Recenzja

Company of Hereos 2: The Western Front Armies – nowe podejście do wydawania dodatków

Kamil Ostrowski
Company of Hereos 2: The Western Front Armies – nowe podejście do wydawania dodatków
Reklama

RTSy to gatunek gier wideo, który w ciągu ostatnich lat raczej nie cieszy się szczególną popularnością. Nawet StarCraft, przez lata będący bastionem d...

RTSy to gatunek gier wideo, który w ciągu ostatnich lat raczej nie cieszy się szczególną popularnością. Nawet StarCraft, przez lata będący bastionem dla osób lubiących szybko machać myszką i kompulsywnie przypisywać oddziały do grup, próbując ogarnąć kilka frontów na raz, nieco podupadł. Jedni z ostatnich twórców tego typu gier robią mały eksperyment i sprawdzają czy problemem nie jest przypadkiem model sprzedaży.

Reklama

Legendarne Relic Entertainment, twórcy gry, do wcześniejszej odsłony Company of Heroes wydawali dodatki w sposób tradycyjny – oferując pełen zestaw: nowe armie, mapy i przede wszystkim obszerną kampanię, a to wszystko, za niewiele mniej niż sprzedawano podstawową wersję .Co prawda podstawki nie trzeba było posiadać, żeby myśleć o zakupie rozszerzenia (tych w serii Company of Heroes były dwa – Opposing Fronts i Tales of Valor), ale poza tym były to klasyczne expantion packi. Company of Heroes 2: The Western Front Armies to z kolei nietypowy dodatek. Sprzedawany jest za 1/3 ceny standardowej gry (a więc na Steamie jest wyceniany na 19,99 euro), co stawia go na nieco niższej pozycji, niż typowe „expantion”. Dostajemy dwie nowe armie i osiem map związanych z frontem zachodnim, ale brakuje kampanii. Co ciekawe, dodatek możemy rozbić sobie na dwie części i kupić tylko jedną, wybraną frakcję. Macie ochotę poprowadzić do boju ‘Murikanów, a siły Oberkommando West w ogóle Was nie kręcą? Nie ma sprawy. Jakby tego było mało, do uruchomienia Western Front Armies nie jest potrzebna podstawowa wersja Company of Heroes 2. Oznacza to, że już za 13 euro możecie kupić dostęp do jednej armii i za niewielkie pieniądze zdobyć przynajmniej częściowy dostęp do jednego z najlepszych RTSów ostatnich lat (o ile nie złapaliście gry taniej na którejś z wyprzedaży).


Teraz już do rzeczy: co z tymi armiami? Jak się sprawują? Cóż, w gruncie rzeczy dostajemy dokładnie to, czego się spodziewaliśmy i czego chcieliśmy. RTS w którym dostępne są tylko dwie frakcje dosyć szybko się nudzi. Z drugiej strony, zbalansowanie rozgrywki w ten sposób, żeby wszystko grało w przypadku czterech armii, jest bardzo ciężkie – dlatego właśnie na dodatek musieliśmy czekać niemal równy rok (a pamiętajmy, że zrezygnowano z kampanii). Dzięki dodaniu nowych armii wszystkie mapy, stare i nowe, zyskują nowy wymiar.


Zaznaczyć trzeba, że twórcy podeszli do pewnej kwestii dosyć swobodnie: nic nie stoi na przeszkodzie, żeby armie dowolnie mieszać. Armia Czerwona ramię w ramię z Niemcami przeciwko Amerykanom? Proszę bardzo. Mieszane składy, złożone z wszystkich armii w epickim 4 vs 4? Nie ma sprawy. Company of Heroes 2 nie próbuje być czymś więcej, niż jest. Przede wszystkim zabawą mechaniką – dla historyków-amatorów są inne gry.


Same armie, wspomniane US Forces i Oberkommando West, są zupełnie inne od tych, które uczestniczyły w walkach po drugiej stronie frontu. Niemcy w wydaniu zachodnim to przede wszystkim szybkie manewry, precyzyjne uderzenia i specjalne umiejętności. Amerykanie natomiast polegają w większym stopniu na przewadze w uzbrojeniu. To nimi grając mogłem po raz pierwszy znów ostrzeliwać wroga z moich ulubionych mobilnych haubic artyleryjskich.

Reklama


Możliwe, że to kwestia odpowiedniego dubbingu, ale mam też wrażenie, ze Relic tworząc armie ścierające się na zachodzie wziął pod uwagę, że wojna była tam mniej... brzydka. Mniej brutalna, bardziej ludzka. Grając w podstawkę przede wszystkim rzucało się w oczy, ile na froncie ginie Rosjan – taka była specyfika ich armii (podobnie zresztą jak podczas faktycznych wydarzeń z II wojny światowej). W dodatku Amerykanie mają nawet możliwość tworzenia... karetek z sanitariuszami, którzy mogą ratować rannych. Świetnie, że możliwe jest to porównanie w ramach jednej gry. Dysonans robi wrażenie.

Reklama


Czy warto kupić The Western Front Armies? Moim zdaniem jest to obowiązkowa pozycja dla osób, które mają już Company of Heroes 2. Odświeża grę, a przede wszystkim wprowadza różnorodność, której trochę mi brakowało w trybie dla wielu graczy. Również jeżeli zwyczajnie nie czujecie potrzeby inwestowania w pełną wersję, a chcielibyście sprawdzić co dziś w RTSach piszczy, to będzie to dobry wybór – kupujecie jedną armię, a możecie grać przeciwko wszystkim pozostałym. Większości, zwłaszcza niedzielnym graczom, to w zupełności do szczęścia wystarczy. Pamiętajcie tylko, że to nie jest łatwy tytuł. Po tego z czym się je Company of Heroes 2 odsyłam do recenzji podstawki.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama