Chcieliście kiedyś być sportowcami, najlepszymi w swojej dyscyplinie, ludźmi sukcesu znanymi i uwielbianymi przez tłumy? Sportowiec, zwłaszcza ten ...
Chcieliście kiedyś być sportowcami, najlepszymi w swojej dyscyplinie, ludźmi sukcesu znanymi i uwielbianymi przez tłumy?
Sportowiec, zwłaszcza ten bliski określeniu bycia gwiazdą, stereotypowo jest wymuskanym w salonach piękności przystojniakiem, którego wygląd stawiany jest za wzór w życiu codziennym. Oczywiście wzór popychany hypem tworzonym przez media i serwisy społecznościowe. Sportowiec jest człowiekiem sukcesu, jakim chciałby być prawie każdy. Od razu zaznaczę, że opisywać będę tylko powierzchowną stronę tego zagadnienia, nie zagłębiając się w porównania kto i dlaczego jest lepszy.
Czy jest zatem coś, co pozwala przypisać te cechy, jednak z pewnym ciekawym twistem? E-sport. Sportowcy tego kalibru zwykle nie mają ciała Adonisa, jednak mają swego rodzaju manię dobrego wyglądu. Odnoszę się głównie do ciągłego poprawiania fryzur przez graczy, głównie południowokoreańskich.
Hype jest, tylko mniejszy niż w sporcie dla mas, ze względu na siłę przebicia i popularność, choć ciągle rosnącą, to wciąż niemogącą się równać chociażby z tak mało popularnym sportem jak curling czy snooker. Sporty niszowe, jak tenis stołowy, kręgle czy rzutki ciągle pozostają na wyższym poziomie zainteresowania mediów i ludu, niż sport elektroniczny. Gdy polski nastolatek zaczął rozgramiać brytyjskich mistrzów snookera, telewizje o tym mówiły. Gdy Polak osiągnie coś więcej w swoim sporcie, mówi się o tym i zaczyna się przykuwać większa uwagę do sportów mniej znanych. W e-sporcie mamy już sukcesy na skalę światową, a jednak ciągle jest zbyt cicho. Z drugiej strony w takim rugby również my, Polacy mamy duże osiągnięcia (znacznie większe niż w piłce nożnej) ale „media milczo”.
Zawodnicy są zwykle młodzi i przez to pryszczaci, daleko im od trafienia na okładkę Men's Health. Tężyzna fizyczna może i nie jest ważna, ale jednak ostatnie kłopoty koreańskiego zawodnika Life z utrzymaniem pucharu za wygranie zawodów WCS na ostatnim Blizzconie wyglądały komicznie.
Skoro nie wygląd, to może chociaż elokwencja? Generalnie tutaj także zawodnicy nie mają się czym pochwalić. Czy to zawodnicy z Korei, którzy potrzebują ciągłej pomocy tłumacza, czy też zawodnicy z Europy, wszyscy mają kłopoty z logicznym i co ważniejsze- ciekawym budowaniem zdań. Czasem nawet piękna pani tłumacz- Smix, nie potrafi z ich wypowiedzi ukręcić czegoś ciekawego. Żeby nie było - wyjątki są i to bardzo chlubne. Osoby te są zwykle zawodnikami (choć bez wielkich sukcesów) oraz komentatorami meczów. Apollo i Kaelaris są najlepszymi przykładami na to, że e-sportowe mecze i wydarzenia można komentować z klasą i najwyższa jakością, porównywalną z „prawdziwym” sportem.
Co zatem sprawia, że chciałoby się zająć miejsce najlepszych zawodników, mimo niechęci do naśladowania większości ich zachowań, ich braku umiejętności socjalnych, zamknięciu w sobie (pewnie wynikającego z braku pewności siebie, może wstydliwości)?
Bo najważniejsze są umiejętności, czerpanie przyjemności z obserwacji najlepszych. Co z tego, że większość zawodników nie potrafi porwać tłumu swoim zachowaniem przy odbieraniu nagród. Co z tego, że nie potrafią się ciekawie wypowiedzieć i nie krążą wokół nich chamskie plotki, skoro i tak są rozpoznawani na całym świecie? Zaskakujące jest też, jak dużo zarabiają najlepsi zawodnicy. Z samych turniejów wyciągnąć mogą całkiem sporo, w końcu finał WCS przewiduje nagrody w wysokości 100 tys. dolarów amerykańskich. To dużo i mało, dla niedzielnego gracza wydaje się czymś ogromnie zaskakującym, lecz dla fana tenisa ziemnego taka nagroda skomentowana będzie jedynie uśmieszkiem na ustach.
Turnieje jednak to nie wszystkie źródła dochodu. Bycie członkiem gymu, sponsorzy, własne streamy z reklamami, występowanie w spotach reklamowych i wreszcie dobrowolne datki fanów sprawiają, że z tego zawodu można się utrzymać i żyć na całkiem wysokiej stopie. Nawet w naszym pięknym kraju widać powolny rozkwit zawodu „Gracz”. Streamerów i youtuberów jest coraz więcej, ci najlepsi znani są już za granicą i wielu zarabia tylko i wyłącznie na nagrywaniu filmów z własnej rozgrywki. Pro-gamerów z sukcesami jest jak na lekarstwo, jednak i oni w swojej pasji upatrują źródło utrzymania w przyszłości lub już dziś zarabiają tylko na tym.
Przyszłość wygląda jednak cudownie. E-sport ogląda się coraz lepiej, widzów jest więcej a komentatorzy, organizatorzy i całe zaplecze związane z tym coraz bardziej profesjonalne. Przykładem niech będzie genialny katowicki turniej Intel Extreme Masters. Jeszcze parę lat i sport elektroniczny nie będzie się musiał mieć żadnych kompleksów względem starszego brata - sportu analogowego.
A co Wy myślicie na temat obecnego stanu e-sportu w kraju i na świecie oraz o jego przyszłości w najbliższych latach?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu