Technologie

Drony prezentowym hitem i sporym zagrożeniem

Maciej Sikorski
Drony prezentowym hitem i sporym zagrożeniem
Reklama

Drony, widzę drony, drony widzę - tak można sparafrazować klasyka na potrzeby wpisu o wzroście popularności bezzałogowych maszyn sterowanych z ziemi p...

Drony, widzę drony, drony widzę - tak można sparafrazować klasyka na potrzeby wpisu o wzroście popularności bezzałogowych maszyn sterowanych z ziemi przez człowieka. Ten sprzęt ma być jednym z ważniejszych elementów targów CES 2015, podobno okazał się też hitem przedświątecznych zakupów. Same zachwyty i wielkie wow? Nie do końca, wystarczy przywołać historię pewnego incydentu nad Heathrow.

Reklama

Jak już wspomniałem, drony mają stanowić istotną część imprezy w Las Vegas - ten segment rynku przestał być ciekawostką, którą można upchnąć między stoiskami ze smartfonami i telewizorami. Przybywa firm, które chcą zarobić w tej branży duże pieniądze, przybywa i klientów. Z doniesień z Wielkiej Brytanii wynika, że drony sprzedawały się niczym ciepłe bułeczki w bieżącym kwartale, zwłaszcza przed samymi świętami. Sprzęt stał się pomysłem prezentowym - skoro ktoś ma już telefon, tablet czy czytnik e-booków, a chciałby coś z działki technologicznej, to może będzie zadowolony z drona?

W Londynie i okolicach niedługo zapewne pojawi się więcej niż zwykle osób z pilotami w rękach - jedni wybiorą się do miejsc przeznaczonych do takich zabaw, inni do parków, lasów, poza miasto lub po prostu wyjdą przed dom. Zapewne w niektórych lokalizacjach zrobi się tłoczno, zacznie dochodzić do wypadków: kolizji w powietrzu, rozbijania szyb w domach czy w samochodach, a nawet uszkodzeń ciała - jeśli ktoś oberwie dronem, to ryzyko kontuzji jest spore. Podejrzewam, że te przypadki będą nagłaśniane i rozpocznie się dyskusja na temat odpowiedzialności oraz nakazów i zakazów dotyczących zabawy dronami.

Rozwijanie tego tematu może się skończyć poważną draką. Firmy z branży i użytkownicy zapewne będą walczyć o swoje, czyli o szeroko pojętą wolność w zakresie latania. Ich przeciwnicy przywołają natomiast incydent, do jakiego doszło kilka miesięcy temu nad lotniskiem Heathrow. Pilot Airbusa A320 zauważył podczas podchodzenia do lądowania, że w niewielkiej odległości od skrzydła samolotu znajduje się dron. Obiekt był mały, więc nawet nie pojawił się na radarze, ostatecznie nie wykryto też, kto sterował maszyną. Okazało się jednak, że do samolotu pasażerskiego może podlecieć inna maszyna, rozpraszająca uwagę pilota i stwarzająca spore zagrożenie dla osób w samolocie i na ziemi.

Spotkanie nad londyńskim lotniskiem zakończyło się bez większego dramatu, ale pokazało, że zagrożenie jest realne. Przecież dronem może sterować nieodpowiedzialna osoba, która przez przypadek doprowadzi do tragedii, za pilot może także złapać człowiek, który umyślnie uderzy w samolot, by doprowadzić do wypadku. Podejrzewam, że niedługo lotniska zaczną być wyposażane w systemy eliminujące takie maszyny nad swoim terytorium. Pojawią się wydatki, ktoś na tym zarobi. Pisałem już kiedyś, że biznes droniarski szybko nakręci też branżę antydroniarską.

Spodziewam się także, iż niebawem usłyszymy o polowaniach na drony na Wyspach - jeden sąsiad nie będzie tolerował zabawki drugiego, poirytowani będą właściciele niektórych firm czy ludzie chodzący na spacery do parku. Nie twierdzę, że będzie im wadził każdy dron i każdy użytkownik - ci rozumni będą używać sprzętu w sposób cywilizowany. Masowość nowej rozrywki sprawia jednak, że w gronie droniarzy znajdą się także ludzie szkodzący wizerunkowi ogółu. Jak w każdej sferze naszego życia. Niedawno trafiłem w Sieci na krótki film prezentujący możliwe zachowanie ludzi poirytowanych latającymi maszynami. Co prawda, w tym przypadku niezadowolony był kangur, ale to jedynie podkreśla, że nerwy może stracić każdy:

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama