Tesla podsumowała ostatni kwartał 2015 roku, to pozwoliło przedstawić dane za cały rok. Jednocześnie zaprezentowano plany i prognozy na bieżący rok. A te są ambitne: znacznie wyższa sprzedaż, koniec ze stratami, premiera nowego samochodu... Działo się sporo, a jednym z ciekawszych fragmentów spotkania przy okazji prezentacji wyników, było tłumaczenie modelu X. Samochodu, który po prostu jest zbyt dobry...
Nadal straty, ale będzie lepiej
Na początek dobra informacja (dobra dla Tesli i akcjonariuszy): przychody rosną. W poprzednim kwartale wyniosły 1,75 mld dolarów, w całym roku blisko 5,3 mld dolarów. W porównaniu z rokiem 2014 oznacza to poważne, kilkudziesięcioprocentowe wzrosty (w obu przypadkach). Ale to nie powinno dziwić - producent sprzedaje coraz więcej samochodów, w ostatnim kwartale prawie udało się dojść o granicy 17,5 tysiąca sztuk, w całym roku przekroczono poziom 50 tysięcy sztuk.
Problem polega na tym, że Tesla nie zarabia. Na dobrą sprawę nie jest to żadne novum - co roku dokładają sporo do swojego biznesu. W poprzednim kwartale było podobnie, ale to ma się niebawem zacząć zmieniać: rok 2016 powinie być tym, w którym czerwień przestanie towarzyszyć wynikom. Pomóc ma przede wszystkim wzrost sprzedaży - prognozy na ten rok to od 80 do 90 tysięcy sprzedanych aut. Ambitnie. Ta ambicja spodobała się inwestorom, akcje Tesli podrożały w handlu posesyjnym. Gdy jednak spojrzymy na wartość papierów wartościowych firmy w poprzednim roku, widać wyraźnie, że poważnie ona spadła.
Należy też mieć na uwadze, że zapowiedzi i prognozy to jedno, a sprzedaż to już inna rzecz - prognozy na rok 2015 były wyższe, ale stopniowo je ścinano. Nie można wykluczać, że to samo stanie się w roku 2016. Jednocześnie warto wybiec kilka lat do przodu i przywołać prognozy na koniec dekady: produkcja może się do tego czasu bardzo poważnie zwiększyć. Będzie to zasługa dwóch czynników - jednym z nich jest uruchomienie Gigafactory, czyli ulokowanej w Nevadzie wielkiej fabryki akumulatorów. Drugi czynnik to wprowadzenie do oferty tańszego samochodu - niedługo mamy poznać Model 3.
Tańszy nie oznacza tani
Model 3 wyczekiwany jest na rynku od dawna - nie tylko przez fanów Tesli. Ludzie zainteresowani tym rynkiem zastanawiają się, co zaprezentuje korporacja, jak wpłynie to na sektor i jakim będzie się cieszyć wzięciem. Już teraz wiadomo, że pojazd będzie mniejszy i lżejszy od Modelu S, nie doczeka się tak dużej liczby funkcji i zaawansowanych technologii. Ale przez to ma być tańszy - wspomina się o cenie na poziomie 35 tysięcy dolarów. Media już teraz podkreślają, że bonusy podatkowe (federalne i stanowe) mogą obniżyć cenę do nawet 25 tysięcy dolarów. Robi się atrakcyjnie, chociaż trzeba zaznaczyć, że nie ma sensu tu mówić o "tanim samochodzie" - Tesla nie zamierza wprowadzać do oferty "pojazdu na każdą kieszeń" i o tym wypada pamiętać.
Nowy pojazd zostanie zaprezentowany pod koniec marca bieżącego roku, na rynek mógłby trafić pod koniec 2017 roku. Biorąc pod uwagę doświadczenia z przeszłości, można założyć, że pewnie nastąpią opóźnienia i bezpieczniej jest pisać o roku 2018. Jak to wydarzenie podkręci wyniki sprzedaży Tesli? Oto jest pytanie.
Nijako przy okazji warto rzucić okiem na zestawienie, którym pochwaliła się Tesla - prezentuje ono wyniki sprzedaży luksusowych samochodów w USA. Samochodów, które stanowią konkurencję dla modelu S. O ile ten ostatni notuje coraz lepsze wyniki, o tyle pojazdy konkurencji cieszyły się w 2015 gorszym wzięciem niż rok wcześniej. Wnioski? Według Tesli, to jej obecność na rynku wywołała zmiany. W jakimś stopniu z pewnością jest to prawda, ale trudno mi uwierzyć w to, że wszystko uzależnione jest od tego jednego czynnika...
Problem modelu X? Jest za dobry
Skoro jesteśmy już przy luksusowych pojazdach, to trzeba wspomnieć o Modelu X, który jesienią ubiegłego roku w końcu trafił na rynek. Firma miała z nim problemy i ma nadal. Pomijam już fakt, że realizacja tego projektu przeciągała się w czasie przez dobrych kilka kwartałów - obecnie problemem jest dostępność i tempo dostarczania pojazdów na rynek. W poprzednim kwartale do klientów trafiło niewiele ponad 200 sztuk. Mało i może to irytować ludzi oczekujących w kolejce. Zapłacili sporo, a samochód zbyt szybko nie pojawi się w ich garażu.
Temat był podnoszony podczas spotkania z inwestorami i mediami. Tłumacząc sprawę, Musk stwierdził, że... ten samochód jest po prostu zbyt dobry. Co to oznacza? CEO wyjaśnił, że firma przesadziła - zawiesiła poprzeczkę za wysoko, chciała w tym jednym samochodzie zawrzeć zbyt dużo funkcji, usprawnień, nowoczesnych technologii. Plan był ambitny, ale zrodził sporo problemów. Najpierw na etapie projektowania, potem produkcji. Efekty widać wyraźnie. Ale to jest nauczka dla firmy: nie można wszystkiego załatwić od razu. lepiej wprowadzić model na rynek i dodawać do niego usprawnienia w kolejnych wersjach. Ma sens? Z punktu widzenia firmy ma...
Przekonamy się, jak te nauki wpłyną na rozwój korporacji. A już za kilka tygodni zobaczymy samochód, który ma pomóc Tesli wejść na wyższy poziom branżowego wyścigu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu