Mody przychodzą i odchodzą - również w świecie gier komputerowych. Szkoda, że nie wraca trend na RTS-y.
Zdecydowanie nie żyjemy w złotej erze RTS-ów. Te czasy odeszły i nic nie wskazuje na to, aby miały powrócić. Chociaż jeszcze niedawno w niektórych tlił się płomyczek nadziei. Warcraft III: Reforged miało poprawić humory wszystkim fanom tego gatunku. Ostatecznie jednak tylko je popsuło. Blizzard skiepścił temat, dając graczom coś, czego w ogóle nie oczekiwali. Posypały się negatywne recenzje i obelgi ze strony kupujących, na co Blizzard odpowiedział oficjalnymi przeprosinami. Obecnie są w trakcie poprawek swoich największych błędów. Ta smutna porażka chyba nie przekona deweloperów, aby spróbować odratować RTS-owy gatunek.
Gdzie się podziały RTS-y?
Warcraft, Europa Universalis, Total War, Crusader Kings, Age of Empires, The Settlers, SpellForce czy Twierdza. Wymieniać można byłoby długo. Serii, które można zaliczyć do gatunku RTS-ów swego czasu była cała masa. Część z nich odeszła w zapomnienie lata temu, część wciąż znajduje miejsce dla siebie na rynku. Szkoda, że niektóre odeszły niezbyt chwalebnie, kompletnie wymęczone i wyniszczone przez twórców. Datę upadku RTS-ów każdy pewnie ustaliby na coś innego. Jednym nie pasowałyby modyfikacje w tradycyjnych rozwiązaniach, inni przejęliby się zwyczajnym spadkiem sprzedaży. Ta nastąpiła po roku 2000. Wtedy modne zrobiły się pierwszoosobowe strzelanki.
Gracze nie mają litości. Warcraft III: Reforged najniżej ocenianą grą w historii
Niektórzy upadek RTS-ów wieszczą też w rozwiązaniach graficznych. Nie ma co się oszukiwać, tego typu tytuły nie dadzą nam wrażeń estetycznych niczym Red Dead Redemption 2. Grafika nie skreślą gier całkowicie. Nawet te brzydkie czy ze specyficznymi rozwiązaniami wizualnymi mają swoją niszę... ale no właśnie. Niszę. Nie są bestsellerami, przez co najwięksi twórcy nie traktują ich priorytetowo. Jeszcze inni mówią, że zgłupieliśmy. RTS-y wymagają często ciut więcej myślenia niż proste strzelanki czy symulacje sportowe (w tym miejscu oczywiście uogólniam). Gry stały się produktem masowym, to już nie jest hobby dla niewielkiej garstki. To oczywiste, że dla odbiorcy masowego przygotowuje się gry z łatwiejszym progiem wejścia. Casualowi gracze mają spędzać przy tytule kilka godzin w tygodniu, bawiąc się dobrze i nie denerwując, że coś im nie wychodzi. Nowy gracz odpalający np. Starcrafta nie ma bladego pojęcia, co się dzieje na ekranie. Trzeba poćwiczyć, zgłębić samouczki i pokombinować. Łatwiej zająć się tymi mniej wymagającymi grami, które opierają się na prostych schematach. I twórcy dobrze sobie zdają sprawę z tej zależności.
Nie wszystko jeszcze stracone
Na RTS-ach nie zarobimy tak łatwo, nie pogramy w to ze znajomymi na imprezie i nie kupimy takiej gry znajomemu, który ma konsole i po prostu chcemy sprawić mu przyjemność. W tym gatunku jest jednak coś więcej. Coś, co nie zgarnia masowego odbiorcy, bo nawet przy dużej kampanii marketingowej, gracze odbiją się od tytułu i do niego nie powrócą. A tego nie chce przecież żaden deweloper. Oczywiście nie jest też tak, że to definitywny koniec RTS-ów i nigdy w życiu już nie powstanie żadna produkcja tego typu. Na horyzoncie wciąż wisi parę powrotów do przeszłości (oby lepszych niż przy Warcrafcie: Reforged), wciąż możemy wierzyć w twórców gier niezależnych. Wystarczy przejrzeć Steama, by odnaleźć tam takie obiecujące perełki jak chociażby Kingdoms and Castles. Nie wszystko więc stracone, wciąż gdzieś tam tli się nadzieja, a wierni fani wciąż walczą. Tylko czy jest jeszcze szansa na prawdziwy renesans? A może musimy zadowolić się byciem marginesem? Jak uważacie?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu