Smartfony od dłuższego czasu nie wywołują u mnie już tego efektu "wow", co kiedyś. Do testów tych urządzeń podchodzę na zasadzie: "jest, bo jest". Do premier podobnie. Te apple'owskie urządzenia od dawna nie wprowadziły niczego, co by powodowało opad szczęki na podłogę. W sumie, czy ktoś pokazał coś naprawdę innowacyjnego na rynku smartfonowym w ostatnich latach?
Otrzymałem ostatnio na testy Infiniksa Zero Ultra - urządzenie, które jest tak dziwne, jak tylko się da. Do zestawu dołączona jest ładowarka o mocy... 180W. Smartfon jest w stanie uzupełnić zapas energii w zawrotne 15 minut, od "zera". Szybko? Cholernie szybko. Gdyby mój prywatny iPhone tak potrafił, to chyba bym się do niego modlił. Rozumiem - Apple chce zachować konkretne wymiary urządzenie, a ponadto leży mu na sercu również to, aby akumulator działał długo i jego żywotność nie degradowała się po krótkim czasie.
Smartfon powinien dziać długo na jednym cyklu ładowania, a także oferować szybkie uzupełnianie energii. I najlepiej, żeby można było robić to także bezprzewodowo (już bez wymogu szybkiego ładowania za pomocą standardu indukcyjnego, ograniczenia fizyczne to istotna przeszkoda). Można uzyskać to pierwsze za pomocą optymalizacji oprogramowania. Jeżeli to będzie napisane w odpowiedni sposób, będzie generowało mniejsze zapotrzebowanie na energię. To drugie już uzyskuje się za pomocą odpornych sekcji zasilania, obsługi mechanizmów hardware'owych i software'owych zarządzających procesem ładowania akumulatorów. Producenci, szczególnie "androidowi" poczynili tutaj istotne postępy. Apple trzyma się od tego stosunkowo daleko i to mnie odrobinę boli. W tym ekosystemie najszybsze ładowanie to około 50 procent w ciągu 30 minut. Nijak to się ma do urządzenia, które otrzymałem na testy i... to jest w stanie naładować się do 100% od "zera" w 15 minut!
Jeżeli mam możliwość pracować długo na swoim urządzeniu i również szybko uzupełnić zapas energii - mogę być dużo mobilniejszy, niż w przypadku sprzętu nieoferującego takiego rozwiązania. Odczuwam także swego rodzaju niepokój w stylu: "czy wystarczy mi baterii do końca dnia / konferencji / końca pracy?". Swojego iPhone'a ładuję dwa razy dziennie, bo tak mocno go "katuję".
Oprogramowanie, czyli niech się dzieje
Tu wygrywa w mojej ocenie Apple. Dla mnie oprogramowanie ma być bezproblemowe. Może być zamknięte, nieco ograniczone w pewnych zakresach. Ale niech dodatkowo będzie odporne na zagrożenia. Apple jako jedyny wytwórca swoich zabawek, pisze również dla nich ekskluzywne oprogramowanie. Czyli jest tak, że konkretny kod działa na zamkniętej "liście" urządzeń. To przekłada się na nieco odstające specyfikacją słuchawki w stosunku do tych z Androidem na pokładzie. Apple nie musi ładować do swoich telefonów tak dużych akumulatorów, tak dużo RAM-u - bo ma świetnie skrojone dla tych sprzętów oprogramowanie.
Również i Apple - w mojej skromnej ocenie - tworzy prostszy, przyjaźniejszy i efektownie (efektywnie też) działający interfejs użytkownika. "Flow" pracy z urządzeniem jest nieco inny niż w przypadku Androida, ale odwdzięcza się tą wspomnianą płynnością oraz intuicyjnością. Android mi nie przeszkadza zasadniczo, ale sposób pracy nie zawsze jest już w mojej ocenie tak satysfakcjonujący jak w przypadku Apple. Zielony robot - tak, ale głównie w wydaniu maksymalnie czystym. Nakładki producenckie kojarzą mi się zazwyczaj z przerostem formy nad treścią, bloatware'em i niepotrzebnym "dociążaniem" systemu.
Niech wygląda
Ekran. No, nie ma niczego bardziej kluczowego niż właśnie ekran w telefonie komórkowym. To właśnie za jego pomocą będziesz wprowadzać do niego komendy, odczytywać wyniki pracy sprzętu, przeglądać strony internetowe, czytać, prowadzić konwersacje. Mało co dzieje się bez ekranu w telefonie i choć mamy dobrze rozwinięte interfejsy głosowe, to jednak możliwości telefonu w zakresie zaprezentowania efektów swoich obliczeń w rozpoznawalnej dla nas formie są w dalszym ciągu mega istotne. I takie będą zawsze.
Ekran nie musi być bardzo duży, choć mały to ograniczanie przestrzeni roboczej, która często się przecież przydaje. Ale niech będzie wysokiej jakości. Przejście z OLED-ów na IPS-y zawsze jest dla mnie traumatycznym wręcz doświadczeniem. Lubię także korzystać z takich ekranów, gdzie widać wiele szczegółów (niech rozdzielczość będzie wysoka, ale nie za wysoka: bo obciąża układ graficzny i "żre" energię!), a ponadto występuje częstotliwość odświeżania, która upłynnia obraz. Ekran to coś, w czym nie uznaję kompromisów i im "bardziej i więcej", tym zazwyczaj lepiej.
Ślepa pogoń na specyfikacje nie jest według mnie czymś, co powinno mieć miejsce. Marketing wielu smartfonów opiera się właśnie na tym i nie uważam tego za coś dobrego. To odpowiednie jedynie dla "elektromarketów", które lubią w krótkich reklamach prężyć muskuły i pokazywać wszystko "naj". Ale nie tędy droga. Natomiast w tych trzech aspektach, smartfon powinien być jak najlepszy. Inaczej nie będzie mieć sensu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu