Recenzja

Na takie filmy warto chodzić do kina. "Dżentelmeni" to wybuchowa mieszanka elegancji i wulgarności

Konrad Kozłowski
Na takie filmy warto chodzić do kina. "Dżentelmeni" to wybuchowa mieszanka elegancji i wulgarności
Reklama

Kryminał z klasą - taki dopisek widnieje na plakatach nowego filmu Guy'a Ritchiego, ale to zdecydowanie zbyt delikatne określenie tego, co czeka na Was w kinie. Podczas seansu otrzymacie znacznie większą dawkę elegancji i wulgarności, niż sądzicie. A to wszystko opakowano w kryminał z solidną dawką akcji. Czego chcieć więcej?!

Szybkie zerknięcie na obsadę filmu może wprawić niektórych w osłupienie. Lista płac zawiera takie nazwiska jak Hugh Grant, Matthew McConaughey, Colin Farrell, Charlie Hunnam, Henry Golding, Michelle Dockery czy Jeremy Strong. W jakiej produkcji mogliby oni wystąpić razem, by dobrze wypaść i móc się uzupełniać na ekranie? Wydawałoby się, że znalezienie takiego projektu jest zadaniem karkołomnym, ale oczywiście proces ten był zupełnie odwrotny, a na efekty właściwego spasowania nie trzeba długo czekać.

Reklama

Dżentelmeni. To oni są tutaj najważniejsi

Jeśli miałbym bowiem wskazać, co jest w tym filmie najważniejsze, to powiedziałbym że postacie. Oczywiście by je zbudować potrzebny jest nie tylko szeroki wachlarz zdolności aktora, ale też solidna i sensowna fabuła, ale skoro tego tutaj nie zabrakło, to każdy członek obsady mógł w 110% skoncentrować się na własnej robocie. Dlaczego 110%? Bo jak na Guy'a Ritchiego przystało są to bohaterowie przekoloryzowani. Jeśli dziennikarz, to śledczy i niezwykle skuteczny. Jeśli biznesmen, to z sukcesami i piękną kobietą u boku. Jeśli asystent, to przebiegły i oddany swojemu pracodawcy. Jeśli trener boksu, to cwaniakowaty, ale z dobrym serduchem. Mógłbym tak bez końca.

Jeżeli skorzystamy z właściwych i pasujących do siebie puzzli, to cała układanka będzie wyglądać znakomicie. Nie inaczej jest z "Dżentelmenami", gdzie wszyscy aktorzy nadawali na tych samych falach i wyśmienicie wpasowali się w wykreowany przez Ritchiego świat. I choć jest to świat, w którym każdy - nawet ubrany w dres Trener (Colin Farell) - prezentuje się niezwykle gustownie, to jego pozostałymi cechami jest wulgarność, przemoc i czarne interesy.

Kilkanaście wysoko rozwiniętych plantacji marihuany ma zapewnić Mickey'emu Pearsonowi (Matthew McConaghey) dostatnie życie aż po kres jego dni, ale sprzedaż całego interesu - począwszy od infrastruktury aż po sieć dystrybucji - wcale nie jest taka łatwa. Potencjalny nabywca, Matthew (Jeremy Strong), ma niełatwą decyzję do podjęcia i zanim poznamy jego odpowiedź Mickey, a właściwie jego prawa ręka Ray (Charlie Hunnam) będzie musiał uporać się z niejedną przeszkodą.

To ewidentnie film Guy'a Ritchiego

Tempo, montaż i muzyka hipnotyzują

Prawda jest taka, że gdyby nie cała ta audiowizualna otoczka, to "Dżentelmeni" nie byliby tak intrygującym i wciągającym filmem. Sama fabuła nie wydaje się nad wyraz interesująca, ale sposób opowiadania historii (zakręcona chronologia), sekrety oraz dialogi napędzają cały ten film. Miłe dla oka kadry, zgrabny montaż i dobre tempo (zawdzięczane w dużej mierze wykorzystanej w tle muzyce oraz ścieżce dźwiękowej) powodują, że "Dżentelmenów" ogląda się z wielką frajdą i niemal bezustannym uśmiechem na ustach. Dla osób z dość zaawansowanym angielskim niemałą przyjemnością będą różne odmiany brytyjskiego akcentu i słownictwo, z którego korzystają postacie.

Ku mojemu zdziwieniu za najciekawszą kreację w filmie uznałbym Trenera, którego zagrał Farell. Połączenie jego wdzięku z luźnym ubiorem zdają egzamin jeszcze bardziej niż ekscentryczny Matthew, w którego wcielił się Jeremy Strong (fantastycznie wypadający w serialu HBO "Sukcesja"). Wybornie w swojej roli wypadł Hugh Grant - dziennikarz śledczy Fletcher, który jest swego rodzaju narratorem całej opowieści, to bodaj najczęstszy powód do śmiechu w trakcie seansu.

To prawda, że momentami film wypada torów i trzeba chwilkę zaczekać, by wszystko wróciło do normy. Niektóre przestoje w akcji i dosyć wolno rozkręcająca się na początku filmu intryga, choć przemyślane i zaplanowane, mogą wytrącać z rytmu, ale gdy ujrzycie napisy końcowe będziecie zadowoleni. Napisałbym, żebyście wybrali się do kina zupełnie luźno nastawieni i potraktowali ten film z przymrużeniem oka, ale wtedy moglibyście nie dostrzec wszystkich smaczków, jakie dla nas przygotowano. Dlatego przygotujcie się na dwie godziny intensywnej zabawy.

Ocena filmu "Dżentelmeni" - 8/10

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama