Felietony

Dla Hollywood ty też jesteś piratem, tylko o tym jeszcze nie wiesz

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

Reklama

Nie pisze się o tym na wielkich portalach, nie usłyszycie o tym w telewizji i radiu, ale w sieci dochodzi od poważnych ruchów, które mogą zmienić stru...

Nie pisze się o tym na wielkich portalach, nie usłyszycie o tym w telewizji i radiu, ale w sieci dochodzi od poważnych ruchów, które mogą zmienić strukturę światowej sieci. Giganci medialni zaczynają aktywną walkę z wszystkimi, którzy obchodzą anachroniczne w 2014 blokady regionalne. Na pierwszy ogień idą użytkownicy korzystający z bramek VPN.

Reklama

Autorem wpisu jest Roman Androsiuk.

Zanim przejdziemy do tematu, by lepiej zrozumieć ostatnie wydarzenia i intencje firm zainteresowanych szeroko pojętą “walką z piractwem” spójrzmy na to z szerszej perspektywy. Wszyscy to znamy - filmowcy, producenci telewizyjni, dystrybutorzy i wielu samych twórców cierpi na osobach, które ściągają z sieci ich filmy, seriale za pomocą sieci P2P, nielegalnych stron streamingowych czy dysków z chmurze. Wycieki do sieci filmów pokroju “Kick Ass 2”, “Niezniszczalni 3” miały spowodować tak wielkie straty, że same produkcje stawały się z murowanych blockbusterów finansowymi klapami z małymi szansami na kontynuację.

Za walkę z piratami wzięły się przede wszystkim organizacji zbiorowym zarządzaniem prawami autorskimi i “reprezentujących” twórców (MPAA, RIAA, w Polsce m.in. Zaiks) i największe kolosy medialne pokroju News Corp (Fox); Viacom, Warner Bros, Universal, Sony, Disney. Wszystkie robią to pod hasłem walki o prawa twórców do pieniędzy za swoje utwory, utrzymania miejsc pracy w branży.

Mamy więc potężne kampanie informacyjne, gdzie piractwo porównuje się do pedofilii i terroryzmu. Wprowadzane są dodatkowe zabezpieczenia antypirackie na nośnikach fizycznych i coraz ostrzejsze DRM w serwisach VOD. Uderza się w reklamodawców nielegalnych serwisów, a także urządza pogadanki w szkołach i na uniwersytetach. Branża rozrywkowa dogaduje się z dużymi dostawcami sieci (słynna reguła 3 ostrzeżeń w USA jest tego efektem). Nakłaniania i nagradza się donoszenie na widzów, którzy nagrywają swoim sprzętem film w kinie. Twórcy serwisów strumieniujących video czy muzykę są natomiast szantażowani pozwami sądowymi w razie odmowy współpracy na zasadach gigantów medialnych (czego efektem jest choćby restrykcyjny ContentID na YouTube czy ostatnio wprowadzenie podobnych mechanizmów na ukochanym przez wielu serwisie SoundCloud). Obrywa się nawet wyszukiwarkom internetowym. A to tylko początek.

Od lat giganci branży lobbują za zaostrzeniem prawa (w końcu ACTA/SOPA/PIPA to ukochane dziecko “branży”. Obecnie trwają niejawne negocjacje w sprawie umowy TTIP, gdzie tematyka prawa autorskiego i patentowego odgrywa bardzo ważną rolę), czego efektem jest ustawa Hadopi we Francji, a także powołanie specjalnej jednostki policji w Wielkie Brytanii. Ta ostatnia działa na koszt brytyjskiego podatnika i wspólnie z Hollywood walczy ze wszelkimi naruszeniami praw autorskich - w wielu przypadkach na granicy… prawa. Pokłosiem tego jest też wprowadzenie opłaty retrograficznej z każdego kupionego urządzenia elektronicznego w naszym kraju. Co gorsza, dochodzi do kwestionowania prawa do dozwolonego użytku i otwartych licencji, które ponoć uderzają w komercyjną konkurencję.


Z drugiej strony internet nigdy wcześniej tak nie łączył tak wielu osób na całym świecie. W internecie pojecie granic staje się relewantne, ogranicza się w zasadzie do języka i różnic kulturowych. W końcu korzystamy z amerykańskich Google, Facebooka, Amazon, YouTube, szwedzkiego Spotify, nowozelandzkiego Mega, gramy w białoruskiego World of Tanks, a nasze dzieciaki korzystają z łotewskiego Ask.fm.

Reklama

Wielu przyzwyczajonych do takiej konsumpcji treści nie rozumie dlaczego ma płacić kilkadziesiąt złotych abonamentu operatorom telewizji kablowej/satelitarnej czy kilkanaście wypożyczenie w lokalnym serwisie VOD serialu, który w USA jest nadawany w otwartej telewizji. Ba, wielu nie rozumie, czemu nie może w ogóle w legalny sposób obejrzeć danej produkcji, bo amerykańskie koncerny medialne nie były zainteresowane sprzedażą licencji na dany rynek. W końcu chodzi o dystrybucję cyfrową, a nie tradycyjną opracowaną, gdy internet by snem szalonych futurystów.

W takiej rzeczywistości Netflix stał się potentatem internetowego VOD, gdzie za kilka dolarów miesięcznie uzyskuje się dostęp do potężnej biblioteki seriali i filmów, wszystko oprawione doskonałym, przejrzystym, intuicyjnym interfejsem. Opanowując rynki amerykański, brytyjski ma potężną liczbę użytkowników z państw, które oficjalnie nie powinny mieć dostępu do serwisu z racji blokady IP. W samej tylko Australii jest ponad 200 tysięcy (!) użytkowników, którzy muszą posiłkować się bramkami VPN. W wielu innych krajach (w Polsce też) są tysiące osób, które ten sposób mogą legalnie oglądać swoje ulubione produkcje. Podręcznikowy sukces komercyjny, który w znaczący sposób uderza w piractwo.

Reklama

Więc jakie było zdziwienie wielu, gdy kilka dni temu największe koncerny medialne z USA zażądały od Netflixa zablokowania dostępu za pomocą bramek VPN i natychmiastowego zbanowania użytkowników korzystających z tej metody dostępu.

Co gorsza, tonie pierwsze takie zagranie ze strony branży. Kilka miesięcy temu w ten sam sposób odcięto od usługi płatnej Hulu Plus setki tysięcy użytkowników spoza USA, których zamiast menu przywitał komunikat:


Argumenty jakimi posługuje się branża są dosyć dyskusyjne. Blokada ma pomóc krajowym pośrednikom i dostawcom treści, którzy nie mogą walczyć cenowo i jakościowo z gigantem z USA. Według przedstawicieli gigantów medialnych klienci korzystający z VPN to po prostu piraci, wcale nie lepsi od osób które wolą za darmo ściągać swoje ulubione produkcje z pirate bay, kick ass torrent czy warrezów.

Jest jednak mały problem z tym porównaniem - ci “piraci” PŁACĄ za dostęp do serwisu, a pieniądze trafiają na konta wytwórni filmowych i stacji telewizyjnych. To nie model biznesowy “kinomaniak.tv”. Jak pokrętnej logiki trzeba użyć, by uważać takich ludzi za przestępców/szkodników.

Reklama

Nawet tak ukochane przez widzów na całym świecie BBC, słynące z wysokiej jakości produkcji i dokumentów napisało list otwarty, gdzie domaga się traktować użytkowników VPN jako potencjalnych piratów i prowadząc ich nadzór i monitoring. Całe pismo jest utrzymane ultra antypirackiej retoryce.

Więc o co chodzi naprawdę? W jaki sposób, które powinny uchodzić za pozytywny przykład walki z piractwem internetowym za pomocą jakości usługi i właściwej ceny, stają się “poważnym problemem”? Chodzi oczywiście o pieniądze i władzę, a w tle jest pewien rodzaj mentalności.

Wiele osób zasiadających w zarządach największych medialnych spółek, organizacji zbiorowym zarządzaniem prawami autorskimi to osoby, które doskonale pamiętają czasy prosperity z lat 80tych i 90tych, gdy firmy tworzyły i narzucały trendy kulturowe, dyktowały ceny w sposób jednostronny, a konkurencja czy głos konsumenta był ledwie zauważalny. Dla tych osób internet i możliwości jakie dał każdemu Kowalskiemu był po prostu traumatycznym szokiem, o czym w pierwszej kolejności przekonała się branża muzyczna, gdzie oligopol 4 wielkich wytwórni został w brutalny sposób przełamany i obecnie większość rynku stanowią mali gracze.

Dzięki poprawie jakości infrastruktury, zwiększeniu mocy komputerów i opracowaniu nowych modeli dystrybucji widzimy powoli powtórkę z rozrywki w roli głównej z wytwórniami filmowymi i telewizjami. Pierwszy zaczął Netflix ze swoimi autorskimi produkcjami, następnie Amazon, a do wejścia ze swoimi serialami szykuje się Yahoo. Do tego dochodzą indywidualni videoblogerzy z YouTube’a z oryginalnymi w wielu przypadkach innowacyjnymi pomysłami na siebie. W zastraszającym tempie kurczy się rynek reklamy w telewizji, podobnie liczba widzów, w kablówek i platform satelitarnych, HBO powoli przymierza się od uwolnienia swojej usługi HBO GO z przymusu posiadania abonamentu na kanały telewizyjne.


Internet efektywnie zabija też rynek handlu licencjami, który opierał się właśnie na blokadach regionalnych. Sprzedaż po wysokich cenach poszczególnych licencji na bardzo restrykcyjnych warunkach (w wielu krajach do opłaty za licencję dochodził procent z wpływu z bloków reklamowych) do mistrzostwa opanowała zwłaszcza firma Ruperta Murdocha, a także Warner Bros i Disney, które narzucały różne ceny na te same licencje dla różnych krajów, o czym boleśnie przekonujemy się wchodząc na strony naszych rodzimych dostawców VOD czy widząc, jak dane treści są objęte umowami wyłączności do danej platformy medialnej.

No i nie zapominajmy o braku wielu produkcji na naszym rynku tylko dlatego, że panowie z LA uznali, że nasz rynek nie jest wart uwagi z racji średniej wysokości zarobków w naszym kraju i tym samym potencjalnych wpływów. I nie zanosi się na to, by Hollywood mieli wolę do zrozumienia, że to nie ma większego sensu w 2014.

Do tego dochodzi tzw. “coppyright trolling”, który w ostatnim czasie stał się bardzo dochodowym zajęciem dla włodarzy branży rozrywkowej. Chodzi o ściąganie pieniędzy z tytułu naruszenia praw autorskich od indywidualnych konsumentów, ale też choćby przejmowania zysków z reklam z materiałów video na YT, forsowaniem opłat od kupna sprzętu elektronicznego (które istnieją w większości krajów zachodu); szantażowaniem serwisów internetowych VOD, dostawców sieci czy nawet wyszukiwarek internetowych i walką z konkurencją za pomocą oznaczania cudzych dzieł jako swoich.

A to wszystko okraszone niejasnościami w sprawozdaniach finansowych organizacji walczących z piractwem, w tym naszego Zaiksu, próbami przedłużenia ochrony praw autorskich i statystykami, które pokazują, że wbrew retoryce koncernów medialnych ponad 1/3 użytkowników bittorenta kupuje utwory, filmy i seriale. Walka z osobami obchodzącymi blokady regionalne to następna nowa gałąź działalności tych organizacji, które cały czas muszą udowadniać swoją przydatność.

Starożytna chińska klątwa mówi “Obyś żył w ciekawych czasach” i internet wchodzi w takie czasy. Przyzwyczajeni gwałtownym rozwojem sieci z poprzedniej dekady nie jesteśmy w stanie pojąć, że są na świecie ludzie, którzy rezerwują sobie prawo do określania co jest właściwe, a co nie nakładając kaganiec na zdrowy rozsądek w imię swoich interesów. Jak możemy mówić i pisać o globalizacji, zacieraniu granic, gdy okaże się, że żyjąc w “niewłaściwym” miejscu zostajemy konsumentami drugiej kategorii, potencjalnymi kryminalistami?

Zły Człowiek Z Lasu

Foto Woman pirate with movie board via Shutterstock.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama