Apple

Dynamic Island - jak marketingowo opakować designerskiego i ergonomicznego babola

Krzysztof Kurdyła
Dynamic Island - jak marketingowo opakować designerskiego i ergonomicznego babola
86

Ostatnie dni spędziłem na MSPO, więc troszkę odcięło mnie od wiadomości ze „zwykłego” świata. Dopiero po powrocie z Kielc przypomniałem sobie, że ziemska cywilizacja obchodzi właśnie święto bezrefleksyjnego konsumpcjonizmu, czyli ogląda prezentację nowych smartfonów Apple...

Moje związki z Apple sięgają początków mrocznych lat 90-tych, więc pomimo zmęczenia ciekawość wzięła górę i wbiłem się lekko spóźniony na konferencję. Najbardziej interesowało mnie nie konkretny produkt, ale kierunek działu mobilnego Apple.

W ostatnich latach, dzięki renesansowi wcześniej coraz bardziej katastrofalnych Maców powróciłem na „łono” aktywnych klientów tej firmy, ale dział mobilny jak dla mnie wciąż tkwi w „wiekach ciemnych”. Oglądając tę konferencję ze smutkiem stwierdzam, że to się niestety pogłębia.

Apple wciąż winduje i tak kosmiczne ceny i dalej sztucznie różnicuje linie modelowe. W wyniku tego zabiegu firma coraz bardziej różnicuje, i tak beznadziejny UI/UX iOS w poszczególnych modelach firmy. Teraz w iPhonach Pro Apple wprowadza „Dynamic Island”, nad którym, ze względu na aplauz jaki towarzyszy w sieci jego prezentacji, chciałbym się pochylić.

Notching here

Notch jaki jest, każdy widzi. O ile samo FaceID jakoś (na pewno nie tak dobrze jak TouchID) działa, to sposób jego implementacji jest więcej niż irytujący. Duże wcięcie zamiast schludnych belek u dołu i góry jak np. w Sony (nie martwcie się, klienci Apple by to kupili), połączone dodatkowo z paskudnym zaokrągleniami powoduje, że góra ekranu wygląda źle, a spory obszar ekranu jest mało użyteczny.

Ponieważ iPhona Pro trzeba było czymś wyróżnić, Apple zdecydowało, że zmieni wcięcie w wyspę. Ponieważ jednak sensorów najwyraźniej nie udało się zmniejszyć, w ekranie straszy teraz dziura, która wygląda w sumie od notcha jeszcze gorzej, a dodatkowe piksele na ekranie praktycznie niczego w użyteczności tej okolicy nie zmieniają.

Marketing UI

Apple chyba zdało sobie sprawę, że przemilczeć tematu dziury nie będzie się dało, więc postanowiło nadać jej pseudo-funkcjonalność, którą można jakoś marketingowo opakować. Tak powstała jedyna w swoim rodzaju „Dynamic Island”. No... może nie jedyna w swoim rodzaju, podobne próby zrobili już zewnętrzni deweloperzy z idiotycznym notchem z nowych laptopów Apple.

Na czym polega „Dynamic Island”? Ano na tym, że z dziury w ładnym animacjach mają wychodzić elementy interfejsu użytkownika. OK, miałoby to jakiś sens, tyle, że Apple tak się rozpędziło ze swoim pomysłem, że wsadziło tam też elementy umożliwiające sterowanie niektórymi funkcjami. Zachęca też deweloperów, do wykorzystania tej funkcjonalności do własnych celów.

Mówiąc krótko, miziajcie drodzy użytkownicy po tych sensorach i kamerce do selfi paluchami ile się da, co może pójść nie tak? Cóż, no jednak może, nawet mając notcha zdarza się, że go „upalcuję” i działa wtedy gorzej, szczególnie gdy na zewnątrz świeci ostre słońce. Brudzenie niewielkiego obiektywu aparatu też raczej nie będzie pozostawać bez wpływu na jakość niektórych zdjęć.

To jednak nie wszystko. W ciągle rosnących smartfonach Apple zachęca, żeby przerzucać sterowanie częścią funkcji programów na górę, zamiast na dół ekranu. To jest już głupie samo w sobie, ale dodatkowo część podstawowych informacji z poszczególnych programów będzie teraz prezentowana w mocno zminiaturyzowanej formie (np. nawigacja). Żeby zobaczyć większą, bardziej czytelną planszę trzeba... hmmm, pomiziać okolice czarnej dziury.

Termodynamika czarnych dziur

Na razie w sieci widać, że Apple udało się przykryć temat czarnej dziury. Nad „Dynamic Island” zewsząd słychać och i achy. Osobiście jednak sądzę, że ten wynalazek, w tak rozbudowanej formie, skończy jak Touch Bar w laptopach. W codziennym użytkowaniu nie będzie praktyczny (poza podawaniem części informacji), poza tym będąc funkcją ograniczoną tylko do niektórych iPhonów, będzie od deweloperów i designerów UI/UX wymagał dodatkowej pracy, a nie „zamiast”.

A jak wam się podoba ta funkcja? Uważacie, że Apple zrobiło coś niesamowitego, czy podobnie jak ja sądzicie, że to próba przypudrowania technologicznego pryszcza?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu