Po wielu miesiącach oczekiwania twórcy aplikacji Clubhouse wypuścili wersję na Androida.
Clubhouse był fenomenem. Platforma z dnia na dzień stała się hitem — a szepnięcie o niej we wpisie przez Elona Muska tylko spotęgowało szaleństwo z nią związane. Elitarne grono użytkowników (kursywa jest nieprzypadkowa, to czysta ironia ;) z trudnym dostępem okazywało się być bronią obosieczną. Bo pamiętajmy, że Clubhouse dostępny był wyłącznie dla użytkowników sprzętów Apple ORAZ na zaproszenia. Prawie jak Gmail kilkanaście lat temu.
Zobacz też: Czym jest Clubhouse? Wszystko co musisz wiedzieć o platformie
Od czasu zimowego boomu, wiele firm zdecydowało się na skopiowanie pomysłu na funkcję. Dlatego pokoje działające identycznie jak w tym komunikatorze pojawiły się m.in. na Twitterze czy Telegramie. Mówi się jednak, że nad analogicznymi funkcjami pracuje także Facebook w swoich komunikatorach, a na podchwycenie pomysłu skusił się nawet Discord. Tym samym jasnym staje się, że znaczenie Clubhouse'a schodzi na dalszy plan — tam użytkownicy już są. Pytaniem jest tylko to, czy faktycznie takich opcji potrzebują. Mam wrażenie, że twórcy komunikatora trochę przespali swoją szansę ograniczając dostęp wyłącznie do jednej platformy — i pozostawiając w tyle największy system mobilny. Bowiem właściciele smartfonów z Androidem dopiero teraz mogą instalować Clubhouse - ale wciąż muszą liczyć się z dużymi ograniczeniami.
Bo przede wszystkim Clubhouse na Androida wciąż jest wersją beta. Ponadto testy ograniczone są do amerykańskich użytkowników, zaproszenia zaś wciąż nie zostały zniesione. Jeżeli pamiętacie największe szaleństwo Clubhouse'owe to pewnie rzuciły wam się w oczy oferty sprzedaży zaproszeń (!), za które niektórzy życzyli sobie nawet po kilkaset złotych. Ale skoro takie same efekty można teraz uzyskać na Twitterze, to automatycznie pojawia się pytanie: po co kłopotać się instalacją dodatkowej aplikacji i tworzeniem społeczności na nowo, skoro można wskoczyć do pokoju i cieszyć się tym samym? Twórcy Clubhouse'a nie składają jednak broni i zapowiadają regularne udostępnianie androidowej wersji komunikatora najpierw w innych krajach anglojęzycznych, a ostatecznie na całym świecie. Patrząc jednak jak gwałtownie apka urosła (w lutym pobrano ją na iOS 9,5 miliona razy) i jak szybko spadła (w kwietniu — tylko 900 tys.) — mam wątpliwości, czy nie jest za późno na takie ruchy...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu