Felietony

Czy „ę-ą” są nam potrzebne w Internecie?

Karol Kopańko
Czy „ę-ą” są nam potrzebne w Internecie?
70

Tydzień temu obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, który był punktem startowym dla akcji „Język polski jest ą-ę”. Celem akcji była popularyzacja używania znaków takich jak „ą”, „ę”, „ś”, „ż” i „ź” w czasie komunikacji i to nie tylko tej internetowej. Czy jednak nie jest tak, że polsk...

Tydzień temu obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, który był punktem startowym dla akcji „Język polski jest ą-ę”. Celem akcji była popularyzacja używania znaków takich jak „ą”, „ę”, „ś”, „ż” i „ź” w czasie komunikacji i to nie tylko tej internetowej. Czy jednak nie jest tak, że polskie litery diakrytyczne utrudniają i wydłużają czas pisania wiadomości, co w coraz szybciej pędzącym świecie informacji jest istotna wadą? Z drugiej strony „ogonki” są wyróżnikiem naszego języka na tle innych, a wg profesora Bralczyka ich wyrugowanie stanowiłoby „niesłuchane zubożenie języka polskiego, a przez to naszego życia”. Czy nasz język jest „ę-ą” także w Internecie? Na tak postawione pytanie odpowiedzi postanowiła udzielić firma ARC Rynek i Opinia przeprowadzając badanie wśród internautów.

Jego wyniki nie napawają optymizmem purystów językowych…  20 % respondentów z grupy 519 przebadanych uważa, że polskie znaki nie są nam w ogóle potrzebne. Jednak aż 94 % internautów używa ich w sytuacjach oficjalnych, takich jak wypełnianie wniosków czy formularzy, natomiast 77 % nie zapomina o nich pisząc maile czy odpowiadając na forach. Może z tego wysnuć wniosek, że mijanie się z poprawnością językową w takich sytuacjach jest traktowane jako faux pas i może zmniejszyć nasze szanse np. podczas starań o pracę.

Połowa respondentów przyznała, że nie dba o poprawność w wypowiedziach pisemnych, natomiast 63 % odpowiedziało na tak samo w kontekście komunikacji werbalnej. Przyczyną takiego stanu rzeczy może być m.in. większa opłata jaką ponosimy za wystanie smsa zawierającego litery diakrytyczne czy troska o odbiorcę treści, który może być obcokrajowcem lub korzystać z programów nie umożliwiających wyświetlania „ogonków i kreseczek”, gdyż wtedy w miejscu liter zobaczyłby „okienka”. I tak, 67 % przebadanych omijało litery diakrytyczne w smsach, 48 % na chatach, a 44% w komunikatorach.

Co ciekawe tolerancja dla ich nieużywania maleje wraz z wiekiem, gdyż po 45 roku życia, aż 86 % internautów przywiązuje wagę do poprawnej pisowni, dla porównania w grupie wiekowej 12 – 24 jest 34 %.

Warto w tym miejscu również wspomnieć o obsłudze liter diakrytycznych przez adresy stron internetowych. Mowa tu o standardzie IDN zawierającym znaki spoza ASCII, który opiera się na alfabecie angielskim. Tak więc gdyby autor niniejszego wpisu zechciał założyć swoją stronę internetową bez żadnych przekłamań w pisowni nazwiska, to nic nie stałoby mu na przeszkodzie. Choć biorąc po uwagę względy marketingowe w promocji takiej strony byłby to raczej strzał w stopę.

Chciałbym jeszcze wyjaśnić użycie w niniejszym tekście zwrotu „litery diakrytyczne” zamiast częściej używanego „znaki diakrytyczne”. Poszukując dodatkowych informacji do tego wpisu, natrafiłem na wzmiankę o tym, że zwrot „znaki diakrytyczne” oznacza np. kropkę, apostrof, przecinek czy ogonek, a dopiero dodanie diakrytyka do właściwej litery tworzy literę diakrytyczną.

Foto 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu