zachodnim twórcom, powrócono do japońskich developerów. Dzięki temu Earth Defense Force znów – podobnie jak moje ulubione Dynasty Warriors – stawia przede wszystkim na dobrą zabawę. Mógłbym sprzedawać serię sloganem, że jest to jedyny grywalny odpowiednik Starship Troopers, ale byłoby to niesprawiedliwie wobec magii obu tworów.
Czeka na nas morze broni oraz ocean wrogów. Czeka na nas podróż w najdalsze części świata. Czeka na nas przygoda. Możemy wcielać się w rządnego kwasu i krwi piechura, jak i latającą jednostkę wsparcia. Możemy starać się działać zespołowo lub stawać samemu naprzeciwko milionów.
Możemy wreszcie przechodzić grę w kooperacji na dwóch graczy na jednej konsoli, lub w czterech po sieci.
EDF 2025 w każdej opcji bawi. Sporą zasługę ma w tym oś rozgrywki, podstawowe mechaniki, które są po prostu solidne i dopracowane – siła broni, poruszanie się postaci, różnorodność przeciwników, które tak doskonale mieszają się przecież z niszczeniem setek budynków celem uratowania setek żyć. Moment, gdy demolujecie miasto celem pozbycia się gigantycznego robota to spełnienie marzeń z czasów, gdy Power Rangers wydawało się cool.
Z Power Rangers gra ma jeszcze jedną wspólną cechę – jest zderzeniem zachodniej oraz wschodniej wizji pojedynków z wielkimi potworami. Odpowiednia doza balansu powoduje właśnie to, że 2025 jest zabawny, radosny i nie bierze siebie zbyt serio, a zachodni poprzednik zdawał się troszeczkę zbyt mocno zamerykanizowany.
Earth Defense Force 2025 ma również jedną piękną cechę, którą tak rzadko widuję w grach wideo. Pomimo levelowania postaci, rozwijania ich, zdobywania dodatkowych broni (tych jest około 500, podzielone na kategorie, a wszystkie są mocarne i piękne), etapów i odznak, nie wymaga grindu. Czyli – jest zabawny od początku, szanuje czas grającego, nie zmusza do go bezmyślnego pokonywania w kółko tych samych etapów. Swoim rozwijaniem postaci nagradza, zamiast do niego zmuszać.
Szkoda, że tak niewielu autorów rozumie tę prostą zasadę.
Mars na pada
Rozwalanie robali jest przyjemne, było przyjemne i przypuszczam, że będzie przyjemne.
Krytyka tego konceptu jest krytyką ze strony ludzi, którzy albo nie rozumieją campu, albo chcą sobie udowadniać za wszelką cenę, że gry są czymś więcej niż są. A są najpierw dobrą zabawą, potem całą resztą tych wielkich i wyniosłych rzeczy, o których tak często się dyskutuje. Krytyka szlifowania danej formuły jest krytyką recenzentów-hipokrytów. Earth Defense Force 2025 względem poprzedników robi jedno – daje więcej. Etapów, broni, typów klas, zagrożeń.
Daje więcej zabawy.
I chociaż ten wciąż szlifowany koncept jeszcze nie osiągnął prawdziwej jakości największych klasyków, to prawda jest taka, że potrzebujemy tego typu produkcji. To one zachowują czar i zasady gier minionych, tych prostych do nauki, trudnych do mistrzowskiego opanowania. Polecam za każdą cenę, mimo tego, że animacja czasami chrupie. I jest to pierwsza gra, którą na niezgranych polecam bez względu na cenę.
Ktoś musi posprzątać te robale, a kto jeżeli nie Wy?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu