Niedawno krewny stwierdził, że nie wiem, co się na świecie dzieje, nie mam pojęcia o kampanii prezydenckiej, bo nie posiadam telewizora. Ta osoba nie ...
Doszło do tego, że najpierw czytam sprostowanie, a potem plotkę, której dotyczy
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Niedawno krewny stwierdził, że nie wiem, co się na świecie dzieje, nie mam pojęcia o kampanii prezydenckiej, bo nie posiadam telewizora. Ta osoba nie korzysta z Internetu (czasem zazdroszczę), więc musiałem tłumaczyć, że tu jest wszystko i jestem na bieżąco. Informacje spływają do mnie w mgnieniu oka - na drugiej półkuli człowiek X skrytykuje osobę Y, a ja o tym wiem po kilku minutach. Co ciekawe, Internet już tak się rozpędził, że sprostowania plotek czytam przed zapoznaniem się z samymi plotkami.
To zjawisko obserwuję już od jakiegoś czasu i mam wrażenie, że się nasila. W ostatnich dniach przeczytałem w branżowych serwisach, że Microsoft nie porzuca Kinecta, Apple nie wypuści wcześniej nowego iPhone'a, a Samsung nie odpowie na taką premierę i nie zaprezentuje kolejnego Galaxy S za kilka miesięcy. Wszystko to były sprostowania do wcześniej opublikowanych pogłosek. Z czasem i one ukazały się moim oczom: Microsoft porzuci Kinecta, kolejny iPhone pojawi się wcześniej, kolejny flagowiec Samsunga pojawi się wcześniej. Chronologia wydarzeń została zachwiana.
Pojawia się oczywiście pytanie: dlaczego tak się dzieje? Odpowiem niezbyt odkrywczo, że to złożony proces. W wielkim skrócie można napisać, że w Sieci po prostu robi się coraz większy śmietnik. Informacyjne bagno, klęska urodzaju. Niestety, ten urodzaj dotyczy często doniesień wyssanych z palca. I przyznaję bez bicia, że sam w tym uczestniczę. Presja: możliwe, że ta informacja jest prawdziwa i za chwilę będzie wszędzie, a ty jej nie podasz. Albo będziesz ostatni. Klops. A skoro wszyscy dookoła piszą, to coś może być na rzeczy... Często nie jest. Coraz częściej.
Nie wiem, z czego to wynika, ale plotek przybywa i pojawiają się w miejscach, które wypada uznać za wiarygodne. Bo jak tu nie uwierzyć wielkim amerykańskim tytułom, które zawsze są świetnie poinformowane. Jeśli nie im, to komu? Niestety, oni stanowią zaledwie czubek góry lodowej - przybywa ludzi/serwisów, które chcą błysnąć, wybić się, zrobić przynajmniej jedną akcję z przytupem i zaistnieć. Dorzucają info do strumienia, z którego wszyscy korzystamy i szybko robi się z tego ściek. A filtrowanie tych treści nie należy do przyjemnych zajęć.
Sytuację dobrze opisuje tytuł jednego z odcinku Smerfów: Od przybytku głowa boli. Jednocześnie mamy tu także zagubienie rodem z Dnia świstaka. Tudzież świszcza. Człowiek zaczyna się plątać w rzeczywistości, którą sam tworzy. Szybkość serwowania informacji oraz ich bogactwo zaczynają po prostu ciążyć. I opisane wymieszanie w czasie plotek oraz sprostowań jest tylko jednym z elementów większego problemu. Problemu, który sam się nie rozwiąże, a niewiele wskazuje na to, by ludziom zależało na jego rozwiązywaniu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu