Gry

Kiedyś niezbędne, dziś niepotrzebne. Czy wersje demo mają jeszcze sens?

Patryk Koncewicz
Kiedyś niezbędne, dziś niepotrzebne. Czy wersje demo mają jeszcze sens?
Reklama

Wersje demo dogorywają na naszych oczach. To, co korzystne dla graczy, okazało się utrapieniem dla developerów.

Pamiętam jak jeszcze niedawno z ekscytacją kupowałem magazyny o grach, aby przetestować dema najnowszych tytułów i choć przez chwile mieć poczucie styczności z gamingowymi nowinkami. No dobra, może „niedawno”, to nie do końca odpowiednie słowo. Działo się to bowiem kilkanaście lat temu. Wtedy dostęp do Internetu i gier był – przynajmniej w moim przypadku –  dość mocno ograniczony. Branżowa prasa była zatem głównym łącznikiem ze światem technologii. Później nastąpiła ekspansja powszechnie dostępnego Internetu, gry stały się bardziej przystępne, pojawił się YouTube i usługi subskrypcyjne. I tak doszliśmy do momentu, w którym wersje demo odchodzą do lamusa. Czy w 2022 roku mają one jeszcze sens?

Reklama

Nostalgiczna pieśń przeszłości

Przemyślenia na temat wersji demonstracyjnych naszły mnie po ogłoszeniu nowych pakietów PlayStation Plus. Najdroższa wersja abonamentowa „Premium” ma oferować dostęp do wersji demonstracyjnych najnowszych tytułów. Jak donosi portal Game Developer, Sony będzie wręcz wymuszać tworzenie czasowych trialów na producentach, których gry wycenione zostaną na więcej niż 33 euro. Coś, co kiedyś było oczywistym zjawiskiem, dziś promowane jest jako płatna atrakcja.

Źródło: Sony

Wersje demo miały kiedyś dwa główne cele: umożliwić użytkownikowi przetestowanie produkcji przed zakupem i rozbudzić emocje, aby opory przed wydaniem pieniędzy stopniały na dobre. W przypadku PC miało to faktycznie sens. Wersję demonstracyjną można potraktować jako test komputera. Jeśli demo śmiga sprawnie to droga wolna do pełnej wersji. Jeśli komputer łapie zadyszkę, to znak, że nie ma sensu uszczuplać portfela. Jeśli chodzi o wersje konsolowe, to w tej kwestii zbytniej filozofii nie ma. Ot zwykły fragment rozgrywki. W czasach kiedy gry konsolowe w stosunku do zarobków były znacznie droższe niż obecnie, a gamingowi youtuberzy zaczynali dopiero raczkować, ten proces wydawniczy miał wytłumaczenie. Ale dziś? Odpowiedzcie sobie sami, kiedy ostatnio pobraliście jakieś demo? Ja przyznam szczerze, że nie pamiętam, ale było to prawdopodobnie demo jednej ze starszych odsłon FIFY. Zastanówmy się więc dlaczego dema stały się przeżytkiem.

Gdy chce sprawdzić jak wygląda rozgrywka w danej produkcji to po prostu wchodzę na YouTube. Zdaję sobie sprawę z tego, że oglądanie to nie to samo co samodzielne wypróbowanie, ale branża hobbystycznego dziennikarstwa growego na YouTube stała się już tak kompletna i profesjonalna, że wszystko czego potrzebuje, mogę znaleźć w kilkunastominowym nagraniu bez konieczności zabawy w pobieranie. Druga kwestia to Twitch, gdzie jako potencjalny nabywca mogę obejrzeć gameplay na żywo, w bardziej naturalnym formacie z bezpośrednimi emocjami i odczuciami streamera. Kiedyś nie było tak łatwego dostępu do materiałów, a jeśli już się pojawiały, to z dużym opóźnieniem. Dziś filmy są już gotowe na premierę, a widzowie przebierać mogą w różnorakich narracjach i formatach.

Źródło: Depositphotos

Kolejną kwestią są usługi subskrypcyjne. Game Pass, EA Play czy Ubisoft+ to usługi, dzięki którym za grosze ograć można nie wersje demo, a pełnoprawne tytuły. Wiele z nich oferuje okresy próbne, więc zamiast bawić się w ograniczonym i sfabrykowanym na potrzeby pokazowe fragmencie demo, możemy od razu przetestować pełen zakres atrakcji danej produkcji. Gry w dniu premiery potrafią zaskoczyć ceną, jednak w przeciągu kilku tygodni (a czasem nawet kilku dni) jej wartość potrafi mocno spaść. Elektromarkety i platformy gamingowe muszą jakoś walczyć o klienta. Większa przystępność gier to zapewne kolejny powód, dla którego dema wydają z siebie ostatnie tchnienie. No dobrze, ale to perspektywa gracza. Jak zatem prezentuje się sytuacja od strony developerów?

Tworzenie wersji demo jest nieopłacalne

Wersja demo nie jest po prostu naprędce wyciętym fragmentem gry. To specjalnie przygotowane materiały, które nierzadko różnią się od finalnej wersji. Pobite tekstury, specjalne misje czy zmiany w mechanice, mające na celu wywołanie efektu wow i przekonanie klienta do zakupu. Sęk w tym, że to wymaga pracy. W niektórych studiach wersjami demo zajmowały się specjalne działy, ktoś tym ludziom musi przecież płacić, a przypomnijmy, że dema rozdawane są za darmo. I tu dochodzimy do paradoksu gie demonstracyjnych. Muszą one być na tyle dobre, aby gracz zdecydował się na zakup pełnej wersji, jednak nie mogą satysfakcjonować za bardzo, aby gracz nie poprzestał tylko na krótkim trialu. Pojawia się tu także pewne zagrożenie. Co jeśli gracz zainteresuje się grą po obejrzeniu zwiastuna, ale wszystkie emocje wyparują po kontakcie z wersją pokazową? Dema są zatem dla developerów twardym orzechem do zgryzienia i mogą stanowić miecz obosieczny.

Źródło: Depositphotos

Badania marketingowe wskazują, że wersje demo producentom wręcz szkodzą. Według firmy Electronic Entertainment Design and Research są one w stanie uciąć sprzedaż gry o ponad 50%. Znacznie lepiej pod tym kątem wypadają gry, które promowano tylko za pomocą trailerów.

Gracze po przetestowaniu dema często rezygnowali z zakupu gry, przez co developerzy tym ruchem strzelali sobie w kolano. I jeśli sięgnę pamięcią do zamierzchłych czasów, to faktycznie muszę się z tym zgodzić. Wersja demo była dla mnie nierzadko wystarczającym kontaktem z daną pozycją. Zobaczyłem, spróbowałem i dowiedziałem się, o co chodzi. Istotne znaczenie miało też wprowadzenie zwrotów gier przed upływem wyznaczonego czasu, które zaimplementował chociażby Steam. Opcja ta dawała często nawet większe pole do testów niż tradycyjna wersja demo, która z zasady jest dość mocno ograniczona. Poza tym zmieniło się też tempo wydawnicze. Kiedy kilkanaście lat temu gdy wersje demo przeżywały swój złoty okres, liczba premier był znacznie uboższa niż obecnie. To dawało czas na dłuższą kampanię promocyjną, której częścią były wersje demonstracyjne.

Reklama

Czy mamy za czym tęsknić?

Teoretycznie możliwość ogrania wersji demonstracyjnej do dla graczy korzystna sprawa. Jednak jestem zdania, że pieniądze i czas poświęcone na demo lepiej władować w pełną wersję gry. W moim subiektywnym odczuciu materiały wideo i recenzje, które ukazują się w dniu premiery, są wystarczającym sposobem na ułatwienie decyzji zakupowej. Być może faktycznie polityka Sony co do obowiązkowego publikowania trailerów gier o określonym pułapie cenowym ma sens, jednak obawiam się, że mechanizm ten ponownie może odbić się czkawką. Jeśli developerzy znów będą tworzyć dema na zasadzie spreparowanej wydmuszki, która diametralnie różni się od finalnego produktu, to przyniesie to tylko fale irytacji klientów i nieuniknione zwroty. Choć czasy biegania do kiosku po ulubiony magazyn o grach mają swój niepowtarzalny klimat, to możliwość włączenia transmisji na żywo z pełnym gameplayem bije dema na głowę. Choć kto wie, być może PlayStation Plus Premium zafunduje nam w tym segmencie małą rewolucję, która zmieni moje zdanie.

Stock image from Depositphotos

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama