Jeszcze kilka lat temu duże imprezy poświęcone grom, jak E3 czy Gamescom, były jednymi z najbardziej przeze mnie oczekiwanymi datami w kalendarzu. Ale z biegiem lat, po prostu, straciły w moich oczach na wartości.
Gram, ale nie czekam
Przez wiele lat czerwcowe i sierpniowe noce były w moim kalendarzu zaznaczone na czerwono. Odwoływałem w tych terminach wszystkie spotkania bo wiedziałem, że jedynym co będzie mnie wówczas zajmować, będą... no właśnie, targi. Nocne konferencje, które przeżywać będziemy ze znajomymi. Niegdyś na Blipie i IRC, a w późniejszych latach na Twitterze. Żywo komentowaliśmy wszystkie zapowiedzi i to, co działo się na scenach w USA i Kolonii. Jednak przez ostatnich kilka lat... po prostu nie mam już na to ochoty.
To chyba nie jest kwestia starości
Jedni mówią, że się wypaliłem. Inni, że się zestarzałem. A sam chcę wierzyć w to, że żadne z powyższych. Bo jeżeli bym się wypalił, to prawdopodobnie nie spędzałbym tak ochoczo wielu godzin z padem czy handheldem w dłoni. Że już o mobilnych tytułach nie wspomnę. Starość? No możeee, bo prawdą jest, że na myśl o zbliżających się wielkich premierach nie przebieram już z nogi na nogę. Ale daleko mi jednak do ogólnej niechęci. Po prostu mam wrażenie, że charakter tych imprez zmienił się już na tyle, że naprawdę nie bardzo mamy na co czekać.
Nie ma pompy. Wszystko wycieka wcześniej
Przed kilkoma laty lwia część konferencji była dla wszystkich widzów sporym zaskoczeniem. Jeżeli były wcześniej plotki, to na tyle mgliste, że niewiele z nich tak naprawdę wynikało i niekoniecznie udawało nam się złożyć je w całość. A teraz... właściwie już w tygodniu przedkonferencyjnym wycieka lwia część informacji i efektu wow nie ma. Bo trudno mówić o ekscytacji, kiedy o wszystkim już dawno wiemy. Trudno też czuć ekscytację po zapowiedzi gier, które — wiem od razu — długo nie ujrzą światła dziennego. Przykłady? No chociażby szumnie zapowiedziany remake Final Fantasy VII oraz wybłagane Shenmue III. Przypomnę: o obu grach Sony powiedziało na swojej konferencji E3 dwa lata temu, o ile premiera któregoś z epizodów FFVII ma szansę się w końcu ziścić, o tyle z Shenmue sprawa nie wygląda tak różowo. W tym roku gry na targach także nie uświadczymy.
Oczywiście nieco lepiej na tle tego wszystkiego wypada Microsoft. O jego grach też wiemy wcześniej, ale kiedy je zapowiada — to stosunkowo niedługo musimy czekać na ich premierę. Nooo, chyba że projekty zostają kompletnie skasowane — jak miało to miejsce w przypadku Scalebound. Nintendo zaś kroczy swoją ścieżką i nawet nie próbuje bawić się w wielkie show na miejscu. Zamiast tego serwuje nam zapowiedzi w formie swojej serii filmików Nintendo Direct, ale dla nich nie musimy czekać do E3. Bo dostajemy je regularnie co kilka miesięcy.
Dobre czasy gier za nami? Nic takiego!
To że targi nie są już dla mnie tak ekscytujące jak przed laty wcale nie oznacza, że nastały zły czasy dla gier. Ba, wręcz przeciwnie. Nie pamiętam, abyśmy kiedykolwiek dostawali tyle gier miesięcznie, o naprawdę znakomitych tytułach nawet nie wspominając. Ale niesie to za sobą także pakiet konsekwencji — bo skoro jest dookoła tyle dobra, to coraz trudniej cieszyć się zapowiedziami kolejnych potencjalnych hitów. Jesteśmy chyba trochę zbyt rozpieszczeni.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu