W ostatnim czasie mamy na rynku wysyp dziwacznie zaprojektowanych urządzeń. Pokręcone laptopy, rozkładany na krzyż smartfon LG, Asus Zenfone 7 Pro z absurdalnym modułem aparatów to tylko najbardziej charakterystyczne przykłady. Firmy inwestują krocie w przygotowanie i produkcję niszowych produktów a tymczasem na rynku mamy rodzinę urządzeń, nad której ergonomicznym rozwojem nie pracuje się prawie w ogóle. Mowa o czytnikach książek, z których większość mogłoby startować w konkursie najbardziej topornych gadżetów w historii elektroniki.
Kocham papierowe książki, ale....
Zacznijmy od tego, że kocham papierowe książki. Nie oznacza to jednak, że czytniki książek uważam za fanaberię. Wręcz przeciwnie, uważam, że dobre urządzenie tego typu mogłoby mi zastąpić klasyczne książki w 90% (przysłowiowych) przypadków poprawiając nie tylko kwestię magazynowania, ale także jakości czytania. Pozostałe 10% zarezerwowałbym sobie na książki papierowe, ale tylko dla czystej przyjemności obcowania z nimi. Problem w tym, że dzisiejsze czytniki to najczęściej mieszanka złego designu i małego ekranu ewentualnie kiepskiej poręczności. W efekcie jedyną ich zaletą jest możliwość wpakowania iluś książek do urządzenia, ale nie poprawa samego, nazwijmy to UX procesu czytania.
Nie dla beletrystyki
Osoby czytające tylko beletrystykę pewnie wzruszą ramionami, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Jednak reszta, czytająca na przykład pełne przypisów publikacje naukowe, książki historyczne pełne map i tabel być może zrozumie moje narzekania. Owszem, czytniki pozwalają najczęściej na przeczytanie długiego przypisu wygodniej niż w książce, ale nie jest to poprawa tak daleko idąca, jakbym oczekiwałbym tego od nowoczesnego urządzenia. Co gorsza, w przypadku krótszych przypisów, to papier potrafi mieć czasem przewagę pod tym względem.
Naśladujmy prawdziwe książki
Tymczasem idealnym rozwiązaniem dla czytnika jest... rozkładany kształt klasycznej książki, po prostu. Co ciekawe, jest próbowany przez wielu producentów w smartfonach, czy też bardziej smartfono-tabletach, gdzie generuje to szereg problemów technologicznych, ale nie w znacznie prostszych czytnikach.
Co nam to daje? Elastyczność, na jednej stronie możemy sobie zostawić czytany właśnie tekst, na drugiej wyświetlić sobie przypis, mapę, pole własnych notatek czy wyszukać coś w internecie na interesujący nas temat. Pozwoliłoby to uniknąć ciągłego wachlowania aplikacjami w celu doczytania potrzebnych szczegółów.
Nie rozumiem też pakowania czytników w ciemną (lub jasną, ale bardzo odróżniającą się od samego ekranu) obudowę. Charakterystyka fizyczna ekranu e-ink pozwala stworzyć całą przednią stronę czytnika o jednolitym lub prawie jednolitym kolorze i fakturze plastiku. Jednocześnie, wykorzystując touchscreen bez problemu można stworzyć nawiązujący do normalnej książki system gestów, dzięki któremu będzie można pozbyć się rozpraszających uwagę przycisków, przynajmniej z frontu (a właściwie środka) czytnika.
Polecamy również: Kindle Scribe
Ekosystem czytnika
Co więcej, zaprezentowany ostatnio w jednym z czytników kolorowy ekran e-ink, choć słabo nadaje się do reprodukcji zdjęć, idealnie pozwala prezentować map, diagramy czy tabele. Do wyświetlania zdjęć i filmów, wystarczy stworzyć aplikację towarzyszącą na telefon, tablet, smart telewizor, która pozwoli takie zdjęcie w pełnej jakości błyskawicznie wyświetlić.
Więcej niż czytnik
Idealnym kompanem dla czytnika jest też rysik. Nie potrzeba tu drogiego i zaawansowanego urządzenia, tylko coś, co pozwoli na szybką notatkę „na boku”, czy własne podkreślenia tekstu. Co więcej, dzięki takiemu rozwiązaniu czytnik stałby się znacznie bardziej uniwersalny, mogąc zastąpić jednocześnie klasyczny notatnik, zeszyt czy klasyczny kalendarz dla tych wszystkich, których irytuje pisanie na klawiaturze ekranowej.
To naprawdę zaskakujące, że tworząc takie projektu jak Microsoft Courier czy obecnie Neo i Duo, inwestując w tak dziwaczne urządzenia jak Lenovo Yoga Book C930, nikt nie pomyślał o stworzenia na tę modłę właśnie idealnie pasującego do takich koncepcji czytnika. Nie musiałby się nawet składać z jednego, rozkładanego ekranu, dwa osobne i tak o niebo poprawiłyby jakość czytania, a jednocześnie umożliwiły stworzenie konstrukcji prostej i w miarę taniej.
Jest nadzieja
Światełko nadziei, że coś bliskiego ideałowi w końcu może się pojawić dał sam producent tego typu ekranów, firma E Ink, pokazując prototyp podobnego do opisanego przeze mnie urządzenia. Szkoda, że upstrzonego niepotrzebnie przyciskami i notchami (choć z ciekawym systemem oświetlenia). Należy jednak pamiętać, że E Ink sprzedaje ekrany, a nie gotowe produkty. Tak więc ten projekt, to najpewniej tylko demonstrator technologii, mający natchnąć potencjalnych klientów firmy do stworzenia własnego czytnika tego typu.
Jednocześnie obawiam się, że walka o jeden, duży składany ekran doprowadzi do tego, że takie urządzenie będzie zbyt drogie, a komplikacje technologiczne mogą odstraszyć firmy od wejścia w ten pomysł. Choć muszę przyznać, że analiza map wojskowych na kolorowym ekranie tego typu byłaby prawdziwą przyjemnością.
Czy widzę na rynku kogoś, kto miałby odwagę i chęć stworzyć tego typu urządzenie? Chyba tylko reMarkable, firmę która produkuje bardzo oryginalny, ładny i przemyślany ergonomicznie e-inkowy tablet, wymykający się „standardom” jakościowym tego rynku. A kto wie, może sam E Ink zdecyduje się stworzyć takie flagowe urządzenie, kopiując strategię Microsoftu z Surfacem, tworzenia wzorcowych produktów premium? Ja w każdym razie ciągle czekam. Rozpatrywałem już zakup kilku czytników i zawsze czar pryskał po wzięciu ich do ręki. Ich fizyczność jest tak rozpraszająca, że w efekcie znów muszę zainwestować w kolejny regał na papierowe książki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu