Autorem wpisu jest Paweł Iwaniuk, który był kiedyś jednym z współautorów na Antyweb, po czym zaczął prowadzić własny blog o technologiach czyli DailyT...
Wielokrotnie wspominałem na DailyTECH.pl, że jestem wielkim entuzjastą cyfrowych książek. W związku z moją niepełnosprawnością, czytanie wielkich, opasłych tomisk różnego rodzaju powieści jest dla mnie bardzo utrudnione. Kilka lat temu wymęczyłem ponad 700-stronicowego „Harry’ego Pottera i Czarę Ognia” i na dłuższy czas zrezygnowałem z lektur tego kalibru. Zapowiedzi takich projektów jak eClicto wzbudziły jednak we mnie nadzieję, że czytanie znowu będzie możliwe i wygodne. Przyznam, że nie liczyłem nawet na niższe ceny tytułów. Chciałem po prostu mieć książki zgromadzone w jednym, poręcznym urządzeniu i móc kupować je błyskawicznie, bez oczekiwania na listonosza lub biegania po księgarniach. Dzisiaj mam jednak poczucie, że coś się nie udało.
Zacznę od tego, że największym problemem jest oferta książek oraz wzajemna niekompatybilność systemów. Jeśli przyjrzycie się ofertom księgarni takich jak eClicto, Nexto czy e-Kiosk.pl, bardzo szybko przekonacie się, że oferta jest oparta głównie o cyfrowe wydania prasy, cyfrowe podręczniki oraz audiobooki.
Oczywiście dostępna jest również literatura, ale są to w zdecydowanej większości dzieła polskich autorów i to prawie całkowicie nie znanych szerszej publiczności. Zdarzają się co prawda znane tytuły i autorzy, ale jeden Pilipiuk księgarni nie czyni.Jestem świadom, że taka sytuacja częściowo ma związek z niechęcią wydawców do e-książek. Wielu z nich boi się, że równoczesna, cyfrowa i papierowa dystrybucja popularnej książki, mocno odbije się na sprzedaży papierowej wersji. W biznesie, również tym wydawniczym, ryzyko jest nieodłącznym elementem rozgrywki. W tym konkretnym przypadku warto podjąć ryzyko, szczególnie, że przykład amerykańskiej księgarni Amazon pokazuje jak sprzedaż e-książek może przewyższyć ilość sprzedanych papierowych wydań, nie doprowadzając wydawców do bankructwa.Kolejna sprawa to wspomniana już wcześniej niekompatybilność systemów dystrybucji.
Weźmy na przykład sytuację, w której chcemy kupić e-wydanie jakiegoś dziennika lub tygodnika, a następnie przeczytać je na ekranie czytnika lub smartphona z dużym, dotykowym wyświetlaczem. W przypadku prasy najlepiej od razu zastanowić się nad zakupem iPhone lub iPada. Sklep e-gazety oferuje dedykowaną dla tych urządzeń aplikację, która umożliwia czytanie zakupionych w sklepie tytułów bezpośrednio na ich ekranie.
Zakupienie pliku PDF z czasopismem i samodzielna próba odczytania go w telefonie bądź czytniku zazwyczaj skończy się niepowodzeniem, gdyż pliki tego typu wykorzystują różne metody autoryzacji dostępu. A jeśli nawet uda nam się trafić na wydanie bez jakichkolwiek zabezpieczeń, większość czytników (o telefonach nie wspominając) dostępnych na rynku, kiepsko radzi sobie z plikami PDF z dużą ilością zdjęć bądź grafiki.Sytuacja literatury i podręczników również nie jest taka jak większość osób zainteresowanych tematem mogłaby sobie życzyć. Oferta dostępna w księgarni eClicto ograniczona jest wyłącznie do czytnika eClicto. Jest to jednak zrozumiałe, bo Kolporter (właściciel eClicto) postawił na stworzenie własnego ekosystemu, wewnątrz którego książki mają być dystrybuowane.
Siła nabywcza czytnika nie jest jednak tak duża jak można by oczekiwać, a co za tym idzie, również sprzedaż książek jest ograniczona przez pojedynczy kanał dystrybucji. Dlatego eClicto powinno pójść przynajmniej częściowo w stronę modelu przyjętego przez Amazon, czyli sprzedaży również za pośrednictwem innych, popularnych na rynku urządzeń. W Polsce, według różnych szacunków mamy od 300 do 400 tyś oficjalnie sprzedanych iPhonów.
Zaryzykuję stwierdzenie, że smartphonów z Androidem znaleźlibyśmy przynajmniej drugie tyle. Ludzie zarządzający eClicto powinni poważnie rozważyć (o ile jeszcze tego nie zrobili) stworzenie aplikacji sklep-czytnik dla wspomnianych platform. Mamy bowiem całkiem niezły potencjał nabywczy, z którego grzechem było nie skorzystać, szczególnie że koszt przygotowania i wsparcia aplikacji jest nieporównywalnie niższy niż koszt zamówienia, dystrybucji, promocji i wsparcia własnego czytnika. Oczywiście, również czytniki powinny być dostępne, gdyż jest na nie zapotrzebowanie.
Jeśli jednak e-książki mają wejść pod strzechy, muszą być dystrybuowane wieloma kanałami.Jeśli natomiast chodzi o wspomniane wcześniej księgarnie (Nexto oraz e-Kiosk.pl) to pomimo otwartości, problemem jest monopol jednego formatu – PDF. Dobrze byłoby gdyby księgarnie, poza PDF udostępniały również EPUB (przynajmniej w przypadku książek). Jest to bowiem format dużo lżejszy i kompatybilniejszy z urządzeniami mobilnymi oraz czytnikami.Podsumowując.
Polski rynek e-książek jest jeszcze bardzo młody, a co za tym idzie cierpi na problemy wieku dziecięcego. Nie można jednak tłumaczyć w ten sposób wszystkich kłopotów. Wydawcy i dystrybutorzy muszą wspólnie wypracować standardy, dzięki którym system dystrybucji stanie się jednolity, a zarazem dostępny dla szerokiego grona odbiorców. Oferta i kompatybilność – to według mnie główne priorytety. Modelowa sytuacja to taka, w której, po wpisaniu w wyszukiwarce księgarni tytułu „iWoz” otrzymamy propozycję kupienia książki w różnych formatach. Obecnie, poszukując interesującej nas książki w e-księgarniach, w 99% przypadków otrzymamy komunikat: brak pasujących wyników wyszukiwania.
PS. Empik przygotowuje się do uruchomienia własnej e-księgarni. Może jej start rozrusza i zmotywuje konkurencję.
Obrazek pochodzi z lib.sun.ac.za
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu