Fotografia

Czy prawdziwa fotografia jeszcze istnieje? Czy istniała kiedykolwiek?

Jan Rybczyński

Z wykształcenia psycholog zajmujący się ludzką str...

28

To jedna z tych niekończących się dyskusji. Czym jest sztuka fotografowania? Czy w dobie smartfonów i miliardów zdjęć produkowanych niemalże każdego dnia fotografia jest tym samym co kiedyś, gdy do fotografowania potrzebna była specjalistyczna wiedza? Czy skoro pojedyncze zdjęcie traci na wartości,...

To jedna z tych niekończących się dyskusji. Czym jest sztuka fotografowania? Czy w dobie smartfonów i miliardów zdjęć produkowanych niemalże każdego dnia fotografia jest tym samym co kiedyś, gdy do fotografowania potrzebna była specjalistyczna wiedza? Czy skoro pojedyncze zdjęcie traci na wartości, to wszystko idzie w dobrym kierunku? Mam wrażenie, że wraz z powstaniem fotografii cyfrowej zdjęcia zaczęliśmy postrzegać bardziej w kontekście sposobu w jaki zostały wykonane, a nie przez to, co sobą reprezentują i to jest znacznie gorsze niż trzaskanie setek zdjęć i nakładanie nań losowych filtrów.

Będąc wieloletnim obserwatorem kilku for fotograficznych zauważyłem kilka prawidłowości, których nie da się nie zauważyć. Najbardziej charakterystyczny były dwie kwestie. Pierwsza, zajmująca najwięcej miejsca na forach technicznych to oczywiście sprzęt i dzielenie włosa na czworo. Jaki obiektyw jest lepszy, jak wygląda zestaw marzeń, czy warto zmieniać system i przesiąść się z Nikona na Canona bądź odwrotnie. Krótko mówiąc zapaleni fani fotografii rozmyślają o tym jakie zdjęcia będą mogli zrobić, gdy będą mieli lepszy sprzęt niż obecnie. Oczywiście nie ma w tym nic złego, każdy ma swoje hobby. Jedni kupują nowe komputery, inni najnowsze telefony i tak dalej. Wszystko w porządku pod warunkiem, że myślenie o sprzęcie nie paraliżuje faktycznego robienia zdjęć myśleniem, co by był gdyby, np. gdybym miał inny obiektyw, inne body. Dla mnie lekarstwem an takie podejście jest tylko jeden obiektyw stałoogniskowy i skupienie się na tym, co akurat mogę fotografować.

Jednak w kontekście tego tekstu bardziej chodzi mi o idącą w parze z super sprzętem pogardą dla sprzętu taniego czy po prostu popularnego. Ile razy spotkałem się z ironicznymi uwagami o kręceniu filmów przez aparaty czy robieniu zdjęć na zombie, z kompaktem wyciągniętym przed siebie w wyprostowanych rękach. Do czasu aż te funkcje trafiły także do lustrzanek i zaczęły być intensywnie wykorzystywane. Różnice pomiędzy aparatami zaczęły się zacierać. Teraz z podobną wyższością często traktuje się osoby fotografujące komórką.

Druga kwestia dotyczyła tego, czy zdjęcie pochodzi prosto z aparatu, czy zostało zmodyfikowane w programie takim jak Photoshop, a jeżeli zostało, to jak bardzo? Wielokrotnie spotkałem się z tym, że ktoś wrzucał zdjęcia na forum i dodawał komentarz "prosto z puszki" co miało oznaczać, że zdjęcia niemodyfikowane i jest to ich zaleta. Z drugiej strony często pojawiały się pytania o modyfikację i gdy okazywało się, że ta była daleko posunięta, to zdjęcie spotykało się z lekceważącym stwierdzeniem, że to nie zasługa fotografa tylko programu graficznego.

Wreszcie w dobie programów typu Instagram i przesytu banalnych zdjęć z nałożonymi filtrami pojawiła się tendencja do lekceważenia wszystkich zdjęć z nałożonym filtrem, określania ich mianem hipsterskich i wrzucania do najniższej kategorii fotografii masowej. Czasami nawet można trefić na coraz rzadsze okazy osób, które twierdzą, że fotografia analogowa była lepsza od cyfrowej i prawdziwa fotografia umarła dawno temu, a teraz to są tylko marne podróbki.

Mówiąc krótko, coraz mniej liczy się to co jest na zdjęciu, tak po prostu, a coraz większe znaczenie ma jego kontekst, ale nie w sensie fotograficznym, lecz dosłownie - czy zdjęcie zostało wrzucone na Facebooka, Instagram czy pokazane w formie odbitki. Czy zdjęcie zostało wykonane lustrzanką, czy kompaktem, a może, nie daj Boże, telefonem. Te aspekty czasem wydają się najistotniejsze, czego osobiście nie pojmuję. Przypomina to dyskusję o tym, że prawdziwe książki to tylko w twardej oprawie i na papierze, tak jakby na czytniku treść książki była już inna, niż zapisał ją autor.

Pomijając już absurdalność tej sytuacji jako takiej, problem leży gdzie indziej. Nie da się zdefiniować prawdziwej fotografii, przynajmniej ja tak uważam. Każda taka próba to jak zagłębianie się w króliczą norę rodem z Alicji w krainie czarów - nie ma końca filozoficznym rozważaniom. Gdy ktoś stwierdza, że prawdziwa fotografia to taka, która była niezmodyfikowana, to szybko okazuje się, że już w czasach stricte analogowych, na długo przed powstaniem jakiejkolwiek formy grafiki cyfrowej, zdjęcia były modyfikowane nie gorzej niż w dzisiejszym Photoshopie. Już w dobie ciemni było między innymi składanie jednego zdjęcia z kilku innych, wybiórcze zmiany ekspozycji we fragmencie zdjęcia, czy usuwanie niechcianych przedmiotów. Bez sensu jest ocenianie tego co przedstawia zdjęcie przez pryzmat modyfikacji. Z każdym zdjęciem trzeba by robić dochodzenie rodem z CSI czy nie zostało modyfikowane. Po co komplikować rzeczy proste?

To samo dotyczy fotografowania telefonem. Ile razy zdarzyło się, że zdjęcie, które znalazło się na okładce w gazecie czy w National Geographic podobało się do czasu, aż okazało się, że zostało zrobione telefonem, a nie sprzętem w cenie dobrego samochodu? Wtedy nagle jakby straciło na swojej wartości. Czy nie wystarczy naturalne ograniczenie, że nie każdy rodzaj zdjęcia da się zrobić każdym rodzajem sprzętu? Fotografia ptactwa zwykle wymaga świetnego teleobiektywu, czego aparat ze stałą ogniskową nie oferuje. Podobnie fotografia studyjna ma swoje wymagania. Jeżeli dane zdjęcie udało się zrobić i wygląda odpowiednio ciekawie, to po co roztrząsać czym zostało zrobione? Czy ta wiedza jest do czegoś potrzebna oglądającemu zdjęcie? Co ona wnosi do gotowego utworu?

Wreszcie pojawia się argument, że prawdziwy fotograf długo myśli nad ujęciem, robi jedną klatkę i osiąga zamierzony efekt, za to amator i partacz robi setki tysięcy, żeby wybrać kilka udanych. To jest akurat prawda, ale ponownie nie da się tego ocenić oglądając jedno zdjęcie, czy to powieszone na ścianie, czy w galerii, czy na Facebooku. Zdjęcie to utwór zamknięty, powinno samo się bronić, ewentualnie seria zdjęć. Można oceniać dorobek autora po wielu latach jego działalności, ale z oglądaniem konkretnej fotografii to nie ma zupełnie nic wspólnego.

Fotografowanie stało się znacznie prostsze niż kiedyś. Same zdjęcia już nic kosztują, a swojego czasu filmy były dość kosztowne. Aparat jest w niemal każdym urządzeniu elektronicznym, nawet w zegarku Samsunga, a kiedyś był drogim i specjalistycznym sprzętem. Wreszcie nie potrzebna jest żadna specjalistyczna wiedza do wywołania czy obróbki zdjęć, przynajmniej na podstawowym poziomie. Siłą rzeczy fotografowaniem przestali zajmować się tylko fotografowie i robienie zdjęć trafiło do mas. Oznacza to również, że jest znacznie więcej zdjęć pospolitych, gorszej jakości, nieprzemyślanych. Pytanie brzmi, czy to w jakikolwiek sposób ujmuje dobrym fotografiom? Czy musimy je na siłę dowartościowywać brakiem obróbki, sprzętem, analogiem czy w jakimkolwiek inny sztuczny i słabo zdefiniowany sposób? Czy dobre zdjęcia nagle przestały bronić się same? Dla mnie odpowiedź jest prosta - nie.

Dlatego dla mnie liczy się tylko jedno - czy zdjęcie przykuwa moją uwagę, czy jest ciekawe, czy mnie inspiruje, czy opowiada jakąś historię, a nie to czy ma filtr, czy zostało robione aparatem czy telefonem czy znajduje się na Facebooku czy jako wydruk oprawiony w ramkę. To znacznie upraszcza sprawę i pozwala skupić się na tym, co najistotniejsze - na treści. Wciąż doświadczony fotograf będzie miał znacznie większą łatwość w zatrzymywaniu ciekawych kadrów niż amator, więc popularność fotografii nic nie ujmuje mistrzom. Ujmuje najwyżej tym, którzy byli rzemieślnikami i oprócz solidnego warsztatu przy wywoływaniu zdjęć analogowych nie mieli nic więcej do pokazania, ich zdjęcia były świetne technicznie, ale bez treści, bez emocji. Jeśli autor ma coś ciekawego do powiedzenia, nie potrzebuje skórzanej okładki dla książki, aby to udowodnić.

Dlatego odpowiedź na tytułowe pytani brzmi: albo prawdziwej fotografii nigdy nie było, albo każda fotografia jest prawdziwa. Odbiorca który ogląda fotografię powinien oceniać tylko to co widzi, anie to czego się domyśla lub dowiedział się z innych źródeł. Z mitologizowania rzekomej prawdziwej fotografii nie wypływa nic dobrego, żadna wartość dodana.

Prawie wszystkie zdjęcia umieszczone w artykule zostały wykonane urządzeniami mobilnymi i mają nałożone filtry, ot tak, na przekór. Jest jednak jeden wyjątek, zdjęcie które zrobiłem aparatem, a nie telefonem czy tabletem. Ciekaw jestem czy będzie w stanie ten wyjątek wskazać (bez oszukiwania i zaglądania do exif)?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu