Seriale

Castlevania na Netflix to najlepsza adaptacja gry, jaką widziałem. Recenzja trzeciego sezonu

Paweł Winiarski
Castlevania na Netflix to najlepsza adaptacja gry, jaką widziałem. Recenzja trzeciego sezonu
11

Kiedy pod koniec 2017 roku na Netflix pojawiła się animowana Castlevania uznałem, że to jedno z najlepszych anime w serwisie. Po zaliczeniu trzeciego sezonu powiem więcej - moim zdaniem to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza adaptacja gry.

Choć z tą adaptacją gry trochę przesadziłem - kilka dni temu człowiek odpowiedzialny za scenariusz anime wyznał, że nigdy nie grał w żadną produkcję z tej serii. I może to jest jakiś sposób, by nie skopać takiego obrazka?

Przeczytaj też: Castlevania od Neflix - recenzja pierwszego sezonu anime

Trzeci sezon netfliksowej Castlevanii przenosi nas kilka miesięcy po finałowej bitwie w zamku Drakuli i raczej nie zdradzę zbyt wiele z fabuły mówiąc, że tym razem opowieść nie będzie się kręcić wokół tej postaci. Trochę się tego obawiałem, jak się jednak później okazało - zupełnie bezpodstawnie. Alucard, Trevor i Sypha są bowiem na tyle ciekawymi postaciami, by całkowicie pociągnąć ten sezon w bardzo fajnym i ciekawym kierunku. Nawet bez "najpopularniejszego wampira w historii", Castlevania roztacza wokół siebie niesamowitą aurę tajemniczości, której próżno szukać w innych animacjach w serwisie. Momentami klimat prawie przytłacza i choć najnowsze 10 odcinków rozkręca się dość powoli, to jednak umiejętnie dozuje zarówno fabułę, jak i atmosferę.

Wampirzyca Camilla, którą na pewno kojarzycie z poprzednich części łączy siły ze swoimi trzema siostrami - Lenore, Moraną i Strigą. To jakby jeden wątek fabularny, gdzie wampirze rodzeństwo chce wykonać pierwotny plan Drakuli, który zakładał stworzenie farmy z ludzi. Pojawi się też kowal Izaak, który za pomocą swojego sztyletu tworzy armie piekielnych stworzeń nocy, tym razem kieruje nim jednak żądza zemsty. No i nasze ubijające potwory duo w postaci Trevora Belmonta i mówczyni Syphii, które przemierza kolejne krainy wybijając potwory. Tym razem trafią jednak do małego, tajemniczego miasteczka, gdzie w dziwnym klasztorze mnisi wydają się być całkowicie opuszczeni przez Boga. Swój własny wątek otrzymał też oczywiście syn Drakuli - Alucard, który stara się wieść spokojne życie broniąc uszkodzonego zamku ojca oraz posiadłości Belmontów skrywającej zbieraną przez pokolenia wiedzę jak walczyć ze stworami. Wszystkie historie dzieją się równolegle, nie są ze sobą połączone i choć były momenty kiedy żałowałem, że jednak na siebie nie nachodzą, to w żaden sposób nie psuło to przyjemności z ich poznawania.

Teoretycznie bez znajomości dwóch pierwszych sezonów można obejrzeć trzeci. Polecam jednak poświęcić tych kilka godzin i poznać bazową historię - nie tylko po to by wprowadzić się w ten świetnie skonstruowany, tajemniczy świat, ale jednocześnie by wyłapać smaczki łączące całe uniwersum. Szczególnie w kontekście Hectora i Izaaka, bowiem ich dalsze losy łączą się bezpośrednio z czasem gdy służyli Drakuli. Najważniejsze jednak jest to, że "istnieje Castlevania po Drakuli", za co dla twórców ogromne brawa, szczególnie bo dwóch sezonach bazujących głównie na tej postaci.

Tak, jak wspomniałem - każda z historii budowana jest dość powoli i spokojnie. Pozwala to jeszcze lepiej poznać zarówno starych, jak i nowych bohaterów. Ale też każda z nich otrzymuje swój mocny finał w ostatnich odcinkach i to właśnie wtedy trzeci sezon anime nabiera największego tempa nie pozwalając odejść od ekranu. Sam przy końcówce dość konkretnie zarwałem sobotnią noc, ale finał w pełni mi to wynagrodził swoim tempem.

Wizualnie nie zmieniło się tu zbyt wiele i może Castlevania nie prezentuje jakiegoś niesamowitego poziomu animacji, to jednak sposób rysowania i ruchu dobrze spina się z atmosferą. Jasne, chciałoby się więcej brudu a mniej czystych ujęć, jednak wystarczy doczekać do pierwszych walk i zobaczyć jak postacie płyną wtedy po ekranie by docenić pomysł. Szczególnie, że scenografia walk (szczególnie pod koniec) prezentuje się bardzo dobrze.

Warto, zdecydowanie warto

Obawiałem się o trzeci sezon Castlevanii głównie dlatego, że tym razem opowieść nie skupia się na Draculi. Na szczęście przez dwa pierwsze sezony udało się stworzyć na tyle ciekawych bohaterów, by widz chciał poznawać ich dalsze losy w tym ciekawym i tajemniczym świecie. Może i jest wolniej, ale na pewno nie wieje nudą. Co więcej - ze wspomnianymi bohaterami jeszcze łatwiej wejść w relacje. Zdecydowanie warto obejrzeć wszystkie trzy sezony, ale jeśli baliście się o ten najnowszy - to spokojnie, wyszedł świetnie. Tylko uczulam, jest na tyle brutalnie, że nie oglądajcie tego z dzieciakami. Kategoria 18+ jest tu jak najbardziej na miejscu i przygotujcie się na takie akcje, jak na przykład finał krótkiej walki Belmonta z grupą mnichów, gdzie na sam koniec łamie jednemu nogę by zmieścić go do drewnianej beczki.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu