Motoryzacja

Czesi uruchomili odcinkowy pomiar prędkości. Nikt nie złamał przepisów

Kamil Pieczonka
Czesi uruchomili odcinkowy pomiar prędkości. Nikt nie złamał przepisów
Reklama

W połowie grudnia Czesi otworzyli nowy, 48 kilometrowy odcinek autostrady D4 w okolicach Pragi, który skrócił podróż do stolicy o około 20 minut. Na całym odcinku są kamery, które mierzą prędkość pojazdów, ale okazuje się, że przez pierwszy tydzień, nikt nie złamał przepisów.

Odcinkowe pomiary prędkości nie są popularne w Czechach tak jak w Polsce. W zasadzie system uruchomiony na nowym odcinku autostrady D4 jest jednym z pierwszych w kraju. Jest on jednak bardzo zaawansowany, bo na 48 kilometrach zamontowano niemal 200 kamer, co pozwoliło nie tylko śledzić cały ruch, ale również mierzyć prędkość na 8 różnych odcinkach o długości od 640 metrów do nawet 3 km w obu kierunkach. Do tego zamontowano wagi, które mają wykrywać zbyt ciężkie pojazdy i również nakładać mandaty. Autostradę otworzono w połowie grudnia, ale system pomiaru prędkości działa dopiero od tygodnia i do tej pory nie zanotował żadnego wykroczenia. Najbardziej ubolewają nad tym... włodarze miasta Pisek.

Reklama

Czesi są bardzo grzeczni

Systemem fotoradarów na wspomnianym odcinku autostrady zarządza specjalna komórka stworzona w mieście Pisek. Ratusz zatrudnił do monitorowania ruchu dwóch dedykowanych pracowników, którzy mieli zajmować się między innymi wystawianiem mandatów za przekroczoną prędkość. Niestety jak podaje portal idnes.cz, ku zdziwieniu burmistrza, w ciągu tygodnia od uruchomienia systemu nie złapano ani jednego kierowcy, który przekroczył prędkość. Autostradą D4 porusza się obecnie średnio 12 000 samochodów dziennie, więc przez nieco ponad tydzień było dobre 80 tys. okazji do wystawienia mandatu, ale wygląda na to, że wszyscy dobrze pilnują limitu prędkości ustalonego na 130 km/h.

Miasto miało pobierać 30% od kwoty mandatu (reszta idzie do budżetu centralnego) i przeznaczyć te pieniądze między innymi na utrzymanie systemu monitoringu autostrady, który ma kosztować 6 mln czeskich koron (~1 mln złotych) rocznie. Teraz ubolewają, że jak tak dalej pójdzie to nie będą mieli jak zapłacić nowym pracownikom. Burmistrz twierdzi, że wszystkiemu winne są ekrany, które z wyprzedzeniem informują o monitorowaniu prędkości na danym odcinku drogi. Pomimo, że system pozwala na pomiar nawet na 8 niezależnych odcinkach jednocześnie, to wedle wytycznych tamtejszego ministerstwa, każdego dnia może być uruchomiony tylko na jednym odcinku w obu kierunkach autostrady. Oznacza to, że z 48 km monitorowane jest najwyżej 3 km, co może po części tłumaczyć brak wykroczeń.

W Polsce również mamy dobrze oznaczone miejsca, gdzie dokonywane są odcinkowe pomiary prędkości, ale u nas wykroczenia zdarzają się znacznie częściej. Wygląda więc na to, że Czesi są bardziej zdyscyplinowani, co jak widać nie podoba się władzom ;-). Jedynym pocieszeniem dla burmistrza Piska jest opinia zarządcy autostrady, który przewiduje, że w okresie letnim, gdy ruch będzie większy, liczba wykroczeń wzrośnie. Trzeba też pamiętać, że system działa dopiero od tygodnia, więc na ocenę jego skuteczności trzeba jeszcze poczekać. Jeśli natomiast wybieracie się do Pragi w najbliższym czasie, to warto pamiętać, że na autostradzie D4 taki system działa.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama