Militaria

Czego życzyć polskiej armii i MON w 2023? Znalazłoby się kilka rzeczy...

Krzysztof Kurdyła

...

11

Zakończył się 2022, rok przełomowy dla MON, polskiej armii oraz naszych firm zbrojeniowych. Wojna w Ukrainie wywołała tsunami zakupów, politycy zaczęli snuć plany o armii wielokrotnie większej, niż posiadamy obecnie. Czego życzyć tym instytucjom w rozpoczętym właśnie roku?

Więcej systemowości

Duża cześć z zeszłorocznych najdroższych zakupów (czyt. umów wykonawczych), mowa tu oczywiście o artylerii i czołgach została zrobiona doraźnie. Priorytetem był wyłącznie czas i z konsekwencjami takiego wyboru przyjdzie nam już żyć. Są wśród kupionych rzeczy systemy świetne, takie jak choćby artyleria rakietowa K239 Chunmoo czy Abramsy wraz z amunicją, jak i... takie trochę mniej rozsądne, przynajmniej z systemowego punktu widzenia.

Polecamy na Geekweek: Rosja przystąpiła do wojny z mniej niż setką w pełni wyszkolonych pilotów?

Jeśli czegoś na nowy rok miałbym MON i wojsku życzyć, to żeby w 2023 r. zebrali logistyków, serwisantów, przedstawicieli PGZ i prywatnych firm zbrojeniowych, a nawet demografów i sobie dokładnie swoje plany, jak i pozostałe elementy zapisane w umowach ramowych dokładnie przeliczyli, przeanalizowali i przemyśleli. Może jednak w kilku miejscach warto odstąpić od wychwalanej dywersyfikacji i ograniczyć liczbę typów sprzętu? Nie zaszkodzi sprawdzić...

Więcej informacji

System zbyt „tajne przez poufne”, tak od dekad hołubiony w Polsce, już nieraz w historii odbijał się nam czkawką. Marzeniem, kompletnie nierealnym oczywiście, jest wprowadzenie zakazu prezentowania sprzętu wojskowego przez cywili z MON, nawet, a może i szczególnie, tych najwyższego szczebla. Ale OK, zejdźmy na ziemię, można by zacząć od zatrudnienia rzecznika, bo zdaje się, że w MON wciąż go nie ma.

Fajnie by było, gdyby MON w końcu zmienił politykę informacyjną i dążył do poziomu choćby takiego, jaki prezentują ministerstwa obrony z takich państw jak Norwegia czy Wielkiej Brytania. Generalnie chodzi o to, żeby informować podatnika nie tylko informacjami o wydaniu miliardów, okraszonych paroma prostymi PR-owymi hasłami w typie „kupujemy 1000 czołgów i będziemy potęgą”, ale próbie uczciwego wytłumaczenia obywatelowi, dlaczego wydajemy tak, a nie inaczej.

Powrót do Kraba

W temacie konkretnych SpW nie będę się rozpisywać o czołgach, artylerii rakietowej, ale chciałbym wskazać trzy moim zdaniem kluczowe elementy, które pozwolą nam zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy, jak i nie zmarnować szansy, jaką dała nam praca polskich inżynierów i firm.

Najważniejsze to zawrócić z drogi prowadzącej do wygaszenia projektu AHS Krab. Mówiąc krótko, wprowadzenie tej ilości jaką zapisano w umowach ramowych do uzbrojenia musi oznaczać koniec polskiej armatohaubicy. Gruszki na wierzbie w postaci automatyzacji, która na Ukrainie sprawia problemy w PzH 2000, nie są warte cofania się w rozwoju pod względem praw intelektualnych do produktu tej klasy.

Rodzinny Borsuk

Borsuk w wersji zamówionej przez MON, czyli pływającej i w efekcie dość lekkiej, w tym roku powinien zakończyć etapy testów. Ukraińskie doświadczenia pokazały, że cięższy pancerz jest przydatny, co powoduje, że nagle szukamy drugiego, ciężkiego bwp za granicą. Sytuacja jest jednak taka, że każdy z takich pojazdów już dostępnych jest we wczesnej fazie rozwoju.

Tymczasem Borsuk ma możliwość zrobienia na szybko wersji Medium, bez pływania, ale z cięższym pancerzem nawet o 8-9 ton. Jeśli to nie wystarcza, to na bazie obecnego pojazdu już dziś powinniśmy rozpocząć tworzenie prawdziwej ciężkiej odmiany i w efekcie stworzyć uniwersalną platformę pojazdów gąsienicowych. Nawet jeśli Borsuk Heavy miałaby być gotowy dopiero za pół dekady, pomostowo cięższe oddziały zmechanizowane można wyposażyć w wersję Medium, którą potem przesunie się gdzie indziej.

Silnik i przekładnia dla Jelcza

Pojazdem, który najmocniej odciśnie swoje „piętno” na wojsku i przemyśle, nie będzie jednak Krab, Borsuk, ani żaden z kilku typów czołgów. Będzie nim kołowy koń pociągowy armii, czyli rodzina pojazdów Jelcz. Tych ciężarówek będziemy potrzebować tysiące, a przy takim poziomie zamówień trzeba rozglądać się za nabyciem zdolności do produkcji silników i przekładni do nich.

To może być dziś trudne, a samo wdrożenie produkcji na odpowiednim poziomie też nie jest rzeczą trywialną, musi potrwać lata. Jednak te pojazdy będziemy zamawiać na okrągło, i użytkować najintensywniej, będziemy więc potrzebować do nich potężnego serwisu i ogromnych ilości części. Nie wspomnę, że odbudowa czegoś, co w jednym z zeszłorocznych tekstów nazwałem PZL Wolą 2.0 da nam w perspektywie dekad korzyści także w kontekście cięższych konstrukcji.

Nie wiem, jak potoczą się dalsze losy naszych zakupów, ale te trzy tematy będą dla mnie papierkiem lakmusowym, wskazującym czy okres wzmożenia już minął.W MON powinna w końcu rządzić, choć tylko częściowo, zimna kalkulacja i chęć budowania sprawnego systemu. Systemu, w którym bierze się pod uwagę trochę więcej aspektów, niż przy zakupach interwencyjnych. Tylko czy w obliczu nadciągających wyborów to właśnie będzie priorytetem? Cóż...

P.S. Rok zaczynamy pozytywnie od zamówień z PPO, konkretnie kolejnej transzy na karabinki Grot.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu