Zdarzają się jeszcze chwile, gdy szybkim ruchem ręki odkładam kubek z herbatą po natknięciu się na informację z branży. Tym razem gwoździem (no, może ...
Zdarzają się jeszcze chwile, gdy szybkim ruchem ręki odkładam kubek z herbatą po natknięciu się na informację z branży. Tym razem gwoździem (no, może gwoździkiem) programu stał się smartfon Doov Nike V1. Na pierwszy rzut oka nic w nim nadzwyczajnego, ale zrobi się znacznie ciekawiej, gdy użytkownik postanowi strzelić sobie selfie.
Temat selfie był już przerabiany przez szersze grono producentów. Na liście znajdziemy tych większych i tych mniejszych - wystarczy wspomnieć Nokię (Microsoft), HTC czy Oppo. Firmy chciały trafić do klientów oferując im dobry sprzęt do robienia zdjęć. Sobie. Czy to właściwa droga? Rozpatrywałbym to raczej w kategoriach ciekawostki, niż próby podboju rynku: wykorzystanie tematu, który akurat jest nośny. Okazuje się, że to kwestia, na której można wypłynąć - jakiś czas temu pisałem o robieniu wokół siebie szumu z pomocą bardzo cienkich telefonów, teraz przyszedł czas na przyciągnięcie uwagi niecodziennym modułem fotograficznym.
Doov Nike V1 pewnie nic nikomu nie mówi. Ewentualnie pojawiają się skojarzenia z firmą produkującą odzież i obuwie sportowe. Chodzi jednak o smartfon. Model wyposażony m.in. w czterordzeniowy procesor MediaTek MT6732 o taktowaniu 1,5 GHz, wspierany przez 2 GB pamięci operacyjnej, 5-calowy wyświetlacz HD, 16/32 GB pamięci wbudowanej, akumulator o pojemności blisko 2500 mAh. Sprzęt o wymiarach 148×72×8,5 mm i wadze 144 g ma trafić na rynek (325 dolarów) z platformą Android 4.4 oraz nakładką Super UI. Gdybym na tym zakończył, pojawiłoby się pytanie w stylu ale o co chodzi? Typowe urządzenie wyprodukowane przez jakąś chińską manufakturę. Wystarczy jednak podnieśc aparat…
Tak, podnieść. Na tylnej ścianie widać moduł foto (Sony, 13 Mpix, optyczna stabilizacja obrazu, dioda doświetlająca), który można przemieścić o 190 stopni. Główny aparat staje się wówczas przednim. Z czymś podobnym kombinuje Oppo, ale tam zmiana nie jest tak widoczna. I użytkownicy sprzętu Oppo chyba mogą się z tego cieszyć, bo alternatywa, o której teraz wspominam jest co najmniej dziwna. Trochę przypomina to scyzoryk z wyjmowaną łyżeczką. Nie wygląd stanowi jednak największy problem, lecz większe prawdopodobieństwo uszkodzenia aparatu. On sam jest ponoć chroniony w odpowiedni sposób przed zarysowaniami, ale bardziej obawiałbym się urwania tego modułu.
Dziwny pomysł? Dziwny. Wywołał zainteresowanie i szum? Tak. Producent osiągnął to, o co chodziło, teraz przyjdzie czas na "zwykłe" smartfony. Chyba, że firma postanowi zrobić z tego swój znak rozpoznawczy na dłużej, a ludzie będą zachwyceni rozwiązaniem. Nie zdziwiłbym się, gdyby życie napisało taki scenariusz.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu