Na początku tygodnia wspominałem o nowej usłudze, którą podobno testuje Google. Mowa o wideo konsultacjach z lekarzem. To nie wyczerpuje poczynań amer...
Na początku tygodnia wspominałem o nowej usłudze, którą podobno testuje Google. Mowa o wideo konsultacjach z lekarzem. To nie wyczerpuje poczynań amerykańskiej korporacji w branży medycznej – kiedyś pisałem o projektowanej przez nich soczewce, która ma pomóc chorym na cukrzycę. Do walki z tą chorobą zamierza się także przyłączyć katowicki startup Diabdis.
Cukrzyca to ciężka choroba, zdają sobie z tego sprawę nie tylko chorzy, ale też ludzie, którzy mają z nimi kontakt i wiedzą, jak wygląda życie diabetyka. Tych ostatnich przybywa i już teraz stanowią poważny odsetek społeczeństwa – także polskiego. Diabetologów w Polsce podobno nie ma zbyt wielu, na każdego przypada kilka tysięcy pacjentów. Trudno tu mówić o właściwej kontroli choroby, a jej zlekceważenie może się bardzo źle skończyć. Tu pojawia się wspomniany startup:
Diabdis powstał po to, by dać wszystkim chorującym solidne narzędzie do walki z cukrzycą. Każdy pacjent uczestniczący w projekcie otrzymuje urządzenie Diabdis do przekazywania pomiarów glikemii z glukometru i opiekę specjalistów, którzy czuwają nad jego wynikami. “Stała analiza wyników i edukacja chorego prowadzą do uzyskania najlepszych możliwych rezultatów” - zauważa Szymon Dziedzic, Dyrektor Medyczny w Diabdis.
Kilka tygodni temu firma uruchomiła pilotażowy program, który ma dać odpowiedź na najważniejsze pytania i niejasności pojawiające się w trakcie opracowywania rozwiązania. Korzystają z niego chorzy w Polsce i w Anglii. W pierwszym kwartale 2015 ruszy kolejna tura testów i można się do niej zgłaszać na stronie diabdis.com. Jak to działa i co oferuje pacjentom-klientom startup ze stolicy Śląska? Założenia projektu zostały przedstawione na wspomnianej stronie oraz w grafice tytułowej, ale opiszę je w skrócie.
Chory wkłada do glukometru pasek i odczytuje wynik. Następnie sprzęt należy połączyć z urządzeniem Diabdis. To ostatnie przesyła wyniki na dedykowaną platformę medyczną. Firma chce dostarczyć na rynek dwa powiązane ze sobą produkty. Pierwszy to sprzęt do przesyłania danych. Na rynku jest ponoć kilka urządzeń wykorzystywanych do zrzucania danych z glukometru, ale każde wymaga wykorzystania smartfonu lub komputera. W tym przypadku dodatkowy sprzęt jest eliminowany – to ważne, jeśli weźmie się pod uwagę, że na cukrzycę często chorują osoby starsze oderwane od cyfrowej rzeczywistości. Skoro nie mają komputera i nie odnajdują się w nowych technologiach, to czy łatwo nauczą się korzystać z rozwiązania Diabdis? Firma przekonuje, że tak – podobno przygotowano specjalną wersję produktu przeznaczoną dla tej grupy pacjentów.
Drugi element układanki to wspomniana już platforma, na którą trafiają dane. Ponoć jest to innowacja, ponieważ nikt nie zapewnia chorym systemu wspierającego „zarządzanie cukrzycą”. Na czym polega program? Algorytmy i zespół specjalistów (m.in. lekarzy) analizują dane nadesłane przez urządzenia. Zapewniany jest ciągły monitoring, a jeśli coś się zacznie dziać, pojawią się jakieś nieprawidłowości, to specjaliści próbują wraz z chorym znaleźć ich źródło i jednocześnie sposób, by wyeliminować problem w przyszłości. Chodzi zatem nie tylko o zrzucanie danych i ich przechowywanie, ale też o śledzenie choroby. Pacjent ma zapewnione wsparcie i może szukać pomocy, jeśli sam uzna, że wyniki odbiegają od normy.
Z punktu widzenia chorego, rozwiązanie ciekawe i nie dziwię się, że nie brakowało osób zainteresowanych udzielam w programie pilotażowym. Jednocześnie pojawia się pytanie o to, jak na pomyśle zamierza zarabiać firma? Sprzedaż sprzetu, abonament? Od przedstawicielki Diabdis, pani Magdaleny Dutkiewicz uzyskałem następującą odpowiedź:
Chcemy, by korzystanie z platformy i urządzenia pozostało dla użytkowników bezpłatne. Mamy oczywiście model biznesowy i wiemy, w jaki sposób będziemy zarabiać po zakończeniu pilotażu.
Brzmi tajemniczo, ale skoro jest plan… Co ciekawe, firma nie wyklucza współpracy ze służbą zdrowia. Zakładałem, że o to może być ciężko, ale sprawa podobno nie jest beznadziejna. W takim układzie pieniądze faktycznie mogą się pojawić i nie będzie to bezpośrednie obciążenie dla chorego oraz jego rodziny.
Firma chce dotrzeć do pacjentów z różnych grup wiekowych (widać to m.in. po strukturze grupy biorącej udział w pilotażu), w każdym przypadku będzie opracowywany odpowiedni kanał komunikacyjny: od tradycyjnych rozwiązań po kampanie w Sieci. Katowicki startup nie zamierza się też ograniczać do jednego rynku – myślą o biznesie w skali globalnej, co jest słusznym założeniem. Pacjentów może być sporo, bo nawet bez kampanii reklamowej liczba chętnych do wzięcia udziału w pilotażu poważnie przekroczyła liczbę miejsc. Zapowiada się ciekawie, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu