Tyle mówi się o znieczulicy w społeczeństwie - że paraliżuje nas strach przed niesieniem pomocy, a widząc leżącego człowieka na chodniku wolimy wierzyć, że "popił i upadł", niż pomyśleć o tym, że warto nim się zainteresować i uratować życie. Tyle było kampanii społecznych, tyle tłumaczenia w szkole na zajęciach z przysposobienia obronnego. I co? Chciało by się powiedzieć brzydko.
Idiotyzm - nie potrafię inaczej tego nazwać. O tym, jak TVP odstrasza ludzi od niesienia pomocy
A wszystko to jak krew w piach
Zamiast dużo brzydszego określenia, posłużyłem się parafrazą cytatu z filmu Koterskiego. Nie przychodzi mi na myśl inny komentarz do tej sytuacji. W szkole i w domu wpojono mi, że trzeba pomagać - w miarę możliwości. Dlatego, jeśli mam okazję, oddaję krew. Zarejestrowałem się też jako potencjalny dawca szpiku. W portfelu noszę oświadczenie woli, żeby nie było żadnych wątpliwości. Jeżeli tylko będę mieć szansę komuś pomóc - zrobię to, bo wiem, że ja albo ktoś mi bliski może oczekiwać tego samego. Taka swoista odpłata za to, że kiedyś może na mnie czekać druga szansa. I tym bardziej nie rozumiem postępowania Telewizji Polskiej, która promuje szkodliwe postawy w społeczeństwie. Publiczna telewizja ma ponoć edukować, promować dobre postawy i rozwijać kulturalnie. Tym, co zrobiła w kwestii automatycznych defibrylatorów zewnętrznych udowodniła natomiast, że sprowadza się to niestety do statutowych zapisów.
Na antenie TVP2 od 2014 roku ukazuje się serial fabularno - dokumentalny "Na sygnale", gdzie prezentowana jest praca pogotowia ratunkowego. Widzowie mają okazję przyjrzeć się temu, jak "w przybliżeniu" wygląda codzienność pracowników ratownictwa medycznego i przy okazji takich produkcji śmiało można by było promować pożądane w społeczeństwie postawy. Zwłaszcza, że AED (automatyczne defibrylatory) to w opinii wielu ludzi dalej nowinki i z reguły istnieje obawa przed ich użyciem - mimo, że są to urządzenia bardzo proste w obsłudze i dodatkowo - bezpieczne dla użytkownika. Wszystkie komendy są automatycznie odczytywane na głos, wiadomo co zrobić, aby prawidłowo dokonać defibrylacji osoby potrzebującej pomocy.
Fragment serialu ukazuje jednak sytuację, w której AED razi prądem osobę, która miała za zadanie nieść pomoc. Człowiek niezaznajomiony z tymi urządzeniami może uwierzyć w taki obrót spraw nie zdając sobie sprawy z tego, że taki scenariusz jest kompletnie niemożliwy. Bowiem, gdy następuje rozłączenie elektrod z ciałem poszkodowanego, rozlega się komunikat dźwiękowy, a uruchomienie wyładowania jest niemożliwe. Całą procedurę należy rozpocząć od nowa. W serialu natomiast, po rozłączeniu elektrod następuje wyładowanie, które razi osobę postronną. To kompletna bzdura.
Prezentowanie takich sytuacji w serialu, który mimo wszystko ogląda sporo osób to proszenie się o kolejną falę znieczulicy, skierowanej w stronę AED, które w wielu przypadkach potrafią uratować życie. W takich serialach przecież angażuje się do pracy również konsultantów medycznych, którzy omawiają ze scenarzystą sytuacje, które pojawiają się w serialu. Co zawiodło? Czy ta sytuacja w ogóle nie została poddana konsultacji? A może osoba, która służy radą scenarzyście nie wie, jak AED działa?
Cokolwiek w tej sprawie "nie zagrało", jest to sytuacja niedopuszczalna. Nie powinno do tego dojść w żadnej stacji telewizyjnej, a już szczególnie w tej, która jest utrzymywana z pieniędzy podatników i dodatkowo, ma w swojej misji edukowanie oraz rozwój obywateli. W związku z emisją feralnego odcinka serialu pojawiła się otwarta petycja do Jacka Kurskiego, Prezesa Zarządu TVP, w której autorzy zwracają uwagę na możliwe negatywne skutki emisji programu.
Grafika: 1, 2
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu