Recenzja

Sony RX1 - pan i władca niedużych aparatów fotograficznych

Jan Rybczyński
Sony RX1 - pan i władca niedużych aparatów fotograficznych
63

Za czasów gdy śledziłem z uwagą fora fotograficzne, dobry aparat musiał być odpowiednio duży, żeby oferować odpowiednią ergonomię. Nikt nie rozumiał czemu niektóre modele lustrzanek są coraz mniejsze. To wszystko prawda, pod warunkiem, że fotografia jest priorytetem w każdej sytuacji, a cała reszta...

Za czasów gdy śledziłem z uwagą fora fotograficzne, dobry aparat musiał być odpowiednio duży, żeby oferować odpowiednią ergonomię. Nikt nie rozumiał czemu niektóre modele lustrzanek są coraz mniejsze. To wszystko prawda, pod warunkiem, że fotografia jest priorytetem w każdej sytuacji, a cała reszta schodzi na dalszy plan. Jeżeli wychodzimy nie na spacer, ale robić zdjęcia, a chodzenie jest jedynie dodatkiem. Ja sam znacznie ograniczyłem robienie zdjęć lustrzanką, bo noszenie torby fotograficznej stało się w większości przypadków zbyt kłopotliwe. Dziś już nie trzeba rezygnować z jakości zdjęć wybierając mały aparat, a Sony Cyber-shot RX1 jest tego najlepszym przykładem.

Już na wstępie warto zaznaczyć, że RX1 to nie jest typowy aparat kompaktowy, żeby robić zdjęcia u cioci na imieninach. To absolutnie najwyższa półka - pierwszy i jedyny (nie licząc młodzego brata RX1R) aparat kompaktowy (nieduży aparat z niewymienną optyką), mający matrycę full frame, czyli wielkości klatki filmu 35mm. Nawet wśród lustrzanek, w których pełna klatka gości już od niemal 11 lat, między modelami pełnoklatkowymi a tymi z mniejszą matrycą istnieje przepaść cenowa. Z tego względu RX1 nie jest kolejnym kompaktem dla amatora.

Wykonanie, ergonomia i bateria

Całą obudowa RX1 jest wykonana z metalu. Solidność aparatu przypomina dawne sprzęty analogowe. Gdy w pierwszej chwili weźmiemy aparat do ręki pojawia się zaskoczenie, że jak na swoje niewielkie rozmiary jest dość ciężki. Szybko jednak okazuje się, że to po prostu przyzwyczajenie do plastikowych aparatów kompaktowych jest głównym powodem zaskoczenia. Waga nie psuje komfortu noszenia aparatu przy sobie przez cały dzień. Za to poczucie trzymania solidnego urządzenia jest bardzo wyraźne i jednocześnie przyjemne. Nawet spust migawki jest metalowy z gwintem na wkręcenie mechanicznego wężyka spustowego.

Metalowe są również pokrętła regulacji ekspozycji oraz wyboru programu. Włącznik to wajcha znajdująca się pod spustem, więc znajduje się zawsze pod palcem. Wszystkie te przełączniki i pokrętła chodzą z wyraźnym oporem i klikiem, co niemal wyklucza przypadkowe przełączenie jakichś nastaw, również w futerale. Nawet dekielek na obiektyw jest wykonany bardzo solidnie. Łatwo się go zakłada i zdejmuje, a po założeniu bardzo pewnie trzyma się obiektywu. Jest przeciwieństwem plastikowych dekielków na obiektywy lustrzanek, z którymi miałem do czynienia.

Bardzo fajnie została rozwiązana regulacja przysłony, która znajduje się na tradycyjnym pierścieniu na obiektywie, nie jest to jednak regulacja mechaniczna. Z tego względu w trybach automatycznych przysłona może przyjąć dowolną wartość, bez względu na ustawienie na pierścieniu. W podobny sposób działa regulacja ostrości. Użytkownik ma tu do dyspozycji trzy ustawienia. Automatyczna ostrość, automatyczna ostrość z ręczną korektą po wstępnym ustawieniu i ręczna ostrość. Podczas ręcznego ustawiania ostrości widać duże powiększenie środka kadru, którego niestety zabrakło w trybie z korektą - tam mamy do dyspozycji jedynie odniesienie względem odległości od fotografowanego obiektu.

Trzeba podkreślić, że wrażenie z obsługi RX1 jest znacznie bliższe solidnemu aparatowi analogowemu, niż urządzeniu stricte elektronicznemu, co z pewnością ucieszy wielu fotografów, którzy z fotografią mają do czynienia nie od dzisiaj. Ergonomia jest bardzo dobra, dodatkowo użytkownik może przypisać dowolne funkcje pięciu przyciskom, lub pozamieniać kolejność domyślnych ustawień wedle uznania. Z tego względu podczas robienia zdjęć praktycznie nie sięga się do menu wyświetlanego na ekranie. W większości przypadków wystarczy to co mamy zawsze pod ręką.

Aparat umożliwia podłączenie zewnętrznego mikrofonu oraz wizjera optycznego bądź elektronicznego w miejscu gorącej stopki. Baterię ładuje się za pomocą standardowej ładowarki z wtyczką micro USB. Oczywista zaletą jest fakt, że aparat naładujemy również ładowarką do telefonu czy tabletu. Z drugiej strony brak dedykowanej ładowarki utrudnia ładowanie gdy mam więcej niż jedną baterię. Sądzę jednak, że zaleta przeważa nad wadą - raczej niewielki procent użytkowników będzie chciał jednocześnie ładować baterię i korzystać z aparatu.

Natomiast o ładowaniu nie można zapominać, dla pewności najlepiej robić to codziennie wieczorem, najdalej co drugi dzień. Aparat ma spory apetyt na prąd. Fotografując intensywnie można bez problemu rozładować aparat w ciągu jednego dnia do ostatniej kreski baterii. Jeszcze szybciej bateria siada przy filmowaniu. Instrukcja podaje, że w pełni naładowany aparat pozwala na nagranie zaledwie godzinnego filmu w trybie ciągłym, co według producenta przekłada się na ok 30 minut nagrywania z przerwami, jakie zwykle ma miejsce. Często po przełączeniu z trybu fotografowania na filmowanie, wskaźnik baterii spada z pełnej lub 3/4 do jednej kreski lub mruga. Po powrocie do robienia zdjęć część naładowania "wraca na swoje miejsce", bo aparat ponownie zmniejsza zużycie prądu, ale mimo wszystko bateria jest rozładowywana szybko. Zupełnie inaczej niż w G15, gdzie przyzwyczaiłem się, że dwa dni intensywnego fotografowania nie powodują spadku ani jednej kreski baterii. Najwyraźniej bez porównania większy sensor wymaga również znacznie więcej energii.

Zabrakło też wejścia na elektroniczny wężyk spustowy, co uniemożliwia wykorzystanie RX1 chociażby do stworzenia time lapse. Po prostu nie ma sposobu, żeby automatycznie wyzwolić migawkę co określony czas, a taką możliwość również posiada G15. To wraz z baterią to dwie największe wady tego sprzętu. Dalej jest już tylko wyśmienicie.

Matryca plus obiektyw gwarantują powalającą jakość zdjęć

To co jest w tym aparacie najistotniejsze, to efekty jakie gwarantuje połączenie matrycy pełnoklatkowej o rozdzielczości 24,3 megapikseli w połączeniu ze stałoogniskowym obiektywem 35mm o jasności f/2. Mimo, że aparat można określić mianem kompaktowego - niewymienna optyka i małe rozmiary, to zdjęcia nie mają nic wspólnego z tym do czego przyzwyczaiły nas nawet najlepsze aparaty kompaktowe. Ba, moja lustrzanka z matrycą APS-C i dobrym obiektywem stałoogniskowym zostaje daleko w tyle za RX1. Naprawdę daleko.

Pierwsza rzecz która wynika z dużej matrycy i jasnego obiektywu, to bardzo mała głębia ostrości. Mniejsza niż w lustrzankach z matrycą APS-C i kito-wym obiektywem. To się wydaje oczywiste, bo wynika wprost z parametrów matrycy i obiektywu, ale to jest coś zupełnie przeciwnego, od tego, do czego przyzwyczaiły nas aparaty kompaktowe. Co bardzo istotne, można nagrywać filmy z tą samą małą głębią ostrości, która przy fotografowaniu z około 20 - 30 cm wynosi 2 - 3 milimetry. Zdjęcia portretowe wykonane tym aparatem są po prostu piękne.

Efektem ubocznym małej głębi ostrości jest konieczność starannego jej ustawiania we właściwym punkcie. Nietrafienie z ostrością całkowicie popsuje zdjęcie, co w kompaktach z głębią ostrości od stóp fotografującego po nieskończoność się po prostu nie zdarza. Z tego powodu aparat w trybach automatycznych ustawia dość wysoką przysłonę rzędu nawet F/8, żeby uniknąć tego problemu. Jednak dla świadomego fotografa, a taki bez wątpienia kupi ten aparat, małą głębia ostrości jest czymś jak najbardziej pożądanym.

Trochę kłopotliwe jest przesuwanie punktu ustawiania ostrości (wymaga kilkakrotnego wciskania przycisków), a ostrzenie centralne i przekadrowanie może zaowocować drobnym, ale widocznym przesunięciem się ostrości. Tutaj z pomocą przychodzi ciekawa funkcja śledzenia dowolnego punktu. Działa to tak, że wciśnięciem przycisku wewnątrz kółka uruchamiamy tryb śledzenia i określamy punkt, który mamy śledzić. Celujemy np. w oko fotografowanej osoby lub w dowolny inny obiekt i potwierdzamy wybór ponownym wciśnięciem przycisku. Od teraz aparat automatycznie śledzi ten punkt, gdziekolwiek znajduje się w kadrze i na niego ustawia ostrość po wciśnięciu spustu migawki do połowy. Jest to znacznie wygodniejsze niż punkt ostrości ustawiony na stałe i korzystałem z tego niemal przy każdym zdjęciu innym niż centralne. Jest to również niezastąpiona funkcja podczas filmowania. Co prawda zdarza się, że śledzenie się zgubi, gdy fotografowany obiekt odwróci głowę i śledzone oko zniknie na chwilę z pola widzenia, albo nie działa idealnie gdy śledzimy bardzo mało kontrastowy obiekt (np. coś niebieskiego na niebieskim tle nieba), ale są to sporadyczne przypadki i nie psują przyjemności z fotografowania.

Drugą istotną po małej głębi ostrości cechą tak dużej matrycy jest bardzo niski poziom szumów, co w połączeniu z wysoką rozdzielczością daje niesamowite wręcz efekty. Na zdjęciu portretowym całej sylwetki, po powiększaniu do 100% można liczyć pojedyncze rzęsy. Jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie, gdy po zapadnięciu całkowitego zmroku, w bezksiężycową noc, zrobiłem kilka zdjęć z ręki, bez podparcia i żadne nie było poruszone. Była to zasługa ISO 25600 i jasnego obiektywu oczywiście. Co jednak istotne, tak wysoka czułość jest absolutnie możliwa do wykorzystana, a zdjęcia wyświetlone na pełnym ekranie 1080p prezentują się bardzo dobrze. Przy powiększeniu do 100% oczywiście widać duży szum, ale jest to nieuniknione. Mimo tego, z takiej czułości można wywołać odbitkę A3 wysokiej jakości, którą można zawiesić na ścianę.

Oceńcie sami, zdjęcia zamieszczone w artykule znad morza wykonane w nocy mają ISO 25600. Pod koniec artykułu znajdują się linki do oryginałów w pełnej rozdzielczości.

Warto również dodać, że aparat świetnie radzi sobie z ustawieniem balansu bieli i poprawnej ekspozycji. Ani jedno zdjęcie z tysiąca wykonanych podczas urlopu nie wymagało korekty. Oczywiście korzystałem z korekcji ekspozycji znajdującego się na kółku u góry aparatu w oczywistych sytuacjach, np. na plaży, rozjaśniając odrobinę zdjęcia. Nie muszę natomiast wprowadzać korekty po ich ściągnięciu. To spora oszczędność czasu i miejsca - nie jest koniecznie robienia wszystkich zdjęć w RAWach.

Czy obiektyw stałoogniskowy to nie pomyłka?

Mówiąc krótko - nie, przynajmniej nie dla mnie. Przez cały urlop i około 1000 udanych zdjęć ani razu nie poczułem wyraźnej potrzeby posiadania zooma. Uważam, że to w większości kwestia nastawienia psychicznego. Ja wcześniej posługiwałem się lustrzanką z obiektywem stałoogniskowym i zdążyłem się przyzwyczaić. W pewnym sensie nawet łatwiej mi wyobrazić sobie konkretne kadry, gdy mam do czynienia ze stałą ogniskową i po prostu nie szukam kadrów, które wymagają innej ogniskowej. Dodatkowo 35mm to ogniskowa bardzo uniwersalna. Nadaje się w większości zarówno do krajobrazu jak i do portretu, bo nie zniekształca sylwetki, przynajmniej ten konkretny egzemplarz tego nie robi.

Oczywiście są rodzaje fotografii, które wymagają teleobiektywu, albo bardzo szerokiego kąta, wówczas RX1 się nie sprawdzi, ale to wiadomo jeszcze przed zakupem. Są też osoby, które dla własnego komfortu nigdy nie zdecydują się zrezygnować z zooma. Dla mnie RX1 mógłby być jedynym aparatem i byłbym w pełni usatysfakcjonowany. Sprawdza się w 95% sytuacji, a stała ogniskowa gwarantuje znacznie lepszą jakość obrazu. Pozwala też skupić się na tym, co najistotniejsze.

Autofocus

Postanowiłem wyodrębnić sekcję na temat automatycznego ustawiania ostrości, chociaż pisałem już wcześniej o automatycznym śledzeniu obiektów. Podczas fotografowania obiektów nieruchomych lub nie poruszających się szybko, autofocus jest praktycznie bezbłędny i dość szybki, szybszy niż w większości aparatów pozbawionych lustra. Przy tak małej głębi ostrości jest to niezmiernie ważne, że można na nim polegać. Praktycznie zawsze, jeżeli obiekt fotografowany nie był idealnie ostry, byłą to wina fotografującego, czyli moja.

Jednak szybko poruszający się obiekt plus mała głębia ostrości to jednak dla tego aparatu za dużo. Jest to w zasadzie jedyne pole na którym dobra lustrzanka będzie niezaprzeczalnie lepsza. W tym względzie nie ma po prostu nic lepszego niż szybki obiektyw typu USM plus lustrzanka z dedykowanymi ustawianiu ostrości sensorami fazowymi. Jest więc to aparat nadający się wyśmienicie do streetu, portretu, widoków, fotografii przedmiotów, ale do fotografii sportowej się jednak nie nadaje. Chyba, że ustawimy dużą przesłonę, albo wyostrzymy we wcześniej ustalony punkt zawczasu.

Nie jest to żadne zaskoczenie. RX1 jako aparat kompaktowy, podczas ustawiania ostrości korzysta z detekcji kontrastu przy pomocy matrycy. Kilkukrotnie przesuwa ustawienie ostrości i wybiera ustawienie, które gwarantuje najwyższy kontrast w wybranym przez fotografującego miejscu. Robi to, jak na standardy kompaktów, dość szybko, nie ma jednak szans z czujnikami fazowymi, które po dokonaniu pomiaru od razu wiedzą jak należy ustawić ostrość i kilkukrotne porównanie na różnych ustawianiach ostrości nie jest konieczne. Takie czujniki znajdują się w lustrzankach. Namiastka takiego autofocusa (trochę wolniejsza niż w lustrzankach) znajduje się w jednym z mocniejszych konkurentów RX1 - Fujifilm X100S, który jest dodatkowo o połowę tańszy, jednak nie posiada matrycy pełnoklatkowej.

Programy automatyczne

Mimo, że aparat jest bez wątpienia skierowany bardziej do profesjonalistów, nie zabrakło w nim trybów automatycznych. Nie mam tu na myśli tak zwanego trybu zielonego, który także występuje, ale rozmaite programy tematyczne, które mogą się okazać pomocne również dla tych bardziej zaawansowanych. Przykładem może być np. tryb panoramy, który automatycznie skleja zdjęcia w całość, ale w przeciwieństwie do podobnych trybów w smartofnie, rozdzielczość sklejenie panoramy jest wysoka - 12416 x 1856. Zamiast wykonywać pojedyncze zdjęcia, aparat robi szybką serię i sam dopasowuje fragmenty, które mu pasują. Efekty są naprawdę dobre i można podejrzeć od razu gotową panoramę. Tego np. Canon G15 nie potrafi, bo zdjęcia trzeba składać samodzielnie na komputerze. Rozwiązanie Sony jest bardziej intuicyjne i łatwiejsze w zastosowaniu, daje jednocześnie równie dobre efekty.

Innym przykładem jest tryb nocnego zdjęcia wykonywanego z ręki. Wówczas aparat może ustawić najwyższa czułość, często otwiera maksymalnie przysłonę i dodatkowo robi serię zdjęć i automatycznie wybiera to najlepsze, czyli najmniej poruszone. Jak wiadomo podczas wciskania i puszczania spustu migawki zwykle poruszamy aparatem, więc zdjęcia z środka serii są najmniej poruszone. Właśnie w ten sposób udawało mi się zrobić nieporuszone zdjęcia w nocy, bez statywu czy flesza.

Trybów automatycznych jest więcej oczywiście i nie wszystkie są równie przydatne jak dwa wymienione powyżej, część można bez problemu zastąpić manualnymi ustawieniami, jeśli ktoś zna się na fotografii. Nie znaczy to jednak, że amator nie znajdzie tu nic dla siebie i nie uzyska świetnych rezultatów. Chociaż w na początku byłem zaskoczony liczbą automatycznych programów, okazało się, że część z nich jest naprawdę przydatna.

Zaawansowanych użytkowników ucieszą trzy miejsca na kółku programów, w które można zapisać własne, często używane ustawienia. Tym sposobem zarówno amatorzy jak i zawodowcy powinni być usatysfakcjonowani.

Mały rozmiar czyni cuda

Podstawowe pytanie brzmi, czy kupowanie tak drogiego małego aparatu może być uzasadnione? Z początku miałem wątpliwości, szybko się jednak przekonałem. Oczywistą zaletą jest to, że możemy mieć w kieszeni, zawsze przy sobie aparat, który oferuje jakość, jaką do tej pory dawała tylko duża torba bądź plecak fotograficzny wypełniony ciężkim sprzętem. Można fotografować pełną klatką i nosić ją cały dzień przy sobie, bez zmęczenia. To już samo w sobie czyni rozmiar ogromną zaletą.

Druga kwestia to niesamowita wręcz dyskrecja. Gdybym robił zdjęcia na ulicy lustrzanką z dużym obiektywem za ponad 10 tysięcy, bardzo zwracałbym uwagę. Wszyscy mieli by mnie albo za jakiegoś reportera, albo szpanera. Z tego samego powodu przygodę z RX1 zacząłem z pewną dozą nieśmiałości. Szybko jednak okazało się, że RX1 dzięki małym rozmiarom w ogóle nie wzbudza sensacji, ani nie przyciąga uwagi. Nikt, kto nie zna symbolu tego aparatu nie zwróci na ten aparat uwagi. Nie narażamy się ani na wzbudzenie sensacji ani na kradzież. Dodatkowo aparat po wyłączeniu dźwięków jest niemal całkowicie bezgłośny, co przy dużej matrycy nie jest takie oczywiste. Z tego względu nadaje się świetnie do fotografii ulicznej. Dowodem na dyskrecję tego aparatu niech będzie to, że pod koniec urlopu posługiwałem się nim jak każdym innym kompaktem, bez skrępowania czy obawy. Tego nie da nam żadna lustrzanka.

W ogóle największą, unikatową dla tego modelu zaletą jest właśnie połączenie jakości pełnej klatki z tak małymi jak kompakt rozmiarami. Daje to niespotykaną swobodę przy zachowaniu najwyższej jakości. Coś, co jeszcze niedawno było po prostu nieosiągalne.

Czy jednak warto płacić aż tyle?

W momencie premiery aparat kosztował około 12 tysięcy złotych, obecnie można go nabyć za około 10 tysięcy (strona Sony podaje sugerowaną cenę aż 14 tysięcy). Czy aparat jest warty tych pieniędzy? Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Wystarczy zacząć od tego, że jest mało osób, które w ogóle są w stanie zapłacić tyle za aparat dowolnej jakości i producenta. Dla nich pytanie jest w ogóle bezzasadne, bo jest to sprzęt poza ich zasięgiem i taki pozostanie, bez względu na to czy robi najlepsze zdjęcia czy nie.

Należy jednak pamiętać, że nie ma tanich aparatów z pełną klatką. Nie ma i nigdy nie było, nie w przypadku aparatów cyfrowych. Aparaty pełnoklatkowe to po prostu inna kategoria niż nawet najlepsze aparaty z matrycą APS-C. Canon 5D Mark III kosztuje ok 10 tysięcy bez obiektywu, podobnie Nikon D800, a nie są to bynajmniej topowe modele. Do niedawna 5D był najtańszym aparatem pełnoklatkowym. Dodatkowo Sony RX1 jest pierwszym aparatem w swojej kategorii i nie ma konkurencji poza swoim młodszym bratem RX1R. Wreszcie jest to absolutnie najlepsza jakość jaką może zaoferować aparat tej wielkości.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że aparaty Leica kosztują znacznie więcej, oferując podobne parametry, a w podobnej cenie nie dostaniemy aparatu tego producenta z matrycą full frame, to cena Sony nie wydaje się wyssana z palca, chociaż wciąż pozostaje nieosiągalna dla większości z nas. Najwyraźniej najwyższa jakość kosztuje i to słono.

Podsumowanie

Jadąc na urlop miałem oprócz Sony RX1 inne aparaty foto i kamerę. Myślałem, że bez względu na jakość nie będę chciał wszystkiego fotografować aparatem, którego dobrze nie znam, nie oswoiłem się z nim i ma na dodatek stałą ogniskową. Myliłem się. Cały urlop spędziłem jedynie z RX1 w ręku i polubiłem ten aparat tak bardzo, że chyba po raz pierwszy tak ciężko było mi rozstać się z testowym sprzętem. Wszystkie zdjęcia z urlopu mam z RX1 i są to najlepsze zdjęcia jakie kiedykolwiek miałem z urlopu, czy nawet jakie kiedykolwiek zrobiłem. Niestety nie stać mnie na zakup takiego aparatu, ale przekonał mnie do siebie całkowicie. Kiedyś myślałem, że mając kilkanaście tysięcy na aparat kupiłbym jeden z topowych modeli lustrzanek Canona bądź Nikona z dobrym obiektywem. Dziś wiem, że wolałbym coś mniejszego, bardziej dyskretnego i coś co mogę nosić zawsze przy sobie. Kto wie, może za parę lat, może kiedyś, na podobny aparat będę mógł sobie pozwolić. Tymczasem polecam go każdemu, kto świadom ograniczeń jakie niesie stała ogniskowa i autofocus bazujący na kontraście może sobie na taki aparat pozwolić. Jakość zdjęć jest po prostu niesamowita. Koniec, kropka.

Quick specs
Body type Large sensor compact
Max resolution 6000 x 4000
Effective pixels 24.3 megapixels
Sensor size Full frame (35.8 x 23.8 mm)
Sensor type CMOS
ISO Auto, 100, 200, 400, 800, 1600, 3200, 6400, 12800, 25600
Focal length (equiv.) 35 mm
Optical zoom
Lens mount None
Articulated LCD Fixed
Screen size 3″
Screen dots 1,229,000
Min shutter speed 30 sec
Max shutter speed 1/4000 sec
Format
  • MPEG-4
  • AVCHD
Storage types SD/SDHC/SDXC, Memory Stick Duo/Pro Duo/Pro-HG Duo
USB USB 2.0 (480 Mbit/sec)
Weight (inc. batteries) 482 g (1.06 lb / 17.00 oz)
Dimensions 113 x 65 x 70 mm (4.45 x 2.56 x 2.76″)
GPS None

Pełną specyfikację aparatu, oraz recenzję skupiającą się bardziej na aspektach technicznych, jak porównanie szumów z innymi aparatami, znajdziecie w serwisie Dpreview pod tym linkiem.

Co do filmu, zwracam uwagę, że YouTube naprawdę masakruje jakość nagrania (ostatnio jest gorzej niż kiedyś). Załączony film służy jedynie zademonstrowaniu głębi ostrości, nie jakości samego nagrania, które w oryginale prezentuje się bez porównania lepiej. Jeżeli ktoś pragnie ocenić jakość zdjęć, wrzucam kilka oryginałów (umieszczonych w tym artykule) na Dropboksa. Uwaga plik zajmuje 42 MB chociaż zawiera tylko 4 zdjęcia .JPG, z czego 2 na maksymalnej czułości ISO 25600. Mirror na SugarSync.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

fotografiaSonyRecenzjarecphoto