Felietony

Ciemne strony grania na pececie – cz.2 – dylematy sprzętowe, kłamstewka wydajnościowe

Kamil Ostrowski
Ciemne strony grania na pececie – cz.2 – dylematy sprzętowe, kłamstewka wydajnościowe
Reklama

Wydaje się, że w dzisiejszych czasach kupno komputera to nic prostszego. Tymczasem, jeżeli chcecie rozsądnie wydać pieniądze, wypada się na temacie zn...

Wydaje się, że w dzisiejszych czasach kupno komputera to nic prostszego. Tymczasem, jeżeli chcecie rozsądnie wydać pieniądze, wypada się na temacie znać. Albo nawet lepiej - znaleźć kogoś, kto zna się bardzo dobrze i na pewno nas nie naciągnie. Nie będzie to łatwe.

Reklama

Tytułem wstępu: jeżeli nie wiecie wiecie, jestem miłośnikiem gamingu na PC. Od kilkudziesięciu dni znów mam stacjonarny komputer, wcześniej przez parę lat jako maszynki do grania używałem laptopa.

Nie popisałem się kupując swój obecny sprzęt. Po paru latach odwyku od śledzenia rozwoju rynku podzespołów "podszkoliłem się" w jedno popołudnie, przeglądając parę rankingów i złożyłem sobie peceta samemu. Po fakcie na jaw wyszło, że popełniłem parę błędów. Ostatecznie nie ma tragedii i dalej wyszedłem na plus, w porównaniu do kupowania już wcześniej przygotowanego zestawu. Niemniej, pozostaje pewien niesmak – mogło przecież być lepiej, za te same pieniądze.

Dla porządku, tak wygląda mój zestaw:

  • Procesor: Core i3-4130
  • Karta graficzna: GTX 650 TI OC, 2GB DDR5
  • Płyta główna: H87-G41 PC Mate Intel H87 LGA 1150
  • Pamięć RAM: HyperX 2x4GB 1600MHz DDR3
  • HDD: Dysk Seagate 1TB, SATAIII
  • Zasilacz: Corsair VS 550W ATX

Do tego moduł Wi-Fi i jakaś tragiczna obudowa, która ma mi posłużyć do czasu, kiedy będę mógł zrobić wymarzonego customa. Zakup dysku SSD też odłożyłem na lepsze czasy.

Ostatecznie okazało się, że większy sens miało składanie komputera na płycie głównej mATX, a nie ATX, RAM mogłem spokojnie kupić w jednej kości. Jakby tego było mało, dominacja Nvidii to pieśń przeszłości, a karty AMD kupować można już od dłuższego czasu świadomie. „Za moich czasów” sytuacja wyglądała trochę inaczej. Podobno przegiąłem też z mocą zasilacza.

To wszystko sprowadza się do jednego – zorientowanie się w zawiłościach składania komputera jest ciężkie dla wszystkich, którzy nie śledzą tego rynku z bardzo bliska. W idealnym świecie idąc do sklepu możemy poprosić o pomoc specjalistę, który złoży nam zestaw idealny dla naszym potrzeb. W praktyce... równie dobrze możemy rzucać kością przeglądając kolejne komponenty i wybierać ten, przy którym wypadnie szóstka. W sklepach specjalistycznych możemy mieć jeszcze szansę na to, że dostaniemy mniej więcej to, czego potrzebujemy, chociaż prawdopodobnie zapłacimy kilkanaście procent więcej, niż powinniśmy. W Media Markcie czy Saturnie w ogóle komputera nie złożymy, ewentualnie dostaniemy zestaw, który ładnie wygląda na folderach reklamowych. „Karta graficzna 2GB, procesor Intel 2,8GHz, 8GB RAM” – tak wyglądają opisy większości zestawów. Zapłacimy średnią krajową, a za rok sprzęt będzie nam wyciskał łzy z oczu. Model karty już dzisiaj ma oczywiście ze dwa lata, procesor jest przestarzały o dwie generacje, a RAM to najtańsza możliwa kość, taktowana z prędkością nie przekraczającą BPM w dubstepowych kawałkach. Zresztą, przejrzałem parę gotowych zestawów od topowych firm - w tej samej cenie nie znalazłem niczego sensownego. W najlepszym przypadku dostawałem mniej więcej to samo, z kartą graficzną o dwa modele słabszą i mniejszą ilością pamięci RAM.

Jakby tego było mało, producentom podzespołów wcale nie wydaje się zależeć na tym, żeby kupujący świadomie mógł ten komputer złożyć. Poszczególnych części jest od groma, a wszystkie oznaczone nic nie mówiącymi kodami, jak „HXTZ-503-OM”. Oczywiście prym wiodą tutaj producenci płyt głównych, którzy wydają się generować nazwy swoich urządzeń poprzez rytmiczne uderzanie głową w klawiaturę.

Reklama


Na marginesie - design pudełek z podzespołami wciąż pozostawia bardzo wiele do życzenia. Okropieństwo.

Pojawiają się pierwsze oznaki poprawy – przykładem niech będą Intel i Kingston (a konkretnie pamięci HyperX, podzielone na trzy segmenty), które podzieliły swoje urządzenia na kilka klas i konsekwentnie starają się trzymać tych oznaczeń. Model opisany jako i3 zawsze będzie „dla oszczędnych, ale takich, którzy chcą od peceta czegoś więcej niż przeglądarki”, a i7 to „dla tych, którzy nie liczą się z kosztami”. Celerony z kolei napędzały będą maszyny do pisania. Taki jest komunikat, jaki wysyła się klientowi, który jest w stanie mniej więcej stwierdzić czego potrzebuje. „Nie za drogi, ale żeby czasami pograć i musi szybko chodzić” to wbrew pozorom dosyć dokładny opis naszych wymagań.

Okej, popastwiłem się trochę nad tym, że nie jest lekko złożyć komputer, ale tak po prawdzie, to więcej problemów jest już wtedy, kiedy się już go ma. Dlaczego?

Otóż z czasem okaże się, że niektóre komponenty zaczną sprawiać nam problemy. Powody mogą być różne. Raz okaże się, że na dłuższą metę oprogramowanie do jakiegoś akcesorium albo części hardware’u zacznie nam „zamulać” system czy regularnie nie odpowiadać, innym razem producent postanowi przestać wspierać nasze urządzenie.

Reklama

Jednakże, najgorszym co może nam się przydarzyć, to właśnie brak wsparcia ze strony producenta gry, którą chcemy uruchomić. Zdarzało mi się to niejednokrotnie, kiedy jeszcze używałem laptopa. Miałem tam na pokładzie dosyć porządny swego czasu chip Nvidii – GT540M. Chociaż na papierze potrafił całkiem nieźle sobie radzić, jeżeli nie wymagało się od niego cudów, tak twórcy gier wideo podchodzili do kwestii obsługi go raczej... wybiórczo. W praktyce oznaczało to, że mogłem beż żadnych problemów odpalić Dishonored w wysokich ustawieniach, ale już inne produkcje z tego samego okresu, nie wyglądające wcale lepiej potrafiły dostać czkawki w rozdzielczości 800x600, z wyłączonymi wszystkimi efektami. Nie muszę chyba dodawać, że dokopanie się do listy wspieranych kart graficznych zazwyczaj do najłatwiejszych nie należy, o ile w ogóle da się to zrobić. Zazwyczaj trzeba się zadowolić nic nie znaczącym „karta graficzna posiadająca 512MB pamięci RAM albo więcej, z obsługą DX10”.

Nie wiadomo co, a jak się później zepsuje, albo nie działa, to zazwyczaj nie wiemy też dlaczego. Otwartość pecetów  jest jednocześnie ich zaletą, ponieważ wymusza konkurencję, ale z drugiej strony – zbytnia swoboda wprowadza niejednokrotnie chaos. Jednakże, to marudzenie może być za kilkanaście lat śpiewką przeszłości, a składanie komputerów stanie się prostsze (albo zostaniemy wyręczeni przez producentów). SteamBoxy, Project Christine, większe zainteresowanie producentów tworzeniem gotowych, kompletnych produktów, czego przykładem niech będzie Intel Nuc. Te czynniki mogą sprawić, że podczas składania kolejnego zestawu, za parę lat, nie będę się rozglądał za komponentami, a rozwiązaniami całościowymi. Szczerze mówiąc, jako graczowi, wystarczy mi, że platforma jest otwarta dla deweloperów i wydawców. Osobiście nie mam nic przeciwko kupnie gotowego pudła, tylko na Boga, niech się ich nie składa z myślą o orżnięciu Kowalskiego. Nawet odpuszczę te upragnione upgrade'y.

To tyle, jeżeli chodzi o ciemne strony grania na PC. Mam nadzieję, że na jasne strony nie będziecie musieli czekać za długo – obiecuję się sprężyć, żeby odzyskać sympatię graczy-blaszakowców :)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama