Social Media

Cancel culture a prawo do obrony. Kiedy emocje wygrywają z rozsądkiem

Tomasz Szwast
Cancel culture a prawo do obrony. Kiedy emocje wygrywają z rozsądkiem
7

Cancel culture to zjawisko, które sprawia, że to społeczeństwo wydaje wyroki. To społeczeństwo decyduje o tym, kto jest winny, a kto niewinny, częstokroć wyłącznie na podstawie poszlak. To sprawia, że cofamy się do czasów sprzed ustawodawstwa rzymskiego. Co możemy z tym zrobić?

Jak działa cancel culture? W praktyce to niestety bardzo proste. Wystarczy rzucić w sieci hasłem, że konkretna osoba zrobiła coś złego. Oskarżyć czy to o przestępstwo, czy o nieobyczajne zachowanie, czy cokolwiek innego, co mogłoby wywołać skandal. Dalej rzeczy dzieją się już automatycznie. Temu konkretnemu człowiekowi przyklejana jest określona łatka, wskazująca na czyn, którego rzekomo miał dokonać.

Polecamy na Geekweek: Jak wygrać wybory? Media społecznościowe zmieniły kampanię wyborczą

Praktyka? Bardzo proszę. Z pewnością część z naszych czytelników przypomina sobie film, gdzie grupa osób w kamizelkach taktycznych dokonuje ujęcia obywatelskiego przerażonej i zdezorientowanej osoby w starszym wieku. Zarzut? Poważne przestępstwo, którego ofiarą miały być osoby nieletnie. Osoba ta, zgodnie z informacją przekazaną przez nagrywających, została oddana w ręce policji. Niedługo później opuściła komendę, gdyż nie znaleziono podstaw do jej zatrzymania. Nie znaleziono również dowodów na to, że kiedykolwiek zrobiła cokolwiek złego osobie niepełnoletniej.

Rezultat? Film oczywiście zniknął z internetu, jednak ukazana na nim osoba nigdy nie doczeka się pełnej rehabilitacji dobrego imienia. W świecie mediów społecznościowych to po prostu niemożliwe. Już zawsze będzie kojarzyła się z wizerunkiem kogoś, kto miał dopuścić się przestępstwa. Nie zrobił tego? Cóż, o tym dowiedzą się już tylko ci, którzy postanowili uważniej śledzić doniesienia w sprawie.

Cancel culture to potrzeba sprawiedliwości, czy może... taniej rozrywki?

Dlaczego ludzie tak chętnie podejmują się cancelowania w mediach społecznościowych? Cóż, każdy z nas ma w sobie poczucie sprawiedliwości. Chęć sprawienia, że zło zostanie ukarane a krzywdy będą wynagrodzone. Kiedy słyszymy o tym, że ktoś zrobił coś złego, zwłaszcza gdy polegało to na skrzywdzeniu niewinnej osoby, nasza żądza sprawiedliwości wręcz krzyczy wołając o karę dla tej osoby. Prawdę powiedziawszy ciężko cokolwiek zarzucić takiej postawie, oczywiście o ile ta utrzymywana jest w pewnych granicach. Z kolei swoboda wypowiedzi w mediach społecznościowych sprawia, że granice te bardzo łatwo przekroczyć.

Potrzeba sprawiedliwości, zwłaszcza wyrażana powszechnie, może szybko zmienić się w coś bardzo złego. Domagając się sprawiedliwości ludzie zapominają nie tylko o podstawowych zasadach prawa, ale nawet o czymś, co wynika ze zdrowego rozsądku. Następuje płynne przejście z potrzeby sprawiedliwości do chęci patrzenia na czyjeś cierpienie. Na to, że komuś dzieje się równie źle, albo jeszcze gorzej, niż osobie, która miała doznać krzywdy z jego ręki. A to już nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. To wyłącznie prostacka rozrywka wynikająca z instynktów, które powinniśmy w sobie hamować.

Gdzie leży granica?

Praktyka pokazuje, że tłum zawsze chciał sprawiedliwości dla osób, które dopuszczały się niegodziwości. Pochopnie podejmowane decyzje niejednokrotnie doprowadzały do śmierci niewinnych osób. Właśnie po to, by nie dopuszczać do takich sytuacji powstało prawo karne. Prawo, które w swojej materialnej części reguluje to, jaka kara powinna zostać wymierzona za konkretne przestępstwo. Obok prawa materialnego występuje jednak prawo procesowe, zawierające zasady postępowania czy to w sprawie o określony czyn, czy przeciwko konkretnej, oskarżonej osobie. Co bardzo istotne, a może wręcz najistotniejsze, zawiera również prawa osoby oskarżonej o popełnienie danego czynu. Prawa przysługujące jej nawet wtedy, gdy od początku wiadomo, że wina jest oczywista.

Jak w praktyce działa prawo chroniące osobę, której zarzuca się popełnienie danego czynu. By przekonać się o tym wcale nie musimy wracać pamięcią do starożytnego Rzymu. Wystarczy nam polska konstytucja i kodeks postępowania karnego. Na samym początku rzućmy okiem na art. 42 ust. 3 konstytucji. Zacytujmy go w całości:

Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu.

Bardzo istotny jest również art. 42 ust. 2 ustawy zasadniczej. Oto jak brzmi jego początek:

Każdy, przeciw komu prowadzone jest postępowanie karne, ma prawo do obrony we wszystkich stadiach postępowania.

Kodeks postępowania karnego powtarza zasady zawarte w konstytucji. Dodaje jeszcze jedną, równie istotną z perspektywy tego, co dzieje się w sieci. Tak brzmi art. 5 ust. 2 KPK:

Niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego.

W prawie mamy zatem zasady mówiące o tym, że bez prawomocnego wyroku sądowego każdy jest niewinny. Mamy również prawo do obrony i to na KAŻDYM etapie postępowania. Jakby tego było mało, organy stosujące prawo mają obowiązek rozstrzygać wątpliwości, w tym również interpretować wątpliwy materiał dowodowy na korzyść oskarżonego.

Jak do powyższego mają się zasady, którymi kieruje się cancel culture w mediach społecznościowych? Oczywiście nijak. Cancelowanie to prawne cofnięcie się w czasie do czasów sprzed starożytnych systemów prawa karnego. Mówiąc dosłowniej: barbarzyństwo.

To właśnie niezbywalne prawa jednostki działające w każdym cywilizowanym, nowożytnym systemie prawnym są granicą, poza którą nikt nie powinien się wychylać. Tymczasem, jak widzimy w ostatnim czasie, jest zupełnie inaczej.

Wyrok sądu można zaskarżyć. Wyrok społeczeństwa jest ostateczny

Do całego wymienionego wyżej katalogu praw osoby oskarżonej o popełnienie czynu zabronionego koniecznie musimy dodać jeszcze jedno. To prawo do zaskarżenia wyroku, który według niej nie jest sprawiedliwy. W Polsce zasada ta realizowana jest przez dwuinstancyjność postępowania. Wyrok sądu okręgowego można zaskarżyć do sądu apelacyjnego. Na wypadek złamania prawa podczas orzekania jest również ścieżka nadzwyczajna: kasacja prawomocnego wyroku do sądu najwyższego. Jak to działa w mediach społecznościowych?

Oczywiście nie działa. Wyrok wydany przez społeczność YouTube'a nie może być zaskarżony do społeczności Twittera itd. Orzeczenie, bez zapoznania z materiałem dowodowym i wysłuchania drugiej strony, wydają wszyscy na raz. Nie da się go zaskarżyć – pozostanie w sieci już na zawsze. Nawet wówczas, gdy odpowiednie organy państwa, dysponując pełnym materiałem dowodowym, umorzą postępowanie czy wydadzą wyrok uniewinniający. Ktoś, kto był w sieci cancelowany już na zawsze będzie kojarzył się z określonymi zarzutami. Nawet wtedy, gdy zostanie z nich niepodważalnie oczyszczony.

Pamiętacie jeszcze tę sytuację, gdy jeden z bohaterów polskiego YouTube'a został oskarżony o zrobienie krzywdy osobie nieletniej? Społeczność portalu wydała wyrok w trybie natychmiastowym. Niedługo później okazało się, że zarzuty były bezzasadne. Co wtedy zrobić z przerwaną karierą, utraconymi współpracami reklamowymi, a przede wszystkim z zaufaniem widzów? To już nigdy nie wróci. Owszem, zawsze można walczyć o swoje dobre imię podnosząc zarzut zniesławienia, jednak to zdecydowanie zbyt mało. Social media nie wybaczają.

Pandora Gate: jasna i ciemna strona mediów społecznościowych w jednym

Śledząc wydarzenia w tzw. Pandora Gate można dostrzec to, co w mediach społecznościowych najlepsze i najgorsze. Z jednej strony zaangażowane dziennikarstwo obywatelskie, które doprowadziło do chęci ujawnienia prawdopodobnych ofiar przestępstwa i zebrania materiału dowodowego, jaki został przekazany prokuraturze. Można zauważyć głos społeczeństwa wywierający bardzo słuszną presję na wymiarze sprawiedliwości, by winni zostali ukarani a ofiary otrzymały należne zadośćuczynienie. Do tego stopnia, że wywołało to reakcję praktycznie wszystkich istotnych polskich polityków. Na ile z potrzeby serca i działania prospołecznego, na ile z trwającej kampanii wyborczej? Nie mnie oceniać.

Z drugiej strony można zaobserwować coś zupełnie przeciwnego. Dążenie do sprawiedliwości błyskawicznie zmieniło się w chęć brutalnej zemsty. Pisząc te słowa wciąż nie znam okoliczności ujęcia obywatelskiego, w wyniku którego główny bohater Pandora Gate został oddany w ręce brytyjskiej policji. Nie wiem również co było dalej. Czy podczas zatrzymania doszło do naruszenia nietykalności cielesnej albo wręcz pobicia? Na tę chwilę nie wiadomo. Wiadomo jednak jak zareagowało społeczeństwo.

Przebijam się przez komentarze, w których ludzie życzą człowiekowi brutalnego, bestialskiego wręcz potraktowania. Żałują, że osoba, która w świetle prawa nie ma jeszcze nawet statusu podejrzanego, nie została ciężko pobita, czy wręcz zabita. Jeśli właśnie w ten sposób ma działać cancel culture, to lepiej by było, żeby social media nigdy więcej nie zajmowały się wymierzaniem sprawiedliwości.

Dążenie do sprawiedliwości i współczucie dla ofiar to cnoty szlachetne, które powinniśmy pielęgnować również w internecie. Koniecznie pamiętając jednak o tym, by nie dać się zwieść emocjom, zwłaszcza chęci zemsty. W cywilizowanym społeczeństwie to organy działające na podstawie i w granicach prawa wymierzają sprawiedliwość. Naszym zadaniem, jako społeczeństwa internetu, jest patrzeć im na ręce i mobilizować do szybkiej i skutecznej pracy. Nie wykonywać ich kompetencje, a zwłaszcza nie wydawać wyroki.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu