Studio Treyarch w końcu dało szansę graczom i w miniony weekend udostępniło betę nowego trybu dla Call of Duty: Black Ops 4 o nazwie Blackout. Rozgrywka oparta na Battle Royale to coś, czego ta seria jeszcze nie miała. Duża mapa, pojazdy i ponad 80 graczy w jednym miejscu. Dobrze czytacie, w końcu COD doczekał się czegoś „nowego” i po wstępnych testach mogę stwierdzić, że taka forma zabawy może zostać ciepło przyjęta przez fanów. Nie zastąpi ona kampanii dla jednego gracza, ale mocno uatrakcyjni cały zestaw pomysłów, który znajdziemy w BO4. Pełen optymizmu zabrałem się za Blackout. Czy deweloper stanął na wysokości zadania? Czy PUBG i Fortnite mają się czego obawiać? Na te oraz inne pytania zaraz postaram się odpowiedzieć.
Dynamiczne Call of Duty w świecie Battle Royale
Flagowa seria Activision dość często stawiała na wysokie tempo rozgrywki. Element, którego próżno szukać w dzisiejszych produkcjach, gdzie do walki staje około stu osób. Fortnite oprócz klasycznych rozwiązań Battle Royale cechuje się również całym systemem budowania, przerysowaną grafiką, tańcem i niespotykanym arsenałem broni. Nie można powiedzieć, że jest to tytuł wolny, gdzie nic się nie dzieje, ale do prędkości akcji z Call of Duty mu daleko. To samo jest zresztą z PUBG. Tytuł ten skierowany nieco bardziej w stronę realizmu, dość mozolny i mało atrakcyjny wizualnie również nie jest w stanie dostarczyć wrażeń, jakich pełno było w sieciowych potyczkach Black Ops czy Modern Warfare. Treyarch postanowiło jednak postawić na swoje i, mimo że inspirowało się produktami konkurencji, udało mu się zachować klimat, który dostarczają nam od lat. Tryb Blackout od pierwszych chwil udowadnia, że choć zasady się zmieniły, to jest to przede wszystkim stare i dobre Call of Duty.
Jeden na wszystkich, wszyscy na jednego
Dla tych, którzy omijają szerokim łukiem ostatnie produkcje numer jeden, śpieszę z wyjaśnieniami. Nowy rodzaj rozgrywki w BO4 pozwalał na walkę około 90 graczy na jednej dużej mapie. Wszyscy wyskakują z helikopterów i za sprawą spadochronów muszą wylądować na ziemi. Tam bez jakiegokolwiek ekwipunku muszą przeczesywać każdy budynek w celu uzyskania jakiejś broni. Tych nie brakuje, ale wiadomo, kto pierwszy ten lepszy. Element ten jest szalenie istotny, gdyż osoba ze strzelbą mając innych zawodników obok siebie, od razu może wyruszyć na łowy. Po śmierci nie można się odrodzić, zajmujemy jedynie niechlubne i niskie miejsce w tabeli.
W Blackout liczy się to, aby zostać jedynym na polu bitwy. Każde inne miejsce oznacza porażkę. Oprócz narzędzi do zabijania trzeba również zbierać przedmioty leczące: bandaże i apteczki, dodatki do broni, granaty, hełmy oraz kamizelki. Każda z tych rzeczy ma istotne znaczenie, gdyż zdrowie samo się nie regeneruje, a im lepszy sprzęt ochronny, tym więcej obrażeń przyjmiemy. Warto więc zbierać wszystko, a sukcesywnie zostawiać tylko to, co da nam największe profity. Strefa walki co kilka minut zostaje zredukowana, jeśli będziemy znajdowali się poza nią, będziemy tracić życie. Warto więc uważać, aby zawsze się w niej poruszać. Punkty zdobywamy za wiele czynności, ale najwyżej premiowane są zabójstwa oraz jak najlepszą pozycję w rankingu całego spotkania.
Blackout to nadal stare i dobre Call of Duty
Osoby znające realia PUBG od pierwszych minut odczują różnice w rozgrywce. Lot spadochronem odbywa się o wiele szybciej i płynniej. Samo bieganie i interakcja z otoczeniem zostały przeniesione żywcem ze zwykłego multiplayera. Całość odbywa się w miarę sprawnie i dynamicznie. Nie miałem żadnego kłopotu z szukaniem broni, której w budynkach nie brakowało, podobnie jak i innych przedmiotów. Po oddaniu strzału od razu wiadomo, że ten element też będzie naprawdę przyjemny. Nie zrozumcie mnie źle, w innych Battle Royale oddawanie ognia złe nie jest, ale nijak ma się do tego, co oferuje seria Call of Duty od lat. Kiedy do kogoś strzelam, mam pewność, że dany karabin odpowiednio się zachowa i trafię do celu. Trochę ciężko to opisać słowami, ale o ile w PUBG eliminacja wrogów jest przyjemna, tak wymiana ognia wymaga jeszcze wiele pracy. Tutaj tego problemu w ogóle nie ma. Odległości między celami się zmieniły, więc trzeba się trochę przyzwyczaić, ale zabawa ze strzelania jest niewyobrażalnie lepsza. Do tego, sama gra, choć może i wizualnie nie powala na kolana, to i tak w świecie battle Royale wyznacza nowe standardy, a to zaledwie beta.
Ukryte smaczki, boisko i plac z zombie
Deweloper, chcąc zadowolić fanów, postanowił naszpikować mapę Blackout wieloma miejscami znanymi z poprzednich odsłon. Mamy więc taki Nuke Town, gdzie grasują umarlaki czy lokację Asylum znaną z World at War. Nie brakuje postaci, które znamy z innych części, a także budynków, gdzie działy się dantejskie sceny. Na każdym kroku czuć, że mapa została zbudowana z wielu charakterystycznych elementów, które zostaną rozpoznane przez graczy. Masa rzeczy jest także interaktywna i można sobie na przykład porzucać piłką do kosza. Tego typu “zapychacze” pokazują, że twórcy chcieli przemycić jak największą ilość rzeczy, które do tej pory były jedynie w kampanii dla jednego gracza. Jeśli więc ktoś grał w poprzednie dzieła Treyarch, to poczuje się jak w domu.
Nie ma róży bez kolców
Nie wszystko jednak udało się w Blackout wykonać, jak należy. Same pojazdy to pewna nowość dla serii. Te znalazły się w trybie Battle Royale, ale ich model jazdy wymaga jeszcze sporo poprawek. Na ten moment miałem wrażenie, jakbym poruszał się kartonowym pudełkiem po lodowisku, niżeli quadem na asfalcie. Latanie śmigłowcem wypada o wiele lepiej i świetnie sprawdza się jako transport z punktu A do B. Równie mało udany jest też cały interfejs ekwipunku, a także przedstawienie przedmiotów oraz broni na mapie. Zmiany w plecaku są dość mozolne i nieintuicyjne. To, co w PUBG wykonano praktycznie wzorowo, tak tutaj okazuje się źle wykonanym rozwiązaniem. To samo tyczy się z określeniem, która rzecz jest warta podniesienia. W konkurencyjnych tytułach od razu wiadomo, co jest czym, dlaczego lepiej wziąć ten plecak, a nie drugi, a różnice między broniami są na tyle dobitne, że trudno się pomylić. Tutaj czegoś takiego nie ma. Lepiej jest brać, co popadnie i potem z danych rzeczy rezygnować. Oczywiście, po pewnym czasie nauczymy się, co jest lepsze, a co gorsze, ale nadal patrząc na rupiecie w danym budynku, nie będziemy mieli 100% pewności.
Optymalizacja i nieciekawe problemy z betą
Zdaję sobie sprawę, że mówię tu o wersji testowej, a to, że premiera za niecały miesiąc nie ma znaczenia. Jednak byłem mocno zdziwiony, gdy okazało się, że nawet na wyższych ustawieniach Blackout nie był zbyt atrakcyjny wizualnie. Nadal bije na głowę to, co oferują konkurencyjne produkcje oparte na Battle Royale, ale seria Call of Duty nigdy poniżej pewnego poziomu nie schodziła, a tutaj jednak doszło do pogorszenia grafiki. Jeśli chodzi o samą animację, to w tym przypadku nie mogę narzekać. Nawet na nieco słabszym sprzęcie nie miałem problemów z uzyskaniem 60 klatek, co podobno na zwykłym PS4 było problematyczne. Gorsze natomiast było to, że beta na pięć uruchomień aż trzy raz tak się blokowała, że jedynym rozwiązaniem było zrestartowanie komputera. Żadnych kodów błędu, pełne zatrzymanie procesu z brakiem możliwości „ubicia” go, a przynajmniej tradycyjne metody nie pomagały. Mam nadzieję, że po wyjściu Black Ops na rynek takich sytuacji nie będzie, bo szkoda by było zmarnować potencjał, jaki tkwi w Blackout.
Jaka czeka nas przyszłość?
Niestety, odrobinę się boję, że deweloper nie będzie w stanie rozwijać nowego trybu tak, jak to robią twórcy PUBG i Fortnite. Żeby taki Battle Royale był atrakcyjny, trzeba zadbać o sukcesywne aktualizacje, nowe wydarzenia, mapy i wiele więcej. Jeśli zostanie pozostawiony samemu sobie po premierze, to za kilka miesięcy nikt nie będzie o nim pamiętał. Nie wiem, czy na ten moment to zaledwie test, czy taki pomysł w ogóle chwyci, ale nie zdziwię się, jeśli Blackout nie wyrośnie nam na spinoff serii. Byłoby to ciekawe posunięcie ze strony Activision. Pierwsza odsłona, która nastawiona by była na rozwój usługi, a nie serwowanie kolejnych części co rok. Na ten moment omawiany tryb wydaje się świetną alternatywą i może nieco napsuć krwi innym tytułom, ale czy okaże się faktycznym zagrożeniem? Tego dowiemy się za jakiś czas. Nie mogę się już doczekać, kiedy przyjdzie mi dokładnie przetestować Blackout i w pełni przekonać się, na co naprawdę go stać. Na chwilę obecną jestem zadowolony, ale oczekuję więcej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu