Militaria

Awantura o cenę Abramsów M1A1 SA, czyli o tym jak nie czytać dokumentów DSCA

Krzysztof Kurdyła
Awantura o cenę Abramsów M1A1 SA, czyli o tym jak nie czytać dokumentów DSCA
24

Agencja DSCA opublikowała na swojej stronie dokument dotyczący zezwolenia na zakupu przez Polskę używanych Abramsów M1A1 SA, a właściwie kupna potężnego zapasu amunicji, do którego dopięto te czołgi. Kwota 3,75 mld dolarów wywołała już oczywiście ogromną, a bezsensowną awanturę.

Co, za ile i dlaczego tak drogo

Dla osób nie zorientowanych w procedurach zakupu amerykańskiego sprzętu, już sam dokument może być mylący. DSCA, czyli Defense Security Cooperation Agency niczego nam bowiem nie sprzedaje, tylko wydaje zezwolenia na sprzedaż danego pakietu uzbrojenia za granicę, określając jego maksymalną cenę. Taka rekomendacja trafia następnie do Kongresu, który musi taką sprzedaż „klepnąć”.

Strona kupująca w czasie całego procesu ma jeszcze czas na przeprowadzenie negocjacji, które obniżą ostateczną wartość kontraktu. Może to nastąpić zarówno poprzez zmianę zawartość kupowanego pakietu, jak i wynegocjowanie niższej ceny na niego.

Czasem mowa jest o naprawdę dużych różnicach, wystarczy przytoczyć tu przykład naszego zamówienia na 250 szt. Abramsów M1A2 SEPv3, które w dokumencie DSCA wyceniono na 6 mld dolarów, a ostatecznie sprzedano nam za 4,75 mld.

Czołg jako dodatek

No dobrze, możecie jednak powiedzieć, że z której strony by nie spojrzeć 3,75 mld dolarów za 116 używanych czołgów M1A1 SA, jest mimo wszystko szokujące w zestawieniu z 4,75 mld za 250 szt. nowych M1A2 SEPv3. Tutaj dochodzimy do kwestii tego, jak należy czytać dokumenty publikowane przez DSCA. Odpowiedź jest prosta, uważnie i w całości, a nie tak, jak na załączonym poniżej obrazku.

W pakiecie na który dostaliśmy obecnie zielone światło jest bowiem ujęte coś, czego zabrakło w zamówieniu na M1A2, czyli ogromny zapas nowoczesnej amunicji 120 mm, zawierający między innymi najnowsze podkalibrowe pociski przeciwpancerne z rdzeniami ze zubożonego uranu.

Zobaczmy jak to wygląda w sztukach:

  • 60,000 szt. przeciwpancernych i podkalibrowych M829A4 APFSDS-T
  • 2,000 szt. przeciwpancernych i podkalibrowych M829A3 APFSDS-T
  • 50,000 szt. przeciwpancernych i podkalibrowych M829A2 APFSDS-T
  • 10,000 szt. kumulacyjnych M830A1 HEAT MP-T
  • 60,000 szt. odłamkowo-burzących M908 HE-OR-T
  • 70,000 szt. programowalnych M1147 HE
  • 30,928 szt. M865 ćwiczebnych TPCSDS-T
  • 20,823 szt. M1002 ćwiczebnych TPMP-T

Ilość nowoczesnej amunicji jest po prostu imponująca, a dodajmy, że stan naszych zapasów w tym zakresie od lat można było określić jako czołgową piętę achillesową. Ile to wszystko może być warte? Koszt jednego M829A4 szacuje się na około 10 tys. dolarów, więc tylko za nie Stany powinny nam policzyć 600 mln dolarów. A przecież na liście są nie mniejsze ilości innych typów drogiej amunicji, jak choćby programowalnych M1147.

Jeśli dodamy do tego, że tak jak przy poprzednim zakupie wraz z czołgami otrzymamy w pakiecie dodatkowe pojazdy (mosty, wozy dowodzenia, wzt, HMMWV i JLTV, wozy serwisowe itd.) to stanie się jasne, że same czołgi są tu właściwie niewiele kosztującym dodatkiem. A jeszcze raz przypomnę, cena za całość może po negocjacjach zostać obniżona.

Osobiście bardzo żałuję, że nie spróbowaliśmy wyszarpać od Amerykanów w ramach Lend-Lease wszystkich Abramsów M1A1 (SA i FEP) jakie byli w stanie nam sprzedać. Dla porównania, za moim zdaniem znacznie gorszego koreańskiego K2 zapłacimy 3,37 mld dolarów - za 180 szt. i „dziesiątki tysięcy” amunicji w nieznanej konfiguracji. Tutaj mamy co prawda nieco mniej czołgów, ale za to z bogatym zapleczem i setkami tysięcy najnowocześniejszej amunicji.

P.S. Jeden z zajmujących się militariami twitterowiczów dokopał się w nowo ujawnianych dokumentach informacji, że polskie M1A1 mogą być w wersji FEP, a nie SA jak podawano wcześniej. Potwierdzenia za strony polskiego MON tej wiadomości jeszcze nie ma.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu