Felietony

Chyba tylko piraci nie mają problemów z trybem offline

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

10

Subskrypcje sprawiły, że płacimy mniej za muzykę, filmy, książki i programy, ale to nie oznacza, że to rozwiązanie idealne. Szczególnie, jeśli pojawiają się problemy techniczne w najmniej spodziewanym momencie, a my nie możemy zrobić nic, by uzyskać dostęp do pobranych treści.

Pojawienie się trybu offline na Netfliksie było nie lada wydarzeniem, ponieważ streaming nie zawsze sprawdzał się w podróży, gdy nie dysponowaliśmy dostępem do odpowiedniego szybkiego łącza. Mobilny internet pozwala nam na coraz więcej, ale zasięg i wydajność sieci komórkowej bywają ograniczone, dlatego większość treści strumieniowanych z sieci bywa niedostępna. Rozwiązaniem tego problemu jest tryb offline, pozwalający na konkretny okres zapisać w pamięci urządzenia całe playlisty lub albumy, sezony seriali, książki  i audiobooki. To tego samego pudełka trafiają także niektóre aplikacje, ponieważ subskrypcje opanowały świat, więc płacimy mniej, ale regularnie zamiast wydawać ogromne kwoty jednorazowo. Niestety, jeśli pojawiają się problemy techniczne, to bywają nie do przeskoczenia.

Pobrane? Tak. Obejrzę? Nie

Ostatni wyjazd, podczas którego raczej nie planowałem w dużej mierze sięgać po smartfona, był jednak swoistym apogeum moich frustracji związanych z (nie)działaniem takich aplikacji. Dochodziło bowiem do tego, że gdy w wolnym czasie chciałem skorzystać z treści zapisanych w telefonie czy tablecie, z przeróżnych powodów nie były dostępne. Niektóre aplikacje VOD wymagały ponownego zalogowania, mimo że w głównym menu cały czas widniały dane mojego profilu, więc na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało okej. Innym razem darmowa aplikacja do edycji zdjęć wymagała połączenia z siecią, by przejść do kroku, w którym będę mógł wprowadzać poprawki na fotografiach - bez zasięgu nie mogłem nawet dla przyjemności poprawić zrobionych zdjęć.

Najbardziej niezawodne pozostają chyba aplikacje muzyczne, ale i tu zdarzył mi się ostatnio problem, ponieważ jedna z nich nie zakomunikowała żadnych problemów, gdy kliknąłem przycisk pobierz przy albumie, a dopiero nie mając zasięgu okazało się, że pomimo zapisania piosenek w pamięci przeszkodą będzie brak autoryzacji na tym urządzeniu. Kłopoty spotkały mnie także podczas jednego z przelotów, podczas którego wracając z konferencji planowałem rozprawić się z surowym materiałem wideo zebranym w ostatnich dniach. W hotelu program do edycji działał jak należy, więc zamknąłem pokrywę laptopa i nie używałem go aż do chwili znalezienia się w powietrzu. Dopiero tam aplikacja zażądała podania danych do logowania, których oczywiście zweryfikować nie była w stanie, więc nie mogłem ruszyć dalej. Gdy po powrocie wykonałem wymaganą czynność, w mgnieniu oka mogłem wrócić do pracy. Wystarczyło zapewne kilkaset kilobajtów transferu, by mnie zautoryzować.

99 razy zadziała, przy setnym razie zawodzi i nic z tym nie zrobimy

I nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem typem człowieka, który gdy tylko straci zasięg wpada w panikę i czuje się jak odcięty od tlenu. W wielu sytuacjach wręcz poszukuję miejsc, by takiego błogostanu doświadczyć, ale nie chciałbym, by w takich momentach ta niezwykle nowoczesna technologia mnie tak zawodziła. Niemożliwe jest jednak te krytyczne chwile przewidzieć czy się na nie przygotować, a na przestrzeni lat chyba każda platforma VOD zdołała mnie pod tym względem zawieść. Z pozostałymi aplikacjami i usługami bywało różnie, ale zdarza się to częściej, niż rzadziej, dlatego ostatnie wydarzenia sprawiły, że chciałem na to zwrócić uwagę tym tekstem.

Tytuł jest oczywiście pewnym uproszczeniem. Nie popieram(y) tego rodzaju praktyk i ich nie stosujemy, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że osoby, które pobiorą filmy, muzykę czy inne treści mniej oficjalnymi kanałami, nie będą musiały mierzyć się z tego rodzaju kłopotami. Po prostu klikną "odtwórz", gdy ja w tym czasie biegam po okolicy próbując się ponownie zalogować.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu