Nie wiem co ja sobie myślałem, wybierając się do Japonii po raz drugi. Skoro za pierwszym razem było jak było, to dlaczego 12 miesięcy później miałoby...
Nie wiem co ja sobie myślałem, wybierając się do Japonii po raz drugi. Skoro za pierwszym razem było jak było, to dlaczego 12 miesięcy później miałoby być inaczej? Przez kilkanaście godzin podróży liczyłem jednak na to, że choć śladowe (lecz namacalne) zmiany nastąpiły. Tak się jednak nie stało, oczywiście.
Będąc po drugiej stronie globu... ba, będąc nawet kilka(naście) kilometrów od domu to telefon staje się naszym małym "centrum dowodzenia". Sprawdzamy maila, powiadomienia na Facebooku i wpisy na Twitterze. Od czasu do czasu zajrzymy do czytnika RSS (lub innego agregatora newsów) w poszukiwaniu ciekawych treści, czy nawet zagramy chwilę w niewymagającą, lecz dającą miło spędzić czas grę.
Wychodzi jednak na to, że jakieś 60 czy nawet 70 procent aplikacji na moim (i większości użytkowników) smartfonie, stanowią te, które swoje działanie opierają na połączeniu z Internetem - żadna niespodzianka. Poruszając się po naszym pięknym kraju każdy przywyknie do tego, że w każdej chwili może sięgnąć do kieszeni czy plecaka po smartfona i zajrzeć do Sieci. Czasem wczytywanie treści będzie trwało dłużej niż zwykle, ale w końcu się tego doczekamy.
Gdy jednak ktoś nie posiada pakietu internetowego lub modemu 3G do komputera, zawsze może liczyć na sieci Wi-Fi. Na ich ilość i możliwości możemy narzekać, lecz w perspektywie tego co do zaoferowania ma Kraj Kwitnącej Wiśni - kraj w którym podstawową infrastrukturą sieci komórkowej jest standard 3G, dostępny bez chwili utraty sygnału nawet kilka pięter pod ziemią czy w metrze - powinniśmy się cieszyć, że tak to u nas wygląda, jak wygląda.
Restauracje, bary, kawiarnie, stacje benzynowe, centra handlowe, uczelnie, szkoły, hotele - tam zazwyczaj z dostępm do Sieci problemu mieć nie będziemy. Mogą pojawić się pewne ograniczenia co do ilości połączeń, rozwijanych prędkości czy dostępu do konkretnych portów, lecz generalizując - nie jest tak źle. Sprawdzić maila i wysłać wiadomość na Facebooku zdołamy bez problemu. Zdarzy się, że wymagany jest choć minimalny zakup - filiżanka kawy czy hot-dog - by móc podłączyć się do Sieci, ale dla chcącego, nic trudnego.
Niestety tam (czyt. w Japonii) wygląda to odrobinę inaczej. Lista sieci bezprzewodowych wykrywanych przez mój telefon nie raz pękała w szwach. Dla przykładu - w hotelu, w którym się zatrzymałem, każdy z 814 pokoi posiada własną sieć! Spacerując ulicami takich dzielnic jak Ikebukuro, Ginza, Shibuya czy Shinjuku liczba znalezionych sieci nie spadała poniżej 10. Jednak wszystkie z nich były zabezpieczone lub wymagały zalogowania się za pomocą loginu i hasła. Gdyby można było dostęp chociaż wykupić...
...a w zdecydowanej większości przypadków, dostęp do tych Sieci możliwy jest dla abonentów sieci komórkowych (Softbank, NTT docomo) i klientów innych usług, z którymi związać się możemy tylko kilkunastomiesięczną umową. Gdy jednak trafimy na darmowy dostęp do Internetu (kawiarnia Starbucks), to żeby nam tego zbytnio nie ułatwili, wymagane jest oczywiście założenie konta oraz... odebranie e-maila z linkiem potwierdzającm. Nad tym, w jaki sposób bez dostępu do Internetu mamy sprawdzić skrzynkę i kliknąć w link nie pomyślał chyba nikt...
Tylko w dwóch miejscach, ze wszystkich które odwiedziłem, oferowany był darmowy i nieutrudniony dostęp do Sieci - oceanarium oraz taras widokowy w Sunshine City, będące de facto jednym budynkiem. Taki stan rzeczy wcale mi nie przeszkadzał, bo oczywiście czas o wiele ciekawiej można tam spędzić niż chodząc, siedząc i jedząc z nosem w telefoniey czy laptopie. Nie zmienia to jednak faktu, że Japonia jest krajem tak specyficznym, że w jednej chwili będzie potrafiła nas niesamowicie pozytywnie zaskoczyć, by nieco później sprawić niemiłą niespodziankę.
Pierwsza fotka: insidekyoto.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu