Jedną z gwiazd targów CES 2016 była firma Faraday Future - startup o sporych ambicjach i jednocześnie z poważnym wsparciem chińskiego giganta. Zainteresowanie przedsiębiorstwem nakręcano kilka miesiecy przed imprezą w Las Vegas, jedni po premierze byli rozczarowani, inni kiwali głową z uznaniem. Jednocześnie pojawiło się pytanie o to, czy takich projektów może być więcej - czy zacznie przybywać graczy na rynku motoryzacyjnym. Skoro mogła Tesla, skoro może jakieś Faraday Future, to czy czeka nas wysyp podobnych biznesów? Patrząc na projekt Vanda Electric, można dojść do wniosku, że tak.
Pod wieloma względami Vanda Electric przypomina wspomniane we wstępie Faraday Future (chociaż trudno mówić o naśladowaniu). To biznes z azjatyckimi korzeniami (w tym przypadku mowa o firmie z Singapuru), firmy chcą robić samochody z wyższej półki cenowej, stawiają pierwsze kroki na rynku motoryzacyjnym. Nawet można mówić o podobieństwie pojazdów. Ciekawe jest też to, że nie mówimy o "firmach-krzakach". To nie są pomysły z góry skazane na porażkę. Za FF stoi chiński miliarder, któremu zamarzyło się chyba być drugim Elonem Muskiem, Vanda Electric ma wsparcie firmy liczącej sobie kilka dekad. Pojawił się inwestor, który już wyłożył na stół miliony dolarów, są projektanci z Londynu, jest w końcu zespół inżynierów z Williams Advanced Engineering, który będzie to nadzorował/konsultował od strony technicznej. Czegoś takiego nie osiągnie koło studenckie czy grupka znajomych, pasjonatów motoryzacji.
Na razie brak gotowego pojazdu, ale podobno ma się pojawić już na salonie motoryzacyjnym w Genewie w przyszłym roku. Producent przedstawi wówczas szczegóły dotyczące pojazdu. Póki co, a od tego firma chyba nie zamierza odchodzić, maszyna nosi nazwę Dendrobium. Internet podpowiada, że to storczyk. To by tłumaczyło, dlaczego na swojej stronie zespół pisze o tworzeniu technologii inspirowanym naturą. Dokładnej specyfikacji brak, ale nakreślono już, co startup chce osiągnąć.
Samochód powinien osiągać prędkość 400 km/h, do setki rozpędzać się w 2,6 sekundy. Pojazd o mocy 1500 koni mechanicznych na jednym ładowaniu mógłby pokonać 400 km (raczej nie dotyczy to maksymalnej prędkości). Konstrukcja z aluminium i nowych materiałów... Rakieta. Niedawno czytałem o nowym samochodzie Bugatti i wyglądało to dość podobnie. Widać zatem, z jaką półką cenowa możemy mieć do czynienia. Albo o jakiej klasie mowa. To maszyna dla ludzi majętnych, poszukujących mocnych wrażeń.
Zespół nie ukrywa, że nie chodzi mu o produkcję masową - ten samochód będzie produkowany na naprawdę niewielką skalę, pewnie trzeba będzie ustawiać się w kolejce. Jednocześnie wierzę, że chętnych nie zabraknie. Grupy amerykańskich celebrytów, rosyjskich oligarchów, chińskich nowobogackich czy bliskowschodnich szejków nie odpuszczą, jeśli garaż będzie można wzbogacić o taki batmobil. Tesla Model X prezentuje się świetnie, zapowiedziany elektryk Porsche też, ale w obu przypadkach mowa o pojazdach, które do 400 km/h nie dobiją. A ich produkcja nie jest/nie będzie aż tak poważnie ograniczona. Dendrobium wydaje się bardziej "ekskluzywne".
Czy to może się udać? Firma z Singapuru nie musi od podstaw tworzyć wszystkich komponentów i budować linii produkcyjnych. Część komponentów jest gotowa, wystarczy je zamówić, część trzeba pewnie zaprojektować, ale tu sprawa sprowadza się do opłacenia specjalistów. Jeżeli firma będzie miała pieniądze, doczeka się wsparcia speców. A do złożenia kilku samochodów w ciągu roku nie potrzeba wielkich zakładów. Mówimy o manufakturze i trzeba mieć na uwadze, że takich przedsięwzięć powinno przybywać - jeśli nie wypali Venda Electric, pojawią się inni. Ciekawe, bo może się okazać, że to na wyższych półkach cenowych zacznie rosnąć popularność elektryków. Tesla chwaliła się niedawno tym, jak odebrała klientów w USA niemieckim koncernom, możliwe, że to początek ciekawszych zmian...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu