Felietony

Do kogo należy twój samochód? Oto przykład, że nie do ciebie

Bartosz Gabiś
Do kogo należy twój samochód? Oto przykład, że nie do ciebie
Reklama

Na początku stycznia miało miejsce wydarzenie, które wysłało bardzo groźny sygnał do wszystkich kierowców. Niestety było on za słaby, aby się przebić przez medialny szum wokół niego. O tym powinniście wiedzieć, bo pokazuje mroczną przyszłość, która już się zaczęła.

Wszystko miało miejsce już pierwszego dnia nowego roku. Gdy Cybertruck Tesli zaparkował przed hotelem i zajął się płomieniami. Nikomu się nic nie stało, ale media zaczęły szumieć, że mogło to być wydarzenie zagrażające bezpieczeństwu nie tylko ludzi, lecz i całego państwa. Wtedy do akcji wkroczył sam właściciel firmy.

Reklama

Do kogo należy twój samochód? To cię powinno interesować

Sam Elon Musk zakasał rękawy i wziął się do pracy. Co prawda wątpliwe jest, że to był właśnie on, raczej jakiś nieszczęśnik, który został zaciągnięty do szeregu zadań. Niedługo po tym, szeryf Kevin McMahill z Departamentu Policji Metropolitalnej Las Vegas, podczas konferencji prasowej przekazał podziękowania, które mrożą krew w żyłach.

„Muszę szczególnie podziękować Elonowi Muskowi. Przekazał nam sporo dodatkowych informacji (...), a także umożliwił nam dostęp do nagrań ze wszystkich stacji ładowania Tesli w całym kraju. Przesłał je nam bezpośrednio, więc doceniam jego pomoc w tej sprawie”

W tym miejscu ktoś może zapytać, co to za bzdury? Przecież dzięki temu można było ustalić, że przestępca nie miał motywów politycznych, a także ustalić, czy ktoś z nim współpracował. Perfekcyjne zakończenie smutnej historii! Jednak z mojej perspektywy, pomiędzy słowami tkwi ogromny problem. To nie była sytuacja, w której wymyślono naprędce jakieś rozwiązanie, wręcz przeciwnie! Natychmiast wykorzystano już istniejące narzędzia do sprawdzenia: gdzie był, kiedy wyjechał, jak jechał i w końcu kim był.

No i jeszcze te dwa szczegóły, prawdopodobnie najbardziej naruszające prywatność kierowcy; sprawdzono i przekazano policji zapisy z kamer samochodu, podczas jego ładowania na każdej ze stacji w drodze pod hotel. Zaś na miejscu zdarzenia, zdalnie, czy to przez Muska, czy jego pracowników odblokowano drzwi samochodu. Wciąż ktoś może powiedzieć, że pomagali policji. Po tym, proszę, zadajcie sobie pytanie. Skoro dzisiaj to było usprawiedliwione w ten sposób działanie, to, w jaki będzie kolejnego dnia?

Samochody już i tak wiedzą za wiele

Usprawiedliwienie takie zachowania tworzy lukę, która dzisiaj jest wyjątkiem, jutro będzie na porządku dziennym i przykład taki już mamy. Wystarczy spojrzeć na historię odmowy przez Apple udostępnienia urzędnikom państwowym narzędzi do odblokowania telefonu — twardo odmawiając. Ostatecznie okazało się, że mieli rację. Rząd wynajął firmę trzecią do złamania zabezpieczeń, wykładając mnóstwo pieniędzy, ale bardzo przyszłościowo. Jak podaje portal 404 Media, dzisiaj jest to już standardowa metoda FBI, bo sobie stworzyli do tego własny program.

Te przykłady kwestionują przynależność urządzeń, które my kupujemy. Popatrzcie, skoro producent, po naszym zakupie robi z nimi tak wiele, to gdzie tutaj jest miejsce dla nas? Równie dobrze można używać taksówek, przynajmniej nikt nie będzie się musiał przejmować przeglądem. To jednak nie jest koniec naruszania naszej prywatności i w zasadzie odmawiania nam tego, że nasz samochód jest nasz.

Patrząc z szerszej perspektywy, kokpit samochodu jest BARDZO prywatnym miejscem. To w nim mamroczemy ze stresu pod nosem, rozmawiamy o prywatnych sprawach z bliskimi, zamykamy się, aby zdusić frustrację. To jest nasza zamknięta przestrzeń do intymnych rozmów z psychologiem oraz wiele innych. Niestety, szereg raportów i reportaży, pokazują smutną prawdę. Producenci samochodów zbierają o nas każdą możliwą informację i to nie tylko o przebytej trasie (przykład Tesli), lecz o naszej rasie, płci czy wyznaniach religijnych (Nissan), też dość niedbale traktują dziury w zabezpieczeniach.

Reklama

Wszystko, co udostępniamy, jest sprytnie chowane pod ścianą tekstu, o której wiedzą, że nie zostanie dogłębnie zbadana. Tam są wyrażane wszelkie zgody na "usprawnianie działania" pojazdów. Tylko po co im wiedzieć, jakiej jestem rasy lub płci? Otóż dane mogą zostać na przykład sprzedane analitykom, którzy je badają na zlecenie firm ubezpieczeniowych. Te wiedząc dokładnie, jak często jedziesz za szybko lub ostro hamujesz, mogą dźwignąć opłatę zabezpieczenie i nie "mogą", tylko rzeczywiście to robią.

Wszystko to tworzy nam smutny obraz rzeczywistości, w której producenci mogą decydować o naszym samochodzie za nas. Sprawia to, że człowiek wygląda bardziej jak szczur w laboratorium, który dostarcza niezbędnych danych do tworzenia sprecyzowanych reklam oraz zwiększania kontroli korporacji. Brzmi to wszystko jak opowieści wyssane z palca, lecz niestety mamy na to za wiele danych i bezsilność wobec nich jest przerażająca.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama