Napędy optyczne to pieśń przeszłości. Zresztą, to w sumie uproszczenie. Każdy zewnętrzny nośnik pamięci, za wyjątkiem pendrive’ów i dysków zewnętrznyc...
Napędy optyczne to pieśń przeszłości. Zresztą, to w sumie uproszczenie. Każdy zewnętrzny nośnik pamięci, za wyjątkiem pendrive’ów i dysków zewnętrznych umiera. Nawet przyszłość tych dwóch jest niepewna, istnienie tych pierwszych zależna jest od dalszego spadku ceny, a drugie stają się gadżetami dla wybranych, potrzebujących. Natomiast płyty CD, DVD, Blu-Ray? W zastosowaniu domowym znikną na dobre lada moment. A może już zniknęły?
Wczoraj, po paru dobrych latach przerwy wróciłem do komputera stacjonarnego. Skompletowałem części, zamówiłem wszystko, celowo nie decydując się na montaż w sklepie i spędziłem radosne, ale i przyznam, momentami męczące, dwie godziny na składaniu wszystkiego od początku. Trochę nie leży mi tylko, że na obudowie mam miejsce na napęd optyczny. Przycisku „open” nigdy nie użyję. Mając laptopa od prawie trzech lat wcisnąłem go może z pięć razy.
Nie kupiłem napędu DVD, pomimo tego, że jest to niewielki wydatek, rzędu stu złotych. Dlaczego?
Właściwie to po co? Windowsa zainstalowałem z pen-drive’a. Te wielkości 4GB praktycznie leżą na ulicy (no, prawie), mam w domu chyba ze trzy. Proces stworzenia bootowalnego USB jest prościutki, kopiowanie plików trwa kilkanaście minut. Instalacja przebiega zupełnie jak w przypadku DVD, jedna różnica jest taka, że proces przebiega odrobinę szybciej.
Już po uruchomieniu systemu natknąłem się na problem, ale nie było to nic, czego bym nie rozwiązał w dziesięć sekund. Windows nie zainstalował automatycznie sterowników do karty Wi-Fi. Na szczęście podłączenie telefonu z Androidem i udostępnienie sieci przez kabel pozwoliło mi na dostęp do sieci. Dwie minuty i sterowniki ściągnięte. Teraz mając już dostęp do szybkiego Internetu, mogłem ściągnąć wszystkie pozostałe niezbędne rzeczy: przeglądarkę, sterowniki do karty graficznej, itd. Skoro już o tym mowa – czy ktoś używa sterowników dodawanych na płycie? Pewnie, to marginalne sprawy, bo wszystko będzie działało, ale zawsze lepiej mieć najnowszą wersję.
Gry wideo? Biorąc pod uwagę rozmiar dzisiejszych produkcji, do wyboru jest Blu-Ray, albo żonglowanie płytami DVD. Po instalacji muszą dociągnąć się kolejne łatki – Grzegorz ostatnio o tym pisał na Facebooku. Po instalacji Call of Duty: Ghosts czekał na niego 7GB patch, a potem kolejne 25GB zawartości dla trybu wieloosobowego. Te płyty to były chyba tylko po to, żeby było co do pudełka włożyć. Jednocześnie przy prędkości łączy domowych, taki kloc ściągnie się w ciągu jednej nocy (jeżeli macie szybsze pakiety internetowe, to w parę godzin), nie powodując frustracji. Od początku wiemy, ile trzeba będzie czekać.
Nie wspomnę już o tym, że kupowanie gier w pudełkach jest w zaniku. 90% produkcji, które naprawdę mnie interesują, jest dostępne tylko w dystrybucji cyfrowej. Dodatkowe profity? Gry sprzedawane przez sieć są tańsze, także w Polsce (dzięki Muve.pl i cdp.pl). Pudełek nie postawię na półce, ale szczerze mówiąc, to i tak nigdy za nimi nie przepadałem.
Filmy z VOD, muzyka ze Spotify/Deezera. Nie widzę żadnego sensownego powodu, żeby mieć napęd optyczny. Może Wy mnie przekonacie? Są na sali zwolennicy czytników DVD/Blu-Ray w komputerach osobistych?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu