Felietony

Czemu tablety w obecnej formie (cenie) nigdy nie staną się naprawdę popularne

Jan Rybczyński
Czemu tablety w obecnej formie (cenie) nigdy nie staną się naprawdę popularne
87

Wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale mało kto mówi o tym głośno, zwłaszcza w mediach: tablety są za drogie, żeby stały się popularne. Często w recenzjach nowych tabletów takich jak iPad czy Asus Transformer można przeczytać o wadach i zaletach, ale rzadko kiedy recenzent da jasno do zrozumienia...

Wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale mało kto mówi o tym głośno, zwłaszcza w mediach: tablety są za drogie, żeby stały się popularne. Często w recenzjach nowych tabletów takich jak iPad czy Asus Transformer można przeczytać o wadach i zaletach, ale rzadko kiedy recenzent da jasno do zrozumienia, że w stosunku do możliwości jakie oferuje tablet, jest zwyczajnie nieopłacalny. "Za drogie" to pojęcie względne, dlatego trzeba je oprzeć na jakimś punkcie odniesienia, w tym przypadku będą to laptopy i netbooki. Wniosek jest jeden, tablet to forma przejściowa, pomysł na urządzenie, któremu nie jest jeszcze w stanie sprostać technologia.

Przez ostatnie kilka lat laptopy zdecydowanie staniały i stały się przez to łatwiej dostępne. Pamiętam czasy kiedy laptop był urządzeniem elitarnym, kilkukrotnie droższym od odpowiednika stacjonarnego. Na dodatek naprawdę mało kto rzeczywiście potrzebował właśnie przenośnego komputera. Dziś przechadzając się po jednym z popularnych sklepów z urządzeniami AGD, ale również komputerowymi (nie chodzi przecież o najniższą cenę znalezioną w porównywarce cen czy najtańszą aukcję, ale o powszechną dostępność) zauważyłem, że w cenie tabletu, czyli plus minus dwóch tysięcy złotych, można kupić naprawdę przyzwoitego laptopa, który nadaje się niemal do każdego zastosowania, z wyjątkiem wymagających graczy i wąskiej specjalizacji profesjonalistów.

Czemu za punkt odniesienia przyjąłem akurat 2 tysiące złotych? To mniej niż kosztuje iPad2, i trochę mniej niż Asus Transformer wraz z dodatkową klawiaturą, ale trochę więcej niż Asus Transformer bez klawiatury. Tańszych tabletów nie biorę pod uwagę, ponieważ nie zamieniłbym tych wymienionych na tańsze odpowiedniki, które aktualnie dostępne są na rynku.

Co zatem ma laptop w podobnej cenie co tablet, czego ten drugi nie posiada?

  • Przede wszystkim wygodną klawiaturę, oraz ogólnie taką formę, która nadaje się do wielogodzinnej pracy. Właśnie piszę ten tekst na laptopie, poza domem, podczas gdy na tablecie nie miałbym ochoty tego robić.
  • Wybrany przez nas tradycyjny system operacyjny, na którym możemy zainstalować wszystkie znane i lubiane programy, w tym również takie jak Office, Photoshop, lub w razie potrzeby skorzystać z innych aplikacji do których jesteśmy przyzwyczajeni od lat, pracując na komputerach stacjonarnych. Nie trzeba szukać alternatywy dla przeglądarki zdjęć czy programu graficznego tylko dlatego, że wstajemy od biurka i wychodzimy z laptopem w ręku pracować w terenie.
  • Wydajność wystarczająca do oglądania filmów w technologi flash w przeglądarce, a nie w natywnej aplikacji, w rozdzielczości Full HD, jak również do pracy z wymienionymi wcześniej programami ( np. Photoshop).
  • Zestaw złącz w skład których oprócz popularnego USB 2.o u mniej powszechnego USB 3.0 wchodzą: eSata, Fire Wire, czy dowolne rozszerzenie przy pomocy Express Card. Nie wspominając od odpowiedniej ilości choćby tych najbardziej podstawowych złącz. Jedno czy dwa złącza USB to często za mało.

Podsumowując pierwszą część tego artykułu, nie ma w tym nic odkrywczego, ale laptop pozwala robić to, co pełnoprawny, stacjonarny komputer, zachowując ten sam system operacyjny, zestaw programów i znaczną część funkcjonalności. Jedynym minusem laptopa, który rzuca mi się w oczy, to ograniczona mobilność, to znaczy, trzeba zwykle co najmniej usiąść, żeby w miarę komfortowo z niego korzystać. O wygodnym korzystaniu na stojąco, w tramwaju czy sprawdzaniu informacji w biegu można zapomnieć. Za to siadając z laptopem można być w pełni produktywnym. Wiele osób potrafi przy pomocy laptopa zarabiać na życie, a więc sprzęt zarabia na siebie, nie jest tylko zabawką.

W przypadku tabletu jest dokładnie odwrotnie, można z niego korzystać w biegu, obsługiwać na stojąco, ale oprócz tego niewiele ma do zaoferowania. System operacyjny jest inny niż na komputerach i wymaga poszukania zamienników aplikacji. Poniekąd zamienniki wymuszane są również inną filozofią obsługi, czyli dotykanie mało precyzyjnym palcem. Nie ma możliwości zainstalowania takiego oprogramowania jak Photoshop, a nawet gdyby było, nie dałoby się z niego normalnie korzystać. Podłączenie klawiatury zewnętrznej zabija ideę mobilnego urządzenia, a bez niej ciężko pisać coś więcej niż krótkiego maila.

Tablet służy głównie do przeglądania internetu i szeroko pojętej rozrywki i na tym w zasadzie koniec. Nawet do samego czytania nadaje się nieporównanie gorzej niż tańszy eReader z ekranem w technologii e-ink. Wyceniany jest natomiast podobnie jak uniwersalne narzędzie do pracy i rozrywki jakim jest laptop. I tu jest właśnie cały zgrzyt.

Nie zapomnijmy również o segmencie netbooków, które w moich oczach stanowiły większą rewolucję niż tablety, chociaż nie jestem przekonany czy sukces rynkowy to potwierdza. Kosztujące w okolicach tysiąca złotych, a czasem nawet mniej, oferują czas pracy zbliżony do niektórych tabletów, pod względem funkcjonalności bliżej im jednak do pełnoprawnych laptopów. Zwłaszcza teraz, po 4 latach od swojej premiery, kiedy mobilne procesory ewoluowały, standardem stały się lepsze karty graficzne z wyjściem HDMI.

Na dodatek, według zapowiedzi Intela, w 2015 roku, ultra mobile procesory Atom, zachowując zużycie energii na poziomie kilkunastu watów będą oferowały wydajność dzisiejszych sześciordzeniowych procesorów AMD, czyli przyspieszą dwadzieścia razy licząc od czasu ich debiutu i dziesięć razy w odniesieniu do obecnie dostępnych, najszybszych modeli.

Smartfony, które istnieją na rynku znacznie dłużej niż tablety, posiadają większość ich funkcji (GPS, przeglądarka, odtwarzacz audio-wideo, aparat/kamera), ale mają nad nimi ważną przewagę. Pozwalają dzwonić, a w dzisiejszych czasach bez telefonu niemal nikt nie wychodzi z domu, dlatego niemal każda funkcja dodana do telefony jest skazana na sukces. Owszem ekran mają zbyt mały do komfortowego przeglądania internetu, ale za to mieszczą się w kieszeni. Największa zaleta tabletu w stosunku do smartfona, czyli duży ekran, jest też wadą, bo nie da się nosić równie łatwo zawsze przy sobie.

Dlaczego więc typowy Kowalski miałby zapłacić za tablet co najmniej dwa razy więcej, niż za netbooka i tyle samo co za porządnego laptopa? Czym umotywować taki zakup? Sam zastanawiałem się czy nie nabyć Asus Transformer jako, że miałbym zarówno tablet jak i poręcznego netbooka, po podłączeniu klawiatury. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że z klawiaturą miałbym bardziej ograniczoną wersję swojego starego netbooka, którego mam od dobrych 2 lat, a bez klawiatury zostaje efektowna zabawka, która nie jest warta swojej ceny. Przynajmniej jeśli chodzi o moje potrzeby.

Nie zmienia to faktu, że jako miłośnik nowych technologii chętnie bym sobie taki tablet sprawił, żeby towarzyszył mi w trakcie podróży, jednak cena musiałaby być adekwatna do możliwości jakie oferuje.

No właśnie, cena, skąd ona się wzięła? Trzeba oddać sprawiedliwość, że tablet jest napakowany nowoczesnymi i niezbyt tanimi technologiami. Na początek ekran, który żeby zapewnić odpowiednie kąty widzenia nie może być w technologi TN (takie ekrany mają niemal wszystkie laptopy), lecz w znacznie droższej technologii IPS, która zapewnia lepsze odwzorowanie barw i znacznie mniejsze przekłamania podczas patrzenia na ekran inaczej niż na wprost. Podejrzewam, że sam interface dotykowy wysokiej jakości, taki jak znajdziemy w iPadzie musi również swoje kosztować.

Nie wiem czy koszty produkcji są faktycznie na tyle wysokie, że właśnie one wpływają na cenę końcową. Nowości zawsze są wyceniane wysoko, tak już jest i nie zdziwiłbym się gdyby produkcja tabletu kosztowała jedynie ułamek ceny sklepowej. To jednak w moich rozważaniach nie ma większego znaczenia, cena jest za wysoka dla końcowego klienta, bez względu na to czy uzasadniona czy nie. Skoro tablet na siebie nie zarabia, ma wiele ograniczeń, do tego stopnia, że oglądanie flash w przeglądarce stanowi poważne kłopoty, czym mam uzasadnić potrzebę jego zakupu? Większość ma smartfona, notebooka, netbooka i gdzie miejsce na tablet? A jak nie ma smartofna, to w pierwszej kolejności zakupi właśnie jego, a nie urządzenie z którego nie można normalnie dzwonić i nie mieści się w kieszeni.

Dlatego jedyna szansa tabletów, żeby powalczyć o mainstream to właśnie drastyczne obniżenie ceny urządzeń. Mam tu na myśli obniżkę co najmniej o połowę. Inaczej poza dobrze sytuowanymi miłośnikami technologii tzw. early adopters nigdy nie trafią do szerszego grona nabywców. Jedyny, mocno eksploatowany selling point, mianowicie czytanie kolorowej prasy, jest moim zdaniem mocno naciągany. W końcu technologia wyświetlacza jest identyczna jak w komputerach, tylko wygoda trzymania w ręku jest lepsza. Ja bym tej wygody na dwa tysiące nie wycenił. Mimo wszystko to własnie wyświetlacz dla czytania jest kluczowy i w momencie spopularyzowania kolorowego odpowiednika e-ink tablety z tradycyjnymi, choćby najlepszej jakości tradycyjnymi ekranami, stracą całkowicie rację bytu.

Podsumowując całość - moim zdaniem tablety w obecnej formie to faza przejściową pomiędzy tradycyjnymi, w pełni funkcjonalnymi komputerami w postaci laptopów, a czytnikami, które na dzień dzisiejszy nie oferują kolorów i płynnego odświeżania obrazu. Dopiero połączenie czytnika z tabletem dzięki ekranom zapewniającym kolor i płynność animacji, z technologią przyjazną dla oka, pozwoli stworzyć urządzenie naprawdę praktyczne, które warto będzie kupić za porównywalną do dzisiejszych laptopów cenę i oferujące nową jakość, na tyle konkurencyjną, że wartą zainteresowania. Tymczasem tablety to ni pies (laptop, urządzenie do pracy) ni wydra (smartfon ani czytnik). Chętniej kupię bogato wyposażony czytnik choćby i za tysiąc złotych, niż tablet za dwa razy więcej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu