Na Slashdocie pojawił się bardzo ciekawy temat dotyczący likwidacji stref czasowych. Już przeszło dziesięć lat temu Królewskie Obserwatorium w Greenwi...
Uniwersalny czas internetowy przynosi wiele korzyści, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Pracownicy zdalni nie budzą już najmniejszego zaskoczenia - telepraca stała się czymś powszechnym. Telepracownicy porozumiewają się ze sobą za pomocą komunikatorów czy rozmów wideo, często znajdując się w innej części kraju, kontynentu czy nawet globu. To sprawia, że czas internetowy wydaje się naprawdę funkcjonalny. Deadline na godzinę 4:00 oznacza deadlina na godzinę 4:00 - wszędzie. Nikt nie przeoczyłby już terminu oddania prac z powodu złego przeliczenia stref czasowych. Dzięki czasowi internetowemu znacznie łatwiej również umawiać się na spotkania czy na przykład odbiór z lotniska.
Zalet jest naprawdę dużo, ale są też wady takiego rozwiązania. I to poważne. Ludzie to nie maszyny. Owszem, technologia rozwinęła się niesamowicie, ale wciąż jesteśmy żywymi istotami, które dopasowują się do zjawisk natury. Większość zawodów wykonywana jest w ciągu dnia, sklepy też są czynne w porach, kiedy na dworze jest jasno. To właśnie wraz ze wstaniem słońca zaczyna się dzień. Taki uniwersalny czas rozregulowałby naturalny mechanizm człowieka.
Druga kwestia związana jest z tą pierwszą. Możemy umówić się z kimś na wideokonferencję na przykład na godzinę 16:00 - u nas to środek dnia, ale jak to jest u tej drugiej osoby? Będzie ona rozmawiać z nami przed pracą czy po? Będzie ona śpiąca czy rześka, bo dopiero co wstała?
Znacznie łatwiej jest przestawić strefę czasową (nowe geolokalizacyjne programy robią to same) czy uruchomić program, który wyświetla czas w poszczególnych miejsach na ziemi, niż zgadywać, jaka pora dnia może być u naszego międzykontynentalnego rozmówcy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu