Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami, frekwencja nie powala na kolana, ale szczególnie mnie to nie dziwi. W kwestie polityczne, porównywanie pr...
Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami, frekwencja nie powala na kolana, ale szczególnie mnie to nie dziwi. W kwestie polityczne, porównywanie programów i kandydatów nie zamierzam wchodzić, bo AW nie jest do tego odpowiednim miejscem, ale chciałbym wspomnieć o temacie ciszy wyborczej. A właściwie jej łamaniu. W Sieci, konkretnie na Facebooku, który przez weekend nie zamierzał omijać tego wydarzenia. Problem, ale chyba nierozwiązywalny.
Na stronie Państwowej Komisji Wyborczej można było znaleźć w weekend taki akapit:
Państwowa Komisja Wyborcza przypomina, że naruszenie zakazu prowadzenia agitacji wyborczej w okresie ciszy wyborczej stanowi wykroczenie, a naruszenie zakazu podawania do publicznej wiadomości wyników sondaży zachowań wyborczych i przewidywanych wyników wyborów — występek. Zatem ocena czy w danym przypadku doszło do naruszenia tego zakazu nie będzie należała do Państwowej Komisji Wyborczej, lecz do organów ścigania i sądów.
Dlatego też, wszystkie przypadki naruszenia ciszy wyborczej należy zgłaszać Policji. [źródło]
To nie jest żadna wiedza tajemna - większość z Was wie pewnie o istnieniu owej ciszy. Po mieście nie jeżdżą już samochody z banerami prezentującymi kandydatów, nie rozdaje się ulotek, nie rozkleja plakatów, nie agituje z megafonami. Przynajmniej nie powinno się tego robić. Takie rzeczy w miarę łatwo wykryć, jeśli ktoś zostanie złapany "na gorącym uczynku", to kara pewnie go nie ominie. Czy takich przypadków jest dużo? Nie mam pojęcia, ale wątpię, by był to masowy proceder. W Sieci sprawy mają się już inaczej.
Piszę to głównie w oparciu o weekendowo przeglądanego Facebooka. W teorii nie powinienem na nim widzieć tematów wyborczych. Przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej mogłem obserwować. Obok informacji o frekwencji czy doniesień o jakichś problemach, pojawiały się posty, które trudno uznać za neutralne, czysto informacyjne. To jawna agitacja: lajkowanie postów i stron konkretnych kandydatów, zdjęcia z kartami wyborczymi, na których postawiono X przy nazwisku, szerowanie grafik prezentujących niespełnione obietnice obecnego prezydenta, tłumaczenia dlaczego nie zagłosuje się na innych kandydatów. Było tego naprawdę sporo.
Może jestem wyjątkiem i tylko ja to widziałem. Może tylko moi znajomi (oraz znajomi moich znajomych) nie stosowali się do ciszy i tylko oni brali udział w dyskusjach dotyczących wyborów. Podejrzewam jednak, że spora część z Was oglądała podobne rzeczy przeglądając serwis społecznościowy w ostatni weekend. Cisza wyborcza jest tu fikcją. I trudno sobie wyobrazić, jak to zmienić, czy w ogóle jest sens podejmować kroki, które mogłyby to zmienić. O ile oczywiście uznamy, że cisza jest potrzebna i w Sieci powinna obowiązywać tak samo, jak w realu.
Nie wyobrażam sobie wyciągania konsekwencji wobec osób, które złamały ciszę na Facebooku. Po pierwsze, trudno chyba udowodnić, że zalajkowanie jakiegoś posta to agitacja, po drugie, stosowane są przeróżne sztuczki, by uniknąć słów kandydat, wybory, głosowanie itd. Po trzecie, zawsze można powiedzieć, ze zalajkowało się wcześniej, a Facebook dopiero teraz to pokazał... Pewnie moglibyśmy tak długo wymieniać, ale ostatecznie i tak dojdziemy do koronnego argumentu: jak ogarnąć temat o takiej skali? Gdyby policja miała się zająć wszystkimi przypadkami, to badałaby je do końca świata i jeden dzień dłużej. Naprawdę trudny do rozwiązania problem. Cisza wyborcza w Sieci to mit.
Grafika tytułowa: gazeta.pl
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu